20 czerwca 2012

104. Sto czwarty. Siostry w natarciu czyli gra na instrumentach nadętych.

Obie miały chcicę permanentną, której nie mogły jakoś zaspokoić od kilku tygodni nie wspominając już o tym, że ich hormonalne huśtawki zgrały się czasowo tak precyzyjnie, że samo przebywanie w ich towarzystwie w czasie ich PMS groziło rozstrojem emocjonalnym - a to tylko początek.
Dawid natomiast jakoś nie specjalnie się tym przejmował. Śmiał twierdzić, że dodaje mu to werwy i chęci do działania, toteż nie powstrzymywałem męża, kiedy ochoczo ubierał swoje lansiarskie ciuszki by chyżo czmychnąć wraz z dziewczętami na podryw kontrolowany, którego wynikiem miało być... co tu dużo mówić - porządne rżnięcie, a ja dzięki temu miałbym kolejną upojną noc z mężem, który od jakiegoś czasu wykazuje jedynie zainteresowanie seksem jak go najdzie fala.
Dawno temu wyczułem już, że najskuteczniejszym generatorem jego fal seksualnych skierowanych bezpośrednio w moją osobę, jest danie mu wolnej ręki do działania. Jest na tyle kiepski w podrywaniu, że szanse na zdradę mnie są jak szanse na zapłodnienie krzyżowe cegieł w ścianie.

Spotkali się tuz przed dwudziesta drugą na rogu obok kebabiarni, z której swąd pieczonych na ruszcie gołębich piersi, bo do kurczaka to miało to mięso raczej daleko, niósł się nadając miastu spowitemu szarą szatą, dość specyficzny zapach i swojski, bardzo swojski klimat.
-Koooochana no nie poznałem Cię w tej nowej kiecce! - Dawid z egzaltacją skomentował nową, zwiewną sukienkę Marty, która tego dnia ewidentnie promieniowała seksapilem narażając samców na chorobę popromienną zniekształcającą przede wszystkim ich krocza.
-Dziękuję! Daj całusa kochanie, dawno Cię nie widziałam - przywitała się z Dawidem Marta po czym otrzymał od Hanki soczystego buziaka w polik.
-Dobra, dobra. Gdzie masz męża? - Hanka szybko wyprostowała egzaltowaną sytuację pytaniem.
-Siedzi w domu, ma dziś chyba leniwca - zamyślił się chwilę Dawid.
-To może łaskawie go tu ściągniemy? Już my wiemy jak go rozerwać - Marta szybko sięgnęła do kieszonki w torebce, szukając w niej telefonu - Mam! Jaki był do niego numer? 790 027... yyyy ach już wiem! - zadowolona stała ze słuchawką przy uchu i patrzyła na Hankę i Dawida czekając aż usłyszy mój głos w słuchawce.


Niespełna czterdzieści minut później siedziałem już z całą ekipą przy stoliku w dyskotece, którą dziewczyny wręcz ubóstwiały ze względu na ilość łatwego mięsa męskiego, jakie przewijało się przez to miejsce. Gdyby nie mięśnie trzymające dziewczyn gałki oczne na uwięzi, umożliwiając im patrzenie w prawo, lewo w górę i w dół najczęściej, prawdopodobnie ich twarze wyglądały by za każdym razem w tej spelunie jak Jednoręki Bandyta tyle, że w oczodołach nie zatrzymywały by się żadne znaczki gwarantujące nagrodę.
W pobliżu stolika kręciło się kilku typów chętnych ewidentnie na którąś z naszych wspaniałych towarzyszek, ale żaden, do czasu, nie miał odwagi przysiąść się myśląc, że my z Dawidem to faceci Hanki i Marty.
Dawid w końcu chwycił mnie za twarz i ostentacyjnie zaczął całować jak pies wylizując mi usta.
-Jiiizzzas, człowieku uspokój się!  - wysyczałem na Dawida nieco skonsternowany i zdegustowany jego zachowaniem.
-Przepraszam Miś, ale mam na Ciebie taką ochotę, że najchętniej wszedłbym pod stolik, żeby Ci obciągnąć - wyszeptał mi wprost do ucha Dawid. Dziewczyny patrzyły na nas chwilę, po czym parsknęły śmiechem.
-Chłopaki nie przeszkadzajcie sobie. Sygnał do reszty już dotarł - Marta lekko skinęła głową na tłum na sali, spośród którego kilku kolesi nabrało nagle pewności siebie. Jak na znak ruszyli w stronę naszego stolika.
-Czy chodziło Ci też o to, żeby dziewczyny zaczęły mieć branie? - zapytałem skonsternowany Dawida.
-No głównie o to! Hellloł! Ogarnij się. Siedzimy tu jak trusie - zaśmiał się i wstał by podejść do baru po kolejne wódki.

-Cześć Kociaki! - do stolika podszedł facet w czarnej, opiętej na klacie koszulce na ramionkach i krótkich spodenkach białych jak świeży śnieg. Na nogach miał japonki o pół numeru za duże na jego żylaste, owłosione stopy. Miał ładnie owłosione nogi co natychmiast zwróciło moją uwagę. Jednak gdyby nie gęba, która przypominała zbitego pomidora, mógłbym sam się z nim przespać tej nocy.
-Och proszę, proszę. Niech się pan przysiądzie - Marta przeszła do ataku.
-Po co od razu tak oficjalnie? Andrzej jestem - wyciągnął ku Marcie swoją włochatą, wielką jak trzepaczka do dywanów dłoń. W tej chwili spalił za sobą wszystkie mosty. Gentelman, dobrze ubrany i wyciąga łapę pierwszy do kobiety...
-Gdzie z tą ręką panie władzo? - Hanka wypaliła jak poparzona uśmiechając się lekko pod nosem.
-Ach przepraszam, nie zauważyłem mamy - koleś wyjechał z tekstem, który ostatecznie zdeklasyfikował go dzisiejszego wieczoru.
-Jestem jej siostrą... - Hanka popatrzyła na niego porozumiewawczo co zaskutkowało szybkim podkuleniem ogona i ucieczką z pola bitwy. Najwidoczniej jednak nie był sam, bo gromada kolegów przywitała go nieopodal na tarczy. Z gromady wychylił się kolejny osiłek.
-Witam piękne panie, jeśli wolno mi się przedstawić - zawiesił głos.
-Wolno - Marta skinęła głową jak księżna.
-Jacek jestem. Panie tak same tu siedzą, może mógłbym się do pań przysiąść i dotrzymać towarzystwa?
-Zapraszamy zatem - Hanka wydała pozwolenie osiłkowi w czerwonej koszulce polo z postawionym na sztorc kołnierzykiem oraz niebieskich krótkich spodenkach materiałowych z podwiniętymi na dwa nogawkami. Jak na moje oko wyglądał bardziej na geja niż hetero, ale dziękowałem w duchu bogu, że są jeszcze prości faceci, którzy potrafią się ubrać modnie i wygodnie.
-Och gdzie ten mój mąż - z nieudawaną sztucznością podniosłem się z kanapy wyglądając niby Dawida w tłumie, który zagęszczał się z każdą chwilą zmniejszając szanse na wzrokowe znalezienie kogoś konkretnego - pójdę go poszukać - zwróciłem się do dziewczyn i ruszyłem na publiczne macanie się każdym centymetrem swojego ciała. Voyeryzm - nigdy nie byłem jego zwolennikiem - uskutecznialiśmy z Dawidem zawsze w każdym klubie w ogólnie panującej ciasnocie.

-Czy wie pan... a przepraszam - Hanka zmieszała się nieco i poprawiła natychmiast - czy wiesz może jaki jest pierwiastek sześcienny z sześćdziesięciu czterech? - pytanie to w ustach Hanki zabrzmiało w tej chwili jak desperacka próba uzyskania pomocy przy rozliczeniu PIT za poprzedni rok. Patrzyła na niego chwilę.
-Nie wiem, ale wiem co mogą zdziałać moje palce z Twoim ciałem kochanie, a szczególnie jeden - koleś nie owijał w bawełnę.
-Tak, wiem, zapewne możesz sobie nim podłubać w nosie - Hanka zdegustowana popatrzyła na niego - wiesz co lepiej spadaj napaleńcu.
Koleś podniósł się z kanapy i oddalił szybko widząc wzbierającą w Hance falę złości. Marta zachichotała i pociągnęła czerwonego drinka z kieliszka.
-Co za gniot - podsumowała Marta - zresztą popatrz na nich - skinęła głową w kierunku grupki - wyglądają jak banda osiłków, których własnie wypuścili z wojska albo z więzienia.
-No rozumem nie grzeszy póki co żaden z nich.

Do stolika podszedł kolejny urodziwy chłopak. Na pierwszy rzut oka może trzydziestolatek w niebieskiej koszulce z napisem "Long Bitch", który sugerował co najmniej kilka skojarzeń.
-Cześć piękne. Można? - zapytał po szczeniacku.
-Można, siadaj - Marta ochoczo przesunęła się do Hanki - czym się zajmujesz poza tym, że imprezujesz? - Marta nie czekała na wysublimowane tematy rozmów.
-Jestem studentem na polibudzie - wyjaśnił szybko.
-Ty słuchaj ile masz lat? - Hanka badawczo wyczuwała grunt.
-Właściwie to wczoraj skończyłem dwadzieścia jeden. A wy czym się zajmujecie?
Dziewczyny spojrzały po sobie porozumiewawczo co oznaczało tylko jedno, że strategia będzie ostra.
-Noo wiesz jak to jestem już po jednych studiach ze sztuki - zaczęła Hanka - i właśnie robię kolejne a właściwie uczymy się z moją siostrą grać.
-O! Grać na czym? - zainteresował się młody kładąc Hance rękę na kolanie.
-Ja jestem na drugim stopniu gry na waltorni - szybko wypaliła Marta.
-Yyy to taka trąba? - zapytał zdezorientowany.
-Można tak to porównać - Marta przewróciła oczami i dodała szeptem - taka sama jak i ty.
-No a ty? - młody nie słysząc już Marty skierował pytanie do Hanki, która trzymała w dłoni pusta plastikową butelkę po wodzie, którą wyciągnęła spod stolika, gdzie ktoś prawdopodobnie ją tam zostawił.
-A jak gram na cymbałach - wyjaśniła Hanka i zdzieliła młodego dwa razy po ramieniu pustym plastikiem.
Młody podniósł się szybko z sofy i zniknął z gęstym tłumie. 

-I co wyrwałyście kogoś na drapanie po pleckach? - Dawid zainteresował się od razu kiedy dotarliśmy do stolika ponownie.
-Tak. Bandę tępych żołnierzy i młodzika z polibudy, który nie wie co to waltornia - wyjaśniła Hanka.
-Ja też nie wiem - Dawid popatrzył na nią - to taka trąba?
-Tak kochanie taka sama jak i Ty - Hanka roześmiała się i łyknęła resztkę drinka.

17 czerwca 2012

103. Sto trzeci. Dzień święty święcić. Czyli Sylwek i jego filozofia.

Śniadanie z babcią to zawsze dla chłopaków była niezła przygoda. Każdy z nich począwszy od Michała po Sylwka cieszył się, że będzie to inne śniadanie niż zwykle.
Babcia potrafiła chłopaków rozluźnić i rozweselić jak mało kto, a że w rodzinie Hanki wspólne posiłki nie wiązały się praktycznie nigdy z patetyczną i wzniosłą atmosferą, po śniadaniu można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Była w końcu niedziela. Dzień leniwy w każdym zakamarku mieszkania Hanki do tego stopnia, że nawet kurz z nudów osiadł dzień wcześniej by w niedzielę nie osiadać.
Hanka jako nowoczesna matka od dawna wzorem szwedzkich mam postanowiła już jakiś czas temu wprowadzić pewne zasady żywienia obowiązujące wszystkich jednakowo przez cały tydzień. I tak konsekwentnie wdrażała swój plan, że ostatecznie niedziela stała się dniem słodkości.

-Chłopaki do kuchni marsz! - zaordynowała babcia wkraczając punkt dziewiąta do pokoju Antka i Sylwka.
Zastała ich w totalnym rozgardiaszu ledwo znajdując kolejne części ich ciał pod stertami majtek, skarpetek, koców, poduszek, zabawek, gier i tego wszystkiego co w ogólnie pojętym męskim pokoju znaleźć się zdaniem kobiet nie powinno.
-Antek widzę Twoją nogę. Wstawaj nogo i chodź sama, skoro Antonii nie chce z nami iść - zagilgotała wystającą spod kołdry szkitkę. Antek roześmiał się i wyskoczył szybko spod pieleszy.
-Już idę. Cześć babcia. A mama co? Jeszcze śpi? - zainteresował się.
-Nieee, no gdzie. Matka już od rana o Was dba. Poszła do sklepu po pączki - wyjaśniła bardzo wyraźnie po czym skierowała się do sąsiedniego pokoju wiedząc, że znajduje się w nim największy ich amator, który wklejony twarzą w poduszkę odgniatał sobie jej fałdy na poliku, na którym trzydniowy lub pięciodniowy zarost - nie potrafiła ocenić tego na pierwszy rzut oka - zaznaczał wyraźnie, że młody zaczyna już dorastać pełną parą.
-Pąąąąączki - wyjęczał Michał podnosząc głowę z poduszki.
-Tak, specjalnie dla Ciebie młodzieńcze. Matka pomyślała dziś wyjątkowo o Tobie, a dlaczego, dowiesz się przy śniadaniu - wyjaśniła i wyszła z pokoju kierując się do kuchni by nastawić w ekspresie kawę.

Siedzieli przy stole, na którym w centralnej jego części piętrzyły się na talerzu pączki kolorowe jak tęcza.
-Kupowałaś znowu u Adriana? - zapytał Michał.
-Tak. Kazał przekazać Ci pozdrowienia. To po pierwsze, po drugie pączki są z nowej kolekcji: "Tęczowe życie pączka w maśle", która podobno zadedykowana jest Tobie. Chciałbyś mi coś powiedzieć? - zaintrygowana spojrzała na Michała pytająco.
-Oj no podwala się do mnie od kilku tygodni i jest nienaturalnie miły - wyjaśnił niedbale Michał chcąc wyraźnie zakończyć temat.
-Aha, no ja mam nadzieję, że Konrada nie zostawisz.
-Mamo błagam. Jestem z Konradem i tu się nic nie zmieniło od kilku miesięcy, a Adrian niech się wali - zakończył temat po czym skierował twarz do Sylwka - młody nie zeżryj wszystkiego! Podzieliłbyś się ze starszym bratem - roześmiał się próbując wyrwać Sylwkowi pączka niebieskiego jak szafir z ręki.
-Chyba sobie żartujesz - parsknął Sylwek - dziś się nie dzieli.
-Kochanie, podziel się z bratem - Hanka troskliwie zwróciła się do Sylwka.
-Mamo dziś jest dzień nie dzielenia się przecież.
-Jak to?
-Niedziela. Czyli dzień w którym się niedzieli, przecież sama nazwa na to wskazuje - wyjaśnił rezolutnie Sylwek i zatopił zęby w niebieskim pączku.
Popatrzyli po sobie wzajemnie nie wiedząc co powiedzieć.

Około piętnastej Hankę, która ucinała sobie właśnie popołudniową leniuchówkę na kanapie czytając książkę, wyrwało coś ze skupienia. Nadstawiła ucho. Jakby chlapanie.
-Boże co te dzieciaki znowu wymyśliły - zajęczała zdezorientowana nieco wiedząc, że oto musi podnieść swoją szanowną dupę i sprawdzić co się dzieje, bo być może właśnie któryś z nich - a miała tu na uwadze Sylwka i Antka - właśnie radośnie zatapia im chatę bawiąc się w statki w wannie pełnej ponad menisk lub wykonuje fizyczne eksperymenty na odkręconej na całego wodzie w kuchni nie przejmując się rachunkami.
Kiedy wychyliła głowę z salonu zobaczyła zjawisko wręcz prawie nadprzyrodzone w jej bezbożnym domu. Oto przed nią stał Sylwek okutany w prześcieradło wyjęte najprawdopodobniej z kosza na bieliznę, o czym świadczyły pożółkłe plamy pokrywające część materiału - zapewne pochodziły z naturalnych zasobów ludzkich organizmów jakie dorastały w pokojach obok salonu, w którym czytała. Sylwek sunął jak zjawa po korytarzu trzymając w ręce pędzel malarski i wiaderko pełne wody.
Co chwila maczał pędzel w wodzie i rozchlapywał ją po podłodze.
-Dziecko... - wyjęczała do Sylwka Hanka - Haaalloo Huston! Sylwek ocknij się.
-Mamo nie przeszkadzaj - całkiem poważnie zwrócił się do matki.
-Co ty robisz? - zdziwiona zapytała.
-Wypełniam przykazania.
-Jakie przykazania?
-Mamo! No trzecie z dziesięciu. święcę dzień święty - popatrzył na Hankę z uśmiechem na twarzy i nie przejmując się niczym więcej sunął dalej w stronę kuchni chlapiąc wodą po podłodze.
-Ach rozumiem. Uczysz się do komunii. Dobrze, ale kochanieńki idźże święcić i świętować na balkon albo na podwórko, bo będziemy mieć tu zaraz krajobraz bliski ojcu, czyli morze, kochane morze od tego Twojego chlapania.
Popatrzył na nią.
-Dobra pójdę na podwórko, ale czy mogę Cię poświęcić? - zapytał.
-Czasem mam wrażenie, że Was wszystkich podmienili mi na porodówce - wysapała Hanka i pozwoliła schlapać się obficie wodą po głowie.

12 czerwca 2012

102. Sto drugi. Sylwek i nowa kultura.

-Pominę fakt, że Sylwek nie chciał wsiąść do samolotu - Hanka łyknęła kawę z przejęciem - musiałam mu zawiązać oczy, żeby w ogóle zechciał, choć to i tak niewiele dało bo szarpał się ze stewardem jak ryba wyjęta z wody. Facet dostał kopniaka w klejnoty. A taki fajny był.
-Pewnie gej - podsumował szybko Dawid.
-O tam, gej nie gej, klejnoty miał poobijane na pewno. No ale przekupiłam go żelkami i usiadł w końcu - zadowolona popatrzyła przez okno.
-Przekupiłaś stewarda żelkami? Po co? W rekompensacie za obite klejnoty? I co mu powiedziałaś: Masz pan żelki za zbite muszelki?
-Oj nie idioto, nie stewarda tylko Sylwka przekupiłam, że jak się uspokoi to mu żelki dam. Steward nie był wart żelek, poza tym leciał z nami Karol. No i lot był generalnie spoko, później tylko Sylwek nie chciał wysiąść z samolotu.
-Co za dziecko... - zamyślił się Dawid.
-On to ma chyba po mnie. Pamiętam jak matka mnie kiedyś zabrała ze sobą do ciotki Ireny do Paryża. Też leciałyśmy samolotem. Dostałam wtedy takiej histerii, że przesiedziałam pół lotu z matką w toalecie. O mały włos mnie nie wessała lotnicza kanalizacja, bo spłukałam wodę w trakcie rzygania, a w tych starych samolotach wszystko leciało na pola i łąki od razu. Mówię Ci taki ciąg, że miałabym dziś ryj jak prosię.
-No dobrze a jak kraj ogólnie się Wam podobał?
-O kochany, powiedziałam sobie, że nigdy więcej dzieciom nie puszczę dziwnych bajek.
-Jak to?
-Idziemy sobie ulicą któregoś dnia, bo Michał chciał kupić jakieś pamiątki i coś dla Konrada, więc poszliśmy całą ekipą na bazar. W pewnym momencie słuchaj krzyk, płacz, rozpacz niesłychana. Sylwek mi kurde wdrapuje się na szyję, wrzeszczy i płacze. No nie wiem co się dzieje. Trząsam dzieciakiem, pytam a on nic tylko coś mi buczy do ucha. Karol wziął go ode mnie na chwilę bo mi dziecko uściskiem zablokowało dopływ krwi do mózgu, no i pyta go "Co jest grane?" a ten, że "Buka".
-Buka? Jaka buka?
-Ty no nie skojarzyłam w pierwszym momencie, ale patrzę przed siebie, a tam wiesz normalnie lala popindala okutana od stóp do głów w prześcieradło koloru spalona śliwka z dwoma otworami na oczy i torebką jakby przyklejoną do tego prześcieradła. Sunęła ku nam jak zjawa. No w życiu bym nie pomyślała kurcze. Myślałam, że padnę. Ja rozumiem, gdyby była w białym prześcieradle to może jakiś duch albo coś, ale...
-Masz na myśli Bukę z Muminków?
-Właśnie tą? To Sylwkowi coś się pogibało. Ty i drze się, że Buka, że go zabierze, że on nie chce i takie tam histerie. Jak mu w końcu wytłumaczyłam, że to kobieta w prześcieradle i że takie są zwyczaje w tym kraju to się uspokoił. Ty, ale dwa dni temu dostał 5 w szkole za wypracowanie z wakacji. Napisał, że po ulicach chodzą Buki i dlatego dzieci są tam grzeczne.

4 czerwca 2012

101. Sto pierwszy. Hanka i nowa praca.

Mówiłem Wam już, że Hanka szukała nowej pracy całkiem niedawno?
Nie mówiłem. A było o czym.

Za oknem leniwie i powoli budził się dzień, świt stawał się coraz jaśniejszy a zza horyzontu powolnie wysuwało się słońce pomarańczowe jak sok z cytrusów, kiedy moje bębenki w uszach ogłuszył dzwonek telefonu.
Łypnąłem okiem na budzik stojący jakieś pół metra przed moją twarzą na szafce nocnej. Wskazówki jakby dopiero co się obudziły, ruszały się mozolnie i ospale.
-Maaatko - jęknąłem - kogo tu niesie o tej godzinie. Jest piąta - syknąłem pod nosem licząc chyba na to, że telefon przestanie dzwonić kiedy odwrócę głowę w stronę śpiącego męża. Ale nie przestał.
-Misiek odbierz kurwa ten telefon, bo spać nie można - Dawid zirytowanym zaspanym głosem wysyczał mi swoje opary z zaspanej gęby wprost w twarz.
Podniosłem głowę. Telefon wciąż dzwonił.
-Halo?
-Śpisz?! - w słuchawce rozległ się entuzjastyczny i pełen werwy głos. Znajomy głos kobiecy.
-Hanka? - jęknąłem.
-No kochany słuchaj, generalnie to musimy się koniecznie dziś spotkać, bo mam ogromny problem z tymi aplikacjami. Zupełnie nie wiem od czego mam zacząć, a oferty pracy normalnie mnożą mi się i dzielą z minuty na minutę i wiesz.. - rozklekotała się jak bocian na rykowisku. Mówiła, ale słuchanie jej o tak wczesnej porze było mordęgą.
-Hanka! - próbowałem jej przerwać.
-Co? - zdziwionym głosem zapytała przerywając potok słów.
-Jest piąta. Mogę zadzwonić później? Dawid chce jeszcze spać i ja właściwie nie wiem czy to sen czy już jawa.
-O jeny, jawa i dla ścisłości jest  piąta siedemnaście i marnujecie tylko czas na spanie - syknęła i rozłączyła się.
-Co chciała? - Dawid z twarzą wciśniętą w poduszkę wykrztusił z siebie ledwo słowa.
Usiadłem oparłszy się o wezgłowie łóżka, przetarłem oczy i popatrzyłem wprost przez okno na wschód słońca, a później chwilę na Dawida, którego pozycja spania w tej chwili przypominała malowidło egipskie gdzie lewa noga wystawała spod kołdry ukazując bajecznie owłosioną łydkę, zgięte kolano i kawałek uda. Dalej była już tylko śnieżnobiała kołdra, kawałek ręki i głowa skierowana twarzą w poduszkę.
-Nic, chce się później spotkać. Martwię się o nią. Od kiedy padła firma jest jakaś niespokojna, wiecznie zabiegana - wyjaśniłem.
-To chyba naturalne. Ja też lekko nie mam - sapnął Dawid - chodź jeszcze spać.
-Kochanie, czy pamiętasz kiedy oglądaliśmy razem wschód słońca? - zagaiłem gapiąc się na rąbek wschodzącej tafli, która za pół godziny oślepi mnie doszczętnie, a teraz zachwyca mnie swoim urokliwym kolorem.
-Nie pamiętam, ale błagam nie każ mi robić tego dzisiaj.
Wśliznąłem się pod kołdrę i przytuliłem do męża. Zasnęliśmy.

Ona zawsze wzbudzała spotęgowane zainteresowanie otoczenia nawet jeśli siedziała w podartych spodniach na pękniętym krawężniku tuż po imprezie zakrapianej suto alkoholem. Dzisiaj jednak wyglądała jak zjawa wyjęta z pisma Glamour czy wycięta wprost z okładki amerykańskiego Vouge'a. Już to czułem, zwolnione tempo akcji, rozstępujący się na boki ludzie by udzielić jej możliwości przejścia środkiem chodnika krzywego jak powierzchnia Księżyca i ona sunąca wprost na mnie między postaciami szarymi jak jesienny dzień. Poły płaszcza czerwonego jak krew rozchylały się na boki smagane wiatrem, jej aksamitnie kremowa jednoczęściowa sukienka przecięta czarnym, grubym paskiem w talii, korale podskakujące na jej falujących piersiach i obcasy krwistych szpilek wbijające chodnik z siłą wodospadu w głąb ziemi. Na nosie miała swoje czarne, wielkie jak oczy muchy okulary przeciwsłoneczne a w prawej ręce dzierżyła czarną kopertówkę.
-Jeeeeesu Hanka! - wykrzyczałem - wyglądasz zjawiskowo! Chyba brak pracy Ci służy, bo nie pamiętam kiedy wyglądałaś tak cudnie - egzaltacji mojej nie było końca.
-Ucisz się - przyłożyła mi palec do ust i chwyciła pod rękę wciągając do pobliskiej kawiarni - Chodź! - zaordynowała.
-OK, OK ale co jest? - zdezorientowałem się.
-Siadaj, zaraz Ci opowiem - wcisnęła mnie w fotel przy stoliku a sama skinęła na kelnera - Dwa Cappuccino poproszę!
-No to co się stało? - zainteresowałem się.
-Byłam właśnie na rozmowie o pracę i nie zgadniesz kto mnie rekrutował - zaczęła.
-No nie zgadnę, ale mogę się domyślać. Przede wszystkim powiedz co to za praca, bo nic nie mówiłaś.
-Dyrektor ds. administracji środkami stałymi - wyjaśniła - Arturro Srurro kurwa - ściszyła głos - no myślałam, że jebnę jak go zobaczyłam w drzwiach - zdenerwowanym głosem ciągnęła dalej. -Przywitał mnie tak serdecznie, że nie wiedziałam czy mam orgazm czy dostaję pierdolca piątego stopnia. Gnój się zakręcił wokół prani prezes z Atexu, który przejął właśnie firmę w której miałabym pracować.
-Niewiele z tego rozumiem, ale może zaraz zajarzę - wyjaśniłem.
-Arturro wiedział o plajcie firmy na kilka miesięcy przed ogłoszeniem oficjalnego stanowiska prezesa zarządu. Nic mi o tym nie mówił mimo, że firma miała płynność finansową a plajta była ukartowana by łatwiej przejąć ją przez konkurencyjną firmę, której właścicielem jest brat mojego byłego szefa i mąż laski, która podobała się Arturro od dawna. Larwa jedna wali męża na boki. No i takim oto sposobem Arturro dostając odprawę w starej firmie i waląc szefową konkurencyjnej firmy dostał ciepłą posadkę na stanowisku zastępcy prezesa zarządu, co oznacza, że byłby moim bezpośrednim przełożonym.
-No dobrze, ale co to zmienia w odniesieniu do Twoich poszukiwań pracy? - dalej nie rozumiałem.
-Chodzi o to, że oni mnie chcą mimo wszystko. Jest jeden warunek.
-Jaki?
-Mam zatrudnić wszystkie osoby, które pracowały wcześniej ze mną w tym Dawida.
-No to fantastycznie! Bo mój mąż już obrasta tłuszczem.
-Fantastycznie, fantastycznie tyle, że muszę zatrudnić też Agniesię sresię.
-Tą, która pracowała z Dawidem?
-Właśnie tą.
-I co w tym złego? - zapytałem.
-Od razu zwietrzyłam, że chodzi nie tyle o zatrudnienie jej co o nią samą.
-Oj jesteś chyba zbyt przewrażliwiona. Jakie masz podstawy żeby tak sądzić?
-Że zacytuję, pozwól: "No i oczywiście naszą kochaną asystentkę Agnieszkę też powinnaś zrekrutować" - zacytowała słowa Arturro.
-Czaję. - upiłem łyk kawy - i co teraz?
-Dziś mam już poumawiane spotkania z ludźmi na te stanowiska.
-To już tam pracujesz? - zdziwiłem się.
-Tak, od... - zerknęła na zegarek - ... trzech godzin. Muszę lecieć. Zapłacisz?
-Tak.
Poszła.

Do pokoju wszedł młodzieniec odziany w czarny, połyskujący garnitur, niebieską koszulę i krawat-śledzik. Na nogach błyszczały mu pantofelki-cwelki wypolerowane jak psie jajca. Na czole miał kilka pryszczy świadczących o tym, że niedawno odstawił Clerasil i przestał dbać o cerę, która właśnie pokrywała się kropelkami potu. Pewnie ze zdenerwowania i stresu wynikającego z rozmowy kwalifikacyjnej.
Wszedł nieśmiało ze spuszczoną nieco głową i podszedł do stołu, przy którym siedziała Hanka w swojej kremowej sukience z rozpiętymi dwoma guzikami, co spowodowało, że jej piersi przy mocniejszym ruchu mogłyby by wysprężynować poza powierzchnię materiału, który je okrywał.
Młody popatrzył na Hankę.
-Pan się nie boi tak. Niech pan podejdzie i usiądzie. Spokojnie, to tylko rozmowa - uśmiechnęła się do młodego.Wstała. Sukienka delikatnie rozchyliła się  przed oczami delikwenta wprowadzając go w jeszcze większe zakłopotanie.
-Jestem Hanna Kowalska i poprowadzę dziś z panem rozmowę.
-Miło mi panią pomacać - młody wypalił bezwiednie podając Hance rękę - to znaczy poznać. Przepraszam - uśmiechnął się czerwony jak cegła.
-Pozwoli pan, że macać się dziś nie będziemy. Poprzestańmy na rozmowie póki co - Hanka szybko rozładowała atmosferę spięcia.
-Tak, tak, przepraszam jeszcze raz, ale pani.... - młody zawiesił się. W jego głowie zakiełkowała myśl, że właśnie stracił pracę nie odbywając jeszcze rozmowy z pracodawcą.
-Panie Tomaszu, nie będziemy gadać o pana doświadczeniu, bo to znam z pana CV i listu. Chciałabym pana zapytać natomiast czy lubi pan imprezować i jeśli tak to jak często i gdzie?
Popatrzył na nią zdziwiony.
-Yyyy no staram się w weekendy od czasu do czasu pójść gdzieś...
-Dobra dobra, gdzie konkretnie poproszę. Bo widzi pan, praca jest od jutra, a mamy dziś czwartek, więc w piętek wieczorem idziemy na firmowe balety do gayfriendly clubu o nazwie Barnabasz. I dlatego chcę od razu pana uprzedzić, że weekendy mamy wolne, nie nosimy pracy do domu i w każdy piątek idziemy wspólnie do baru na piwo. Odpowiada to panu?
-Yyy... No tak!
-Dobra, tu ma pan umowę. Proszę podpisać tu, tu i tu podając też datę, bo przecież ta pinda z sekretariatu nie mogła jej wpisać od razu - wskazała miejsca do podpisu Tomaszowi, który zmieszany ale zadowolony o czym świadczył jego uśmieszek pod nosem, podpisywał dokumenty.
-Dlaczego gayfriendly?
-Co? Aaa klub? No bo w moim dziale mamy wielu gejów i lesbijek. A ja lubię dobrze się zabawić. Witam na pokładzie. Ale ostrzegam, praca jest pracą a zabawa zabawą. Jak usłyszę, że gadasz na imprezie o pracy to Cię zwolnię - popatrzyła badawczo na nowego pracownika i roześmiała się perliście - żartowałam. Najpierw się z Tobą napiję, pójdę do łóżka a później zwolnię dyscyplinarnie za sypianie z szefową - znów popatrzyła badawczo na niego.
-Rozumiem pani Hanno, ale ja nie sypiam z pracownikami, a tym bardziej z szefową - wyjaśnił.
-Wszyscy tak mówią, a później mamy tu przedszkole pracowniczych dzieci.
-Ale ja mówię poważnie.
-Wiem, wiem, jesteś gejem. A i Hanka jestem a nie żadna pani.
-Tomek. I nie jestem gejem - uśmiechnął się.
-Szkoda, bo sypiam tylko z gejami.

Tomek już wiedział, że praca z Hanką będzie pełna niespodzianek.