-Co to za litera? - Sylwek paluszkiem wskazuje na bazgroł, który właśnie raczył naskrobać długopisem na kartce.
-To nie litera. To jakiś bazgroł - wyjaśniam mu po chwili próbując mimo wszystko dostrzec podobieństwo do jakiejkolwiek znanej mi litery.
-Wujek a napisz mi cyferki - Sylwek ochoczo usadawia się na krześle czekając, aż zacznę pisać.
Sylwek to trzeci i póki co ostatni syn Hanki. Zdarzył jej się tak zwanym przypadkiem i tak zwanym przypadkiem ma tego samego ojca, co dwóch poprzednich ananasów. Tyle, że ojca nie ma.
O ile pamiętam to Robert, jak to z marynarzami bywa, postawił żagiel i odpłynął w siną dal za równik i kolejne południki zostawiając Hankę dla jakiejś latynoskiej piękności z Argentyny.
Hanka zawsze chciała zobaczyć Santa Fe i Buenos Aires - szalała przy piosence Maanamu, ale kiedy dowiedziała się, że jej marynarz wyrwał sobie jakiegoś chwasta w Republice Argentyńskiej, przy którymś z kolei rejsie, zakochała się nagle w Bieszczadach i Wałbrzychu.
Sylwek był wierną kopią Roberta. Choć miał dopiero niespełna pięć lat wyglądał na znacznie dojrzalsze dziecko. Może przez czarne włosy i krzaczaste brwi, które odziedziczył po ojcu, a może przez zielone oczy - też po ojcu. Pewne było, że nie wyglądał jak brat swoich starszych braci.
-No to napiszesz mi jakieś cyferki czy nie? - naciskał Sylwek.
-Yyyy no dobrze to zaczniemy od początku - stwierdziłem i zacząłem pisać.
-O ta wygląda jak cipka! - bez ogródek wypalił Sylwek. Nie zwróciłem na to uwagi, bo myślałem, że może mnie słuch myli.
-To zero. Takie jajowate kółko - wyjaśniłem.
-Ale moje jajka nie są takie okrągłe - bez żenady stwierdził.
-Dobrze mój drogi nie będziemy tak rozmawiać! - pisałem dalej.
-O a ta wygląda jak ta lampka mamy, którą czasem chowa do szuflady - miał na myśli jedynkę, która faktycznie napisana grubym czerwonym flamastrem wyglądała jak fallus - ostatnio chciałem nią poświecić w szafie ale chyba się zepsuła bo tylko drgała i kręciła się na boki.
Żuchwa opadła mi na mostek z wrażenia.
-Jaka lampka? O czym ty mówisz Sylwuś?
-No taka fioletowa. Antek mi powiedział, że to lampka taka jak latarka, że mama czasem coś zgubi pod łóżkiem to tam sobie nią świeci - wyjaśnił.
Siedzący na drugim końcu Michał parsknął pod nosem i chichrał się, trzęsąc się na krześle jak w ataku epilepsji.
-Co się chichrasz ciołku? - zapytałem.
-Bo Sylwek ostatnio uklepywał "tą lampką" plastelinę na biurku.
-Ale to chyba wujek nie jest lampka, wiesz - zagaił już nieco smutniej Sylwek.
-Nie? A co to jest, jak myślisz - zainteresowałem się bardzo odpowiedzią jakiej mi zaraz udzieli.
-Nooo, bo ja widziałem ostatnio jak Michał ją lizał, więc to pewnie jest jakiś lizak albo coś - zawstydził się.
Szczęka chichrającemu się szczeniakowi opadła do ziemi i zamknął swą paszcze spalając cegłę na gębie jakiej nigdy nie widziałem.
Popatrzyłem na niego spod byka i zagroziłem palcem. Rozłożył jedynie bezradnie ręce i wrócił do grania w Nintendo.
Hanka wróciła z pracy.
-Dzięki, że zająłeś się chłopakami! Jedli coś? - zapytała od drzwi.
-Tak, w szkole obiad. Nie ma sprawy! Musimy pogadać - stwierdziłem - czy Ty przypadkiem nie zostawiasz swojego wibratora na szafce nocnej?
-No czasem mi się zdarza, a co? - zaciekawiła się Hanka.
-Sylwek myśli, że to jakaś lampka lub co najlepsze tłuczek do plasteliny...
Zdębiała - Sylwek bawił się moim wibroaction? - zaskoczona spojrzała na mnie i Sylwka, który nie słysząc nic, mazał coś na kartce.
-Tak mamo - wypalił Michał.
-Widziałeś to i nic nie zrobiłeś? Baranie! - zrezygnowana Hanka spojrzała na syna - Ale ja Cie urządzę.
-Ty się piękny lepiej nie odzywaj - wypaliłem do Michała, który znów skulił uszy i grał dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz