-Halo! - Hanka odebrała telefon.
-Czy to Pani Hanna Kowalska? - zapytał głos w słuchawce.
-Tak to ja, dzień dobry, kto mówi?
-Witam, jestem wychowawczynią w przedszkolu, do którego chodzi Sylwek, pani syn. Zygfryda Bombel. Musimy porozmawiać. Czy pani przyjdzie dziś po syna? Chciałbym zamienić z panią kilka zdań.
Hanka zbielała z wrażenia. No tak, pięknie wychowała kolejnego orła. Pewnie spuścił łomot jakiemuś koledze, albo połamał krzesło lub zbił szybę piłką. A kochana mamusia znów będzie musiała wyskoczyć z kasy i pokryć straty.
Stawiła się w przedszkolu punkt 15:00.
Sylwek pieczołowicie wciskał na prawą nogę lewego buta.
-Dziecko drogie nie ten but nie ta stopa! - sprostowała go Hanka.
-Dzień dobry Pani. Zygfryda Bombel, wychowawca Sylwka - jakaś kobieta ukłoniła się do Hanki zafrasowanej butem syna i dziurą w jego skarpecie. Szybko wstała i otrząsnęła się.
-Dzień dobry pani. Czy coś się stało? Co tej gnojek znów zmalował? - zaciekawiła się Hanka.
-Widzi pani, Sylwek przyniósł dziś do przedszkola, jak sam mówi "tłuczek do plasteliny z funkcją latarki, która jest zepsuta".
Zygfryda wyciągnęła powoli z torebki zawieszonej na ramieniu fioletowy Vibroaction zawinięty w chusteczkę higieniczną i pokazała go Hance.
Świat zawirował, żuchwa zjechała na parter a nogi ugięły się jak żurawie na budowie.
-Yyyyyyyyy - zajęczała Hanka - nie wiem co mam powiedzieć.
-Doprawdy mnie też brak słów. Bardzo panią proszę, żeby pani skrupulatniej chowała swoje zabawki. To niedopuszczalne, żeby dziecko miało dostęp do takich rzeczy szczególnie, że ma możliwość jak widać przynieść to do przedszkola - syknęła wychowawczyni - swoją drogą widzę, że pani nie próżnuje - nachyliła się do ucha Hanki i wyszeptała jej z lekkim uśmieszkiem.
-Co pani ma na myśli? - temat dziecka stał się drugorzędny.
-Zużyty już trochę ten pani "przyjaciel". Ale mimo wszystko proszę skrupulatniej go chować, następnym razem zgłoszę panią do kuratorium - sprostowała wychowawczyni. Wręczyła Hance "przyjaciela" i pożegnała się z Sylwkiem.
W samochodzie Hanka nie rozmawiała z synem, nie wiedziała jak ma zacząć i czy w ogóle zaczynać.
-Mamoooo... - odezwał się nieśmiało Sylwek.
-Co synku?
-Wiesz, to chyba nie jest ani tłuczek do plasteliny, ani latarka. Przepraszam, że wziąłem Twój Vibroaction do przedszkola - posmutniał Sylwek.
-Skąd wiesz jak to się nazywa? - zaciekawiła się Hanka?
-Michał tak na to mówi. Liczyłem, że mi się może przyda do rozbijania plasteliny - wyjaśnił.
-Dziecko, powiem Ci jedno, zła nie jestem, ale nie licz na braci póki nie staniesz się dorosły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz