-Pokażę Ci coś! - wypaliła Hanka od samych drzwi. Była tak podekscytowana, że nie dała mi nawet ściągnąć butów. Od samego wejścia ciągnęła mnie do kuchni.
-Patrz! - wskazała palcem na uchylone drzwi zmywarki, w której najwidoczniej dawno już brakło miejsca na naczynia.
-No i? Trzeba włożyć kostkę zmywającą i włączyć program "Zmywanie z płukaniem" - wycedziłem powoli sarkastycznie do Hanki.
-Tak? Taki mądry jesteś? Dobrze! Chcesz kawy? - zapytała. W międzyczasie biodrem pchnęła drzwi zmywarki, w której najwidoczniej już wcześniej umieściła kostkę "piorącą naczynia". Wcisnęła guzik "Power". Zmywarka zawyła, grzechotnęła i syczała jeszcze przez chwilę bucząc naprzemiennie.
Woda zagotowała się. Kawa wsypana do wysokiego, szklanego cylindra na metalowych stópkach nasiąkała wrzątkiem. Kawa po francusku - idealna na szybkie popołudniowe plotki.
Hanka chwyciła cylinder i dwie plastikowe filiżanki, które pamiętałem jeszcze z naszego niegdysiejszego biwaku nad jeziorem z przyjaciółmi. Jak to możliwe, że one jeszcze nie zostały przetopione na plastikowe widelce lub nakrętkę do butelki pet?
Myśl ta chwilę telepała się w mojej głowie, kiedy zostałem wyrwany ze świata myśli chluśnięciem kawy w dno filiżanki.
-Yyyy słodziutka, a nie masz żadnych innych naczyń, w których mogłabyś zaserwować nam tą kawę? - zapytałem nieśmiało spoglądając na wspomnienie biwaku.
-Mam. Piorą się właśnie.
-Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że masz tylko te dwie fifiżanki, które ode mnie dostałaś... - znów nieśmiało raczyłem zapytać.
-No tak jakby. Marcin wraz ze swoimi fantastycznymi - sarkazm Hanki sięgnął apogeum - psyjaciółkami zupełnym przypadkiem - zrobiła manierę w stylu Brigitte Bardot - zbili mój zestaw kawowy, który przywiozłam z delegacji, pamiętasz ten w kropki.
-Pamiętam, ale jak to "przypadkiem zbili"?
-Nie pytaj. Od dziś za to pijemy w plastiku. Chyba, że schowam kolejny serwis w sejfie.
Nie dyskutowałem. Pomyślałem tylko, że w tym roku nie będzie problemu z zakupieniem prezentu dla Hanki na gwiazdkę. A jakże dostanie serwis kawowy.
Zmywarka zakończyła pracę. Antek wbiegł do domu jakby go stado dzikich czarnoskórych nietubylców goniło od schodów.
-Mamoooooo! Co na obiad?
-Makaron z pesto czerwonym! - wykrzyczała Hanka.
-Nie chcę pesto! Jest coś innego? - Antek nie dawał za wygraną.
-Tak! Telefon na lodówce do pizzerii!
-Mamo! Wiesz, że nie znoszę pizzy z pizzerii - Antek wszedł do kuchni ze skrzywiona miną. - Cześć wujek. Jedliście z mamą obiad? - zapytał.
-Nie słonko, pijemy kawę w plastiku - odparłem - niedawno przyszedłem.
-Aaaa czyli nie wiesz o najnowszej decyzji mamy - zagaił Antek.
-Najnowszej decyzji mamy? - pytający wzrok przeniosłem na Hankę.
-No wiesz - Antek ciągnął dalej - powiedziała, że ma dość zbierania naczyń z całego domu i skrobania pleśni z kubków. Nie chce jej się zmywać - Hanka wyraźnie się obruszyła na te słowa syna - więc wyciągnęła z szafy jakieś zapasy plastikowych naczyń z biwaku i powiedział, że od dziś jemy w plastiku w ramach oszczędności czasu i pieniędzy, a szczególnie wody - zakończył rezolutnie Antek patrząc na matkę z uśmiechem tak promiennym, że aż miło było popatrzeć.
-Osz ty smarkaczu! - syknęła Hanka - ja to dla naszego dobra.... (I dla naszego zbawienia - pomyślałem mimochodem...)
-No co? Przecież sama mówiłaś, że się zje i wyrzuci. Nie trzeba będzie zmywać i takie tam - wypalił znów Antek - idę do Konrada na obiad, jego mama zrobiła kopytka z cebulką. Pa!
Usłyszeliśmy tylko trzaśnięcie drzwiami.
-Masz mądre dzieci kochana - stwierdziłem łykając ostatnie krople kawy z plastikowego wspomnienia wypadu nad jezioro.
-Wiesz co, ja cholera pozmywam naczynia, a właściwie zmywarka pozmywa bo mówią, że to oszczędność czasu, wody i pieniędzy. Ale idziemy zaraz do sklepu kupić kolejny fajansowy serwis obiadowy.
Kolejne zakupy z Hanką...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz