17 października 2011

56. Pięćdziesiąty szósty. Niż mędrca szkiełko i oko. Hanka K. i doktor Gałka cz.1

-Dawid sądziłam, że ta chwila nigdy nie nadejdzie, ale muszę przyznać się sama przed sobą: starość mnie dopada coraz bardziej. Muszę iść do okulisty, bo nie widzę czasem swoich własnych myśli - patetycznym tonem wyrecytowała opierając się o ściankę boksu, w którym nad papierami..., górą papierów schylał się Dawid. -Ty mnie w ogóle słuchasz? - zasyczała Hanka.
-Tak, tak. Przepraszam, ale nie mogę dopatrzyć się gdzie jest błąd w tych opisach, a Zbajevic ciśnie mnie dziś telefonami o wyjaśnienia od samego rana - nieco lakonicznie wyjaśnił Dawid.
-O to świetnie! Pójdziesz ze mną do lekarza! - stanowczym tonem zaznaczyła swój plan. Rozmierzwiła mu włosy na głowie i powolnym krokiem oddaliła się do swojego szklanego gabinetu po drugiej stronie korytarza.

Dryyń dryyyń. Telefon na biurku D. rozdzwonił się niespodziewanie.
-Taaa... - beznamiętny głos Dawida zaznaczył, że rozmówca nie jest w tym momencie najbardziej wyczekiwaną przez niego osobą.
-Dawid, ale Ty pójdziesz ze mną do tego okulisty tak? Kurde, bo wiesz co ja nawet nie wiem gdzie mam zadzwonić żeby się umówić na wizytę. W naszej firmie Krzak nie ma wolnych terminów podobno. Agnieszka z Handlowego mi powiedziała. Ona nosi takie denka od butelek, że ja pierdziu.... - stękała w słuchawkę Hanka. D. niespecjalnie się tym przejął.
-Słoneczko zostaw to mnie, jak tylko ogarnę ten błąd zapiszę nas do mojego okulisty... - odlozyl słuchawkę nie zwracając uwagi na to, że głos Hanki wciąż się z niej wydobywał potokiem.

Nie zauważyła kiedy na jej piaskowanych, szklanych drzwiach pojawiła się żółta karteczka naklejona tam przez pędzącego korytarzem Dawida.

Wtorek. 11:00, pod moim boksem - OKULISTA. Całuski D.
Tego dnia Hanka wbiła się w szarobrunatne leginsy do półłydki i grubowełnisty brunatny cardigan z ogromnymi guzikami i kołnierzem takim, że robił prawie za kaptur. W swetrze miała taki dekolt, że gdyby nie pasek i stanik, który wychylał się nieśmiało zza kołnierza swetra, cycki wyskoczyły by jej na widok publiczny.
-Założyłaś push-up pod cardigan? Hanka zwariowałaś, doktorowi gałki wyskoczą jak Cię zobaczy! - jęknął Dawid na widok Hanki pędzącej korytarzem do jego boksu.
-Oj tam wyskoczą, wyskoczą nie wyskoczą, ma mi patrzeć w oczy a nie w cycki, tak?
-No niby tak, ale nie znasz doktora Gałki...

Siedzieli przed gabinetem chwilę. Na śnieżnobiałych drzwiach wisiała złota tabliczka z wyrytymi czarnymi literami: "Radoslaw Gałka, dr n. med. specjalista okulista".
Z głośników zamontowanych w suficie smęciła jakaś tania muzyczka grająca chyba już tylko dla sztucznych kwiatów-drzew stojących w prawie każdym rogu hallu w którym siedzieli inni pacjenci.
Powolnym krokiem podszedł do nich mężczyzna w średnim wieku.
-Witam, Radosław Gałka. Zapraszam do gabinetu.
Hanka podniosła wzrok do góry, przerywając lekturę przeterminowanego Twojego Stylu. Wiodła oczami od szpiczastych czarnych pantofli, wypolerowanych na wysoki połysk ku rurkowatym spodniom w kolorze grafitu tak długim, że Hanka zaczęła się zastanawiać czy kiedyś w końcu napotka na pas lub głowę ich właściciela. Nagle jej oczom ukazał się wyprasowany na blachę biały kitel rozpięty całkowicie, pod którym szaroniebieska koszula komponowała się z ciemnogranatowym, cienkim jak sznurówka krawatem. W końcu jej oczom ukazała się zarośnięta nieco gęba doktora. Trzydniowy zarost, masywne rysy twarzy, zgrabny nos, brązowe oczy i kruczoczarne brwi skomponowane z tak samo czarnymi włosami uczesanymi nieco staroświecko acz modnie z przedziałkiem na boku głowy.
Hanka kątem oka zerknęła na Dawida porozumiewawczo. Ten skinął na nią i wstał z fotela.
-Cześć Radek - podał doktorowi rękę - to jest właśnie Hanka, moja przyjaciółka i bezpośrednia szefowa - zaznaczył ten fakt z takim namaszczeniem, jakby to miało przynieść nieoczekiwane korzyści.
-Witam szanowną panią serdecznie. Zapraszam do gabinetu - doktor podał rękę Hance by pomóc jej wstać i skinieniem drugiej wskazał drogę do gabinetu.

-To chyba ja się nie będę mogła skupić na literkach draniu, a nie on na badaniu - szepnęła do ucha Dawidowi, którego ten fakt najwyraźniej rozbawił. Drzwi gabinetu zamknęły się.

Zmacaj mnie, rzuć się na mnie, zrób coś.... Może rozepnę cardigan, albo przejadę dłonią po szyi... Ale jesteś smakowity....
-
Nazywa się pani Hanna Kowalska i mieszka pani... - zapytał doktor.
-Taaak... - wyjęczała z siebie Hanka będąc myślami gdzieś w szale łóżkowym wraz z doktorem.
-Pani Hanno, pytałem o pani adres.
-A tak, tak, już panu daje.... - zwiesiła rękę nad otwartą torebką w poszukiwaniu dowodu.

-Zero. Dwa. Cztery. Dupa cipa... Dobra dawaj pan tę receptę, bo nie wytrzymam. Nie ma co patrzeć sobie słodko w oczka - wyjęczała Hanka tak zniecierpliwiona nieustannym widokiem krocza doktora, że nie dała rady już dłużej.
-Yyyy no dobrze, już już. Napiszę pani tak jak ustaliłem. Nie ma pani dużej wady myślę, że takie do czytania wystarczą - ze zdziwieniem wyrecytował doktor i popatrzył na kompletnie rozkojarzoną Hankę.
Wręczył jej receptę. Spojrzała mu słodko w oczy i zalotnie się uśmiechnęła na do widzenia.
-Zaczekam na Dawida - powiedziała.

Dopiero po wyjściu z gabinetu oprzytomniała.
-Dawid! Teraz twoja kolej draniu! Mam mokro, jak dziecko! - zwierzyła się szeptem - idę do toalety, a Ty... a Ty zdobądź mi jego numer! - uśmiechnęła się szatańsko.
-Masz go na recepcie pipko - skwitował ją Dawid i wszedł do gabinetu.

"Radosław Gałka. 790027409... Ale to ja zadzwonię..." - brzmiał napis na recepcie dołączonej do oryginału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz