18 października 2011

59. Pięćdziesiąty dziewiąty. Wujek w domu, czyli śniadanie O mój Boże...

-Hurrrraaaaa!!! - chłopaki zakrzyknęli zgodnie na wieść o tym, że zostanę z nimi na kilka nocy i dni, kiedy ich matka będzie ciężko zarabiać w Portugalii w czasie delegacji.
-I będziesz mi czytał wujek książkę na dobranoc? - Sylwek od początku podchwycił temat.
-Będę - obiecałem.
-A zrobisz ze mną jakieś eksperymenty? Ty umiesz takie rzeczy robić - Antek miał swoje pięć minut.
-Noo zobaczymy, ale Ty jesteś na tyle duży, że możesz sam się tym zająć. Ja pomogę jakby co.
-No no chłopaki, chciałabym mieć dokąd wrócić z tej delegacji, a nie zastać w miejscu domu lej po wybuchu nuklearnym z tlącymi się kablami wysokiego napięcia. Jasne? - upewniła się Hanka patrząc na mnie z uśmiechem. Puściła mi oczko i wyszła do pokoju pakować walizkę.
-Ja tam idę na imprezę jutro, od razu mówię, że mnie nie ma na noc - Michał zaznaczył mi swój teren i klepnął w ramię.
-No dobra ale przynajmniej niech wiem gdzie będziesz w razie czego, to przyjadę po Ciebie - westchnąłem wychowawczo.
-U Staszka i raczej nie wrócę wcześniej niż o 10:00. Przecież jutro sobota!

Hanka ubrana w letnią lnianą spódnicę w kolorze zdechłego łososia i równie letnią bluzkę, która przysiągłbym na własne życie, była z tiulu, stała przed chłopakami i całowała każdego pieczołowicie w czoło, policzek i włosy na pożegnanie.
-Dobra gnoje, macie być grzeczne chłopaki i nie zamęczyć mi tu wujka, bo nie ma gdzie trupa zakopać, jasne?
-Tak jest pani kapitan - Michał zasalutował matce w tonie ironii rodem z "Mojty Pantona" i przyciągnął do siebie braci - ale ich mogę zamordować?
-Możesz. Zmieszczą się do kompostu w przeciwieństwie do wujka - popatrzyła na mnie pobłażliwie z uśmiechem - ja Ciebie też - wystękała i dała mi całusa na do widzenia.
-Dobra dobra, larwo jedziemy bo nie zdążysz na samolot - pogoniłem ją i wyszliśmy do samochodu.

W drodze na lotnisko Hanka postanowiła przypomnieć sobie o najważniejszych wytycznych na najbliższe 10 dni, które to miałem zastosować w razie sytuacji ekstremalnych, "niecierpiącychzwłoki", katastrofalnych, nieprzewidzianych, nagłych, na pierwszy rzut oka bezsensownych, stresowych i niecodziennych.
-Po pierwsze generalnie pranie robić umiesz, zrób kochany bo kosz się w garderobie przewraca z przepełnienia. Poza tym wszystkie potrzebne rzeczy wiesz gdzie są - miała na myśli rzeczy od proszek do prania po proszek do pieczenia włącznie przez odkurzacz, jedzenie, telefon, pilota i worki na śmieci.
-Poza tym jutro sobota pamiętasz, że chłopaki Antek i Sylwek mają jutro dzień na słodko, więc jak możesz to nie dawaj im nic innego. Śniadanie mogą zjeść na słodko. W szafce koło lodówki stoją płatki kukurydziane miodowe, czekoladowe, czekoladowo-waniliowe, z owocami, z czekoladą, kokosowe i cynamonowe. A za płatkami są w czerwonej puszcze schowane ciastka zbożowe, łakotki. W niebieskiej puszcze są draże czekoladowe, orzechowe i kokosowe, a w białej wsypane są M&M's. Poza tym w zamrażarce są lody wszelkiej maści i koloru. Możesz im dać też mleko.
-Haniu, uspokój się kobieto. Nie pierwszy raz zajmuję się nimi - uspokoiłem Hankę. Być może trochę niepotrzebnie i zbyt na wyrost. Ona wiedziała co się święci.

Obudził mnie trzask drzwi frontowych. Słońce bombardowało moje powieki przez niezasłonięte wieczorem okna. Podniosłem głowę i nasłuchiwałem. Drzwi do pokoju uchyliły się nieznacznie i zajrzał przez nie Michał.
-Cześć wujek, już wróciłem. Idę spać.
-Cześć Michał. Która jest godzina? - zaspanym głosem zapytałem nie mając pewności czy nie obudziłem się grubo po południu.
-Dokładnie 8:03. Chłopaki jeszcze śpią.
-No dobrze to Ty idź się wyśpij, mam nadzieję, że nie jesteś skacowany i że się zabezpieczyłeś.
-I jedno i drugie nie - skwitował i poszedł do siebie.
Podniosłem się z łóżka, wcisnąłem na siebie ręcznikowy szlafrok i wyszedłem z rozświetlonego słońcem pokoju do równie rozświetlonej kuchni.
W promieniach unosiły się drobinki kurzu a granitowy blat rozpraszał słoneczne połyski nadając kuchni przytulny nastrój poranka. Nastawiłem kawę w ekspresie.
-No to trzeba by się wykąpać chyba, jakiś prysznic poranny albo co - pomyślałem drapiąc się po jajkach, które przylepiwszy się do uda delikatnie łaskotały mnie.
-Cześć wujek - do kuchni wszedł Antek przecierając oczy - co na śniadanie?
-A co chcesz? Macie dziś dzień na słodko, więc hulaj dusza!
-No to ja sobie zrobię jak mogę.
-Jeśli umiesz to do dzieła! - pozwoliłem mu na szaleństwo w kuchni a sam oddaliłem się do łazienki.
-Idę pod prysznic. Tylko nie zmodeluj tu nic! - zawołałem.
-OK!

Kiedy tylko udało mi się oprzytomnieć nieco po prysznicu, do moich nozdrzy docierał powoli zapach świeżo zaparzonej kawy. Pomyślałem sobie - to będzie fajny poranek, kawa, słońce, fajna pogoda, dzieciaki zajmujące się oglądaniem kreskówek w TV, a później coś pomyślimy.
Od progu kuchni witały mnie kolorowe kuleczki i groszki M&M's by po chwili przeinaczyć się w płatki czekoladowe i orzechy w czekoladzie.
-Co robisz? - zapytałem Antka, który klęcząc na drewnianym taborecie zwisał głową nad blenderem, w którym pływała niezidentyfikowana maź w kolorze różu o zachodzie słońca.
-Śniadanie - odpowiedział w skupieniu wsypując do blendera paczkę ciastek w czekoladzie.
-A nie łatwiej to zjeść oddzielnie?
-Nie, i tak wszytko zmiesza się w żołądku - wyjaśnił. W sumie miał rację.
-A co jest w blenderze już, jeśli mogę zapytać?
-Mleko, płatki kukurydziane, płatki czekoladowe, M&M'sy, lody truskawkowe, banan i musli. Muszę wrzucić jeszcze tylko ciastka i będzie gotowe.
Na samą myśl o ilości cukru jaką właśnie zamierzał w siebie wpakować wysoki na półtora metra człowieczek, zemdliło mnie ale nie oponowałem. Może po poście tygodniowym miał niedobór cukru.
Nalałem sobie kawy i wyszedłem obudzić Sylwka na poranną kreskówkę i pożywne śniadanie, które zamierzałem dla niego przygotować.

-Oooooo nieeee!! Kurcze! Ale wtopa!!! - z kuchni niósł się wrzask zawiedzionego Antka.
-Coś się stało? - zawołałem.
-Właściwie to nie!
Wszedłem do kuchni. Granitowy blat utytłany w bladoróżowej mazi, która jeszcze chwilę wcześniej wypełniała blender, przypominał teraz bajkową krainę wróżek. Wśród różowego płynu leżały kolorowe groszki M&M'sów i czarne kulki płatków czekoladowych. Różowa maź spływała z okapu kuchennego wprost na podłogę a okno kuchenne wyglądało jakby roztrzaskał się na nim wróbel zostawiając plamy swojej krwi.
-Yyy na pewno nic się nie stało? - upewniłem się u Antka.
-Zapomniałem założyć przykrywkę na blender - wyjaśnił wycierając różowe lody z mlekiem i dodatkami ze swojej twarzy i włosów - ale nie będziesz się złościł wujek? Tylko nie mów nic mamie.

Od tego widoku oderwał mnie sygnał sms w moim telefonie.
"Zapomniałam Ci powiedzieć, żebyś nie pozwalał Antkowi robić koktajlu z lodami i cukierkami na śniadanie, bo zapomina, że blender ma pokrywkę. Buziaki PS Spałam jak dziecko. Hotel jest boski."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz