15 marca 2012

98. Dziewięćdziesiąty ósmy. Hanka skakanka i Florek.

-Wiesz, mam mieszane uczucia...
-Dlaczego?
-Bo nie wiem czy bardziej chcą mnie wszyscy grupowo przelecieć czy są na mnie wściekli, że odciągam ich uwagę od ćwiczeń - żaliła się Hanka.
-Jak to odciągasz ich uwagę od ćwiczeń?
-To opowiem Ci od początku - zaczęła - mój trener ma jakieś czterdzieści lat, choć patrząc na niego dałabym mu ledwo trzydzieści. Ma na imię Florian i jest absolutnym gentelmanem. Nawet Karol nie bywa taki subtelny w swoich pomysłach do Florian, ale ten ma żonę i podobnie jak ja trójkę dzieci. No ale nie o tym chciałam - zawiesiła głos w zamyśle. - Nie wiem czy zrobił to złośliwie czy z chęci dania mi rozgrzewki ale zaproponował mi w pierwszym tygodniu ćwiczenia aerobowe, więc wlazłam jak ta foka na orbitreka i ustawiłam program jakiś. I tylko patrzyłam później jak co chwila budują się kolejne namioty wokół mnie. Koleś upuścił sztangę na podłogę, drugi przyciął sobie łeb na atlasie wychylając ku mnie twarz, a jeszcze inny zastygł jak zamrożony robiąc pompki.
-To znaczy, że co ty tam na tym orbitreku robiłaś? - dopytywał Dawid - Bo wiesz, ja to na siłowni nigdy nie byłem co widać, więc nawet nie wiem.
-No to jest taki rowerek na którym się stoi i powiedzmy, że biega. No to wyobraź sobie mnie, fokę z cycami, która nagle zaczyna rytmicznie podskakiwać. Zupełnie jak w podstawówce, jak mi cycki urosły, tak i teraz myślałam, że sobie zęby powybijam. Ale nie kuźwa twardo biegłam do przodu nie zwracając uwagi na okoliczności. Rozumiesz, słuchawki w uszach, włosy w kitce związane gumką rytmicznie szurające w powietrzu, uginające się nogi i moje balony raz na górze raz na dole, jak w rytmicznym szaleństwie - broda-brzuch, broda-brzuch.
-Słoneczny patrol mi się skojarzył....
-No właśnie o tym mówię. No i tak biegnę kurwa na tym orbitreku, a tu koleś do mnie podchodzi i sapie. Widzę, że rusza ustami, ale że miałam słuchawki w uszach no to nie wiedziałam co sapie. Wyciągam słuchawki a on do mnie: "Czy mogłaby pani przestać tak skakać?". Zdębiałam i pytam: "Dlaczego? Coś się stało?", a on do mnie, że rozpraszam swoim ruchem cząstki elementarne i działam na wyobraźnię.
-Hahahaha, co za koleś - Dawid popadał w egzaltację.
-Se myślę, fizyk kurwa jakiś czy co? No ale popatrzyłam na tych biedaków na sali a tam no jak epidemia, jak nie namiot wystrzelony ku sufitowi to dłonie skrzyżowane na kroczu. Myślę sobie zawołam Florka niech mi zaproponuje coś innego. Przyszedł i mówi: "To porób trochę na motylku".
-To na uda jest chyba dobre tak?
-Tak, no i na kolejną sesję męskich wzwodów, bo przecież nie mogli tego motylka ustawić inaczej jak frontem do lustra, więc nie dość, że widziałam swoja schowaną w lajkrze pipkę to jeszcze do tego spojrzenia śliniących się co rusz na nowo kolesi. Już miałam wizję jakiejś orgii zmasowanej i ataku na mnie męskich członków na siłowni póki mnie huk spadającego na ziemię metalu nie wyrwał z marzeń. Koleś przypierdolił z takim łomotem sztangą w stopę, że myślałam, że zejdzie na miejscu. I wywrzeszczał później, że to przeze mnie, czaisz!
-Co to za siłownia?
-Ta koło naszego biura.
-Hanka przecież to siłownia garnizonowa. Tam sami żołnierze.
-Teraz to i ja to wiem, ale karnet już kupiłam.
-I co zamierzasz tam chodzić?
-Jeśli mnie Karol nie zakuje w pas cnoty lub nie przykuje do kaloryfera to tak. No co? - popatrzyła skruszona na Dawida - lepsza taka siłownia niż żadna.
-Biedni Ci żołnierze, nie dość, że wygłodniali to jeszcze przylezie im taka Hanka i emanuje cycami pod samymi oczami - zaśmiał się Dawid.
-Nic nie mów, Tobie też kupiłam karnet. Idziesz jutro ze mną - szyderczym uśmiechem podkreśliła konieczność pojawienia się Dawida wraz z nią w gniazdku rozkoszy cielesnych.
-Co?! Nie ma mowy kochana, chcesz żebym na zawał zeszedł wziął - błyskotliwa asertywność Dawida dała sygnał obronny.
-Może Tobie się trafi numerek, mąż wziął CI wyjechał na pół roku więc może sobie chociaż popatrzysz Prypciu - zaśmiała się i wyszła do kuchni.
-Za co? Za co? Za co kochanie spotyka mnie ta męka? - wyjęczał do sufitu Dawid z uśmiechem na gębie od samego myślenia o muskularnych bykach prężących się przed jego oczami.

11 marca 2012

97. Dziewięćdziesiąty siódmy. Sanki Hanki i popielnica.

Budzik obudził mnie całkiem przypadkiem. Gdyby nie on, najprawdopodobniej chrapałbym smacznie kolejne długie godziny w wygodnym łóżku pod ciepłą kołdrą.
Hanki łóżko gościnne mogłoby spokojnie stać się stałym elementem wystroju mojego i Dawida mieszkania. Było tak wygodne, że grzechem byłoby powiedzenie z rana, że się w nim człowiek nie wyspał.

Łypnąłem okiem na sufit pogrążony jeszcze w szarości wczesnego poranka, chwilę później mój wzrok skierował się w pozycję poziomą wprost na szafę stojącą nieopodal łóżka, na którą padały delikatne promienie wschodzącego słońca.
-Boże jaka siła każe mi wstawać o tej porze w niedzielę - jęknąłem pod nosem znając doskonale odpowiedź na swoje pytanie - fizjologia dziadu, fizjologia.
Faktycznie, pęcherz miałem wypełniony po brzegi możliwości i tylko cudem unikałem katastrofy zalania anielskiego łoża żółtym płynem. W głowie telepała mi się myśl o spaniu i... rodziło się zastanawianie: Gdzie do diabła jest mój mąż?!

Całkiem odruchowo podniosłem się z łóżka patrząc na sąsiednią poduszkę, na której brakowało zdecydowanie dobrze znanej mi głowy. Niestety wszelkie próby jej znalezienia w łóżku czy pod łóżkiem przyniosły marny rezultat. Dawida w tym pokoju i łóżku tej nocy nie było choć powinien już być.
-Zabalowali tak czy co? - pomyślałem przez chwilę zmuszając zaspane neurony do przypomnienia sobie, gdzie właściwie jest mąż - Myślałem, że firmowe imprezy kończą się o rozsądnych godzinach - mruknąłem pod nosem - Powinien był chyba do mnie zadzwonić, że będą później - chwyciłem szybko telefon do ręki - A no dzwonili i on i Hanka, ale się nie dodzwonili - zmartwiłem się trochę przekornie.

Zerknąłem na godzinę ewentualnych prób dobicia się do mnie i szybko zorientowałem się, że od tamtego czasu minęły raptem dwie godziny. Zwlokłem się z łóżka i podreptałem zaspany do łazienki.
Drzwi pokoju skrzypnęły delikatnie i w tej samej chwili usłyszałem szelest dochodzący z korytarza. Odskoczyłem od drzwi.
-Kurcze, przecież chłopaki są u babci, czyżby szanowni imprezowicze wrócili - wychyliłem głowę za drzwi. -Kurwa - syknąłem - co to ma być?
Dawid w najlepsze z twarzą wciśnięta pomiędzy drewniane szczebelki spał rozciągnięty na sankach trzymając kurczowo w dłoni drążek ze sznurkiem kończącym się tuż przy płozach drewnianego wehikułu śnieżnego.
-What a fuck - podrapałem się po głowie patrząc na niecodzienne zjawisko. Uśmiech na mojej twarzy malował się coraz wyraźniej. Schyliłem się - Miś! - syknąłem - Misiu, dlaczego Ty śpisz na... - zamyśliłem się - na sankach?
-Taaah, swonią swonhi phhh.... - wysapał z siebie Dawid - co, co? - ocknął się.
-Kochanie, śpisz na sankach. W ogóle skąd masz sanki? - zainteresowałem się - chodźcie moje zwłoki do łóżka - pociągnąłem męża do góry wtaszczając go stanowczo do łóżka. Legł jak kłoda zostawiając za sobą tylko smugę rodem z gorzelni.

W korytarzu od sanek niewiadomego pochodzenia do sypialni Hanki, ciągnął się łańcuszek garderobianych rzeczy, które najprawdopodobniej rzucane były na oślep przez pijaną jak szpadel Hankę zmierzającą po ścianie do łóżka. Czerwona prawa szpilka, połyskująca czarna kopertówka, rękawiczka w kolorze burgund, szalik, rękawiczka, szpilka czerwona lewa, rajstopy, bluzka, bolerko, stanik i na końcu stopa Hanki zwisająca z łóżka, a dalej już tylko poimprezowe chuchro.
Leżała jak foka, którą morze niechcący wypchnęło na plażę o świcie. Rozdziabiała twarz udając pisuar, z którego cienką strużką po poliku spływała ślina. Chrapała jak mops.
Pomijając fakt, że spała w spódnicy okryta rąbkiem kołdry zasłaniającej jej klatkę piersiową i część pupy było w tym obrazku coś zaskakującego.
-Boszsz, czy ktoś wam dosypał jakichś prochów do drinków? - zamyśliłem się podchodząc do łóżka. Chciałem przykryć te zwłoki, żeby kompletnie nie zmarzły, kiedy Hanka łypnęła nagle na mnie okiem.
-Ratuj, bo umieram - wyjęczała.
-Cześć piękna. Nieźleście się urządzili wczoraj.
-Jesu, człowieku nic nie mów. Dawid zaciągnął nas jeszcze na sanki.
-Na sanki? To dlatego spał w korytarzu na sankach - zrozumiałem, choć nie zupełnie o co chodzi.
-Spał na sankach? Jesu... to sanki sąsiadki z dołu.
-Dobra idź się przespać - zaordynowałem - Dawida już wrzuciłem do łóżka. Opowiecie mi wszystko później.
-No dobra, ściągnę tylko spódnicę - Hanka podniosła się pokazując się w całej okazałości nago - tylko do cholery nie pamiętam skąd wzięłam tą popielnicę - wyciągnęła spod rogu poduszki wielką czerwoną popielnicę o dziwo czystą, bez petów i prochu. Podsunęła mi ją pod oczy - Może Ty wiesz? - zapytała zdziwiona.
-Nie, nie mam pojęcia, ale widzę, że tęgo było. Obyście następnym razem nie przynieśli do domu zastawy stołowej lub dmuchanej palmy - zaśmiałem się i zabrałem Hance spódnicę z ręki zostawiając ją w objęciach Morfeusza.