On już tak po prostu ma, że jak już się z kimś umówi, to zwykle po drodze na spotkanie pół świata uratuje i zdąży się zabawić.
Spóźnia się czasem. Nieznacznie.
Umówił się z nim na dziewiątą. W końcu nie ma sensu iść do kina wcześniej chyba, że na bajkę.
-E! Kolego, ej chodź no tu. Mamy sprawę z kolegą.
-No co tam panowie?
-Potrzebujemy zadzwonić do jednej fajnej laski, ale nie mamy telefonu. Chcielibyśmy skorzystać z Twojego.
Normalnie człowiek by odrzekł: wypierdalać dziady, szczególnie do panów pokroju żulerskiego, ale Rafał tak nie robi.
-Yyy... ale ja nie mam nic na koncie. - odprychnął z uśmiechem.
-No to my Ci kupim kartę. Zaczekaj chwilę - wysapał żulek i oddalił się w stronę pobliskiego kiosku.
Trzy minuty nie minęły jak pojawił się z dziurawym uśmiechem na brudnej zarośniętej gębie wręczając Rafałowi czyściutką, nówka sztuka nieśmiganą kartą doładowującą telefon.
Zdębiał. Roześmiał się, załadował kwotę na koma i czekał co dalej.
Dwa żulki przeglądały wyciągnięty z torby kolorowej jak świat kawałek notesu, w którym skrupulatnie zapisany był numer owej cudnej damy.
Wykręcili numer i stojąc posłusznie obok R. rozmawiali przez telefon.
Chwilę po rozmowie Rafał pił już z nimi cytrynówkę lubelską.
-No chłopie możesz się z nami napić. Dzięki za telefon, normalnie uratowałeś nas z opresji. Będzie miło dzięki Tobie. No łyknij sobie kochany.
-Jestem umówiony ale looz, kocha to zaczeka - westchnął R. i wychylił spory łyk bladożółtego płynu z niezwykle sterylnej butelki.
Filmu w końcu nie obejrzał. Chyba tamten nie kochał, bo nie zaczekał.
I że ja mam takich znajomych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz