17 października 2011

57. Pięćdziesiąty siódmy. Niż mędrca szkiełko i oko. Hanka K. i doktor Gałka cz.2

-Proszę pana, to nie są moje okulary! - wrzeszczała na pół salonu optycznego Hanka.
-Proszę pani, niech mi pani wierzy lub nie, ale są dokładnie tak zrobione, jak napisano na pani recepcie, którą pani nam wręczyła - próbował delikatnie uspokoić Hankę pracownik salonu.
-To jakaś pomyłka! Aż taka ślepa kuźwa nie jestem! A te okulary mają taka siłę skupienia, że w lecie promienie wypalą mi gałki! - zadrwiła.
-To okulary do czytania proszę pani, nie musi ich pani nosić bez przerwy.
-Ja już nic nie rozumiem, gdzie ten doktor patrzył jak mi wypisywał ta receptę -westchnęła szukając w torebce portfela by zapłacić za bubel jak się jej zdawało.
Pracownik salonu zmierzył ją od góry do dołu z niekrytym zdziwieniem i jęknął coś pod nosem co brzmiało mniej więcej jak prośba do boga o gumową lalę wzorowaną na Hance.

-To cud!! To cud!! - z kuchni dobywał się krzyk zachwytu.
Antek zerwał się znad książki, którą miał ochotę wrzucić do pieca lub przeciągnąć przez maszynkę do mięsa.
-Mamo co się stało?
-Dziecko! Twoja matka widzi!
-Nooo i?
-Jak to "no i"? Nie rozumiesz? Ten doktor to skarb! Muszę go zaprosić na obiad!
-Mam dzwonić do wujka, żeby wpadł na noc nas przypilnować czy obejdzie się bez scen?
-Och ty! Niewdzięczna bestio! Nie chcesz żeby matka była szczęśliwa.
Antek popatrzył na rozanieloną Hankę i uśmiechnął się pod nosem. Ten gnojek rozumiał już więcej niż Hance się wydawało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz