31 października 2011

67. Sześćdziesiąty siódmy. Hanka 1.

Drzwi frontowe trzasnęły głucho. W korytarzu ktoś się szamotał.
-Michał! To ty? - zapytała Hanka.
-Ta - rozległ się tylko głuchy pomruk a chwilę później kliknięcie zamka w drzwiach pokoju Michała.

-Oho, chyba coś się stało - pomyślała Hanka i skierowała się w stronę pokoju Michała.
-Mamooo daj mi na chwilę spokój - zza drewna rozległo się błaganie.
-Kochanie, ale co się stało?
-Eh... dobra wejdź, bo i tak będziesz pytać.
Weszła.

Na kwadratowym czerwono - brunatnym łóżku leżał twarzą do poduszki Michał. Zakrywał twarz rękami.
-No to mów mi tu szybko, który Cię znów rzucił? - zagaiła frywolnie Hanka.
-Kurcze, nie o to chodzi - zajęczał Michał - czy po mnie widać, że jestem pedałem? - podniósł twarz, na której malował się obraz niedawnego płaczu, rozgoryczenia i żalu.
-Oh kochany - Hanka westchnęła wiedząc już, że kroi się długa rozmowa, usiadła na brzegu łózka położywszy rękę na ramieniu Michała mówiła dalej - nie, dla mnie nie wyglądasz jak gej, ale to moje zdanie i trudno mi oceniać zdanie innych ludzi.
-To ty skąd wiesz, że jestem gejem - zainteresował się.
-No wiesz, przyhaczyłam Cię jak się całowałeś z tym jak mu tam... Konradem?
-O cholera...
-No no młody człowieku nie wyrażaj się.
-Przepraszam. No dobrze i co? Nie zdziwiło Cię to?
-Nie. Przecież wujek też jest gejem, to co mnie miało dziwić. Znam przecież ten świat kochany nie od dziś - zamyśliła się - wiesz, że babcia wie?
-Cooo?! Powiedziałaś jej?
-Nie. Babcia nie jest głupia synek.
-I co powiedziała? Rozmawiałyście?
-Tak. Ale spokojnie. Powiedziała, że takie jest życie i ten świat. Wiesz jaka ona jest. Otwarta i tolerancyjna. Wiedziałeś, że babcia mieszkała zanim mnie urodziła, prawie dziesięć lat w Argentynie?
-No coś wspominała. to stąd Twoja miłość do tego kraju - zaśmiał się.
-Chyba wyssałam to z jej mlekiem. Ale wracając do tematu, babcia płakała mi tu trochę.
-Jak to płakała? Dlaczego?
-Widzisz młody, babcia nie ma nic przeciwko, podobnie zresztą jak ja, że wybrałeś takie życie a nie inne. Ułożysz je sobie przecież po swojemu jak Tobie będzie wygodnie, a my wesprzemy Cię zawsze wtedy kiedy będzie taka potrzeba. Jesteśmy rodziną w końcu. Wiesz płakała, bo ona podobnie jak ja zdaje sobie sprawę z tego jaki jest świat i jacy są ludzie. Nie płakała dlatego, że jesteś gejem, płakała dlatego, że zdawała sobie sprawę, że nie będziesz miała łatwego życia mimo wszystkich zmian jakie zaszły w mentalności ludzi.
Michał słuchał matki w zamyśleniu.
-Teraz jest zdecydowanie prościej niż kiedyś - mówiła dalej - wiesz o co mi chodzi.
-Wiem.
-No właśnie, ale mimo wszystko jest dalej trudno prawda. Jesteście inni uczuciowo, jeśli wiesz o czym mówię, bardziej wrażliwi, macie inne spojrzenie na sprawy sercowe niż standardowy heteryk. Ale to akurat jest fajne. Myślisz, że dlaczego w głównej mierze przyjaźnię się z wujkiem? Bo on rozumie mnie bardziej niż rozumiał ojciec i ciotka Marta. Jemu mogę powiedzieć wszystko.
-No tak, ale rozmawiamy o mnie.
-Tak, tak przepraszam. Kochanie, dla mnie nieważne jest kogo kochasz. Ważne, że potrafisz kochać i jesteś z tym szczęśliwy.
-No ale ja właśnie nie jestem szczęśliwy, bo mnie Konrad rzucił. Powiedział, że jestem przegiętym pojebem.
-Eh... Jak to ciotka Marta mówi: Tego kwiatu to pół światu, nie ten to następny. Może Konrad nie widział w Tobie tego jedynego. Pamiętaj, że każde rozstanie to dla nas lekcja na życie.
-Pewnie masz rację, ale to nie zmienia faktu, że mi z tym źle i smutno. Jak Ty sobie dajesz radę bez taty?
-A kto powiedział, że daję? Mam Was - ucałowała Michała w czoło - wy jesteście ważniejsi. Poza tym nie zapominaj gnojku, że spotykam się z Karolem.
-A no tak - uśmiechnął się - muszę Ci powiedzieć, że fajny ten Twój Karol, ale wiesz w sensie osobowym, żebyś nie pomyślała sobie zaraz - zaśmiał się.
-No, no. Chodź młody, zjemy lody. Jak na plotkary przystało powinniśmy jeść właśnie paskudnie tuczące lody czekoladowe z bakaliami.


28 października 2011

66. Sześćdziesiąty szósty. Głębia.

-No a wy? Co robiliście? - Hanka nie dawała mi spokoju.
-Na pewno chcesz wiedzieć? - upewniłem się.
-No słuchaj, nie takie filmy widziałam myślę, że mnie już nie zaskoczysz specjalnie - uspokoiła mnie i wstała z sofy - chcesz jeszcze kawy?
-Dawaj, przyda się.

Tego dnia wróciłem wcześniej z pracy. Nawet się ucieszyłem, bo dzielenie mieszkania z Dawidem było czasem uciążliwe ze względu na naszą ogólnie pojętą chuć samczą. Przez te ilości igraszek i wspólnych zabaw brakowało nam czystych ciuchów, podłogi były nie odkurzone, a naczynia w zmywarce prawdopodobnie zamieniły się w las tropikalny z żyjącymi w nim dzikimi zwierzami. Nie było na to zwyczajnie czasu, a przerwy pomiędzy jednym stosunkiem a kolejną laską zapełniało nam jedzenie, oglądanie filmu lub przytulanie się, co oczywiście w rezultacie prowadziło do kolejnego seksu.
Dawno nie czułem takiego pożądania i ochoty na seks jak teraz. Jak dwa głupie nastolatki wypełnialiśmy swoje życie przyziemnym zaspokajaniem potrzeb i popędów.
Czasem nawet jęczałem z bólu, bo mój kutas był poprzecierany lub tak opuchnięty od ilości orgazmów, że nie chciał współpracować, ale Dawid wcale się tym nie przejmował, a mnie to nie przeszkadzało. Wymyślaliśmy wtedy dzikie zabawy w dotykanie, macanie, lizanie i całowanie. Poezja czystych pieszczot.

W mieszkaniu było pusto, cicho, nienaturalnie. Ale mimo wszystko przyjemnie. Przyjemnie łechtała myśl, że jestem sam. Adrenalina skoczyła mi z niewiadomych przyczyn, być może z powodu mroku jaki panował w mieszkaniu i niepewności czy przypadkiem zza winkla nie wyłoni się czarna postać i czegoś mi nie zrobi. A może było to zwyczajne podniecenie i ciekawość niewiadomego.
Właściwie nie pamiętałem kiedy ostatnio wróciwszy do domu zastałem w nim tylko unoszący się kurz. Tęskniłem za takim spokojem, mimo wielkiej chęci by w mieszkaniu był Dawid, ale tęsknota za samotnością towarzyszy chyba każdemu. Czasami.

Korzystając z opcji, że najprawdopodobniej przez najbliższe 2-3 godziny będę w domu sam, zupełnie chętnie postanowiłem złapać za odkurzacz, stanąć przy zlewie, przetrzeć kurze i wstawić pranie.
Cholera, nie sądziłem, że takie rzeczy mogą sprawić przyjemność, ale na pewno przyjemność sprawia później fakt, że ma się czysto w mieszkaniu a skarpetki wyjęte z szuflady nie są w różnych kolorach, bo ich brakujące połówki niechybnie znalazły się w koszu na pranie.
Dawid kiedyś stwierdził, że takie rzeczy jak bielizna powinny być jednorazowego użytku w naszym przypadku - zakładasz raz i nie pierzesz - wyrzucasz do kosza. Kupowanie proszku do prania i płacenie za wodę i prąd okazało się jednak zdecydowanie oszczędniejsze.

Faktycznie w zmywarce brakowało tylko dzikich kotów i amazońskich odgłosów. Przypomniało mi się jaki kolor faktycznie mają nasze panele podłogowe jak tylko zniknął z nich kurz i okruchy a muzyka szumu pralki stała się kojącym odgłosem tego, że w tym domu ktoś jednak funkcjonuje i żyje a nie tylko śpi, je i uprawia nierząd.

Było czysto, przestronnie. Znowu. Pozostało wziąć tylko prysznic na odświeżenie się po całym dniu w pracy, po ekspresowym sprzątaniu. Na rozluźnienie i dla relaksu.
Zdjąłem z siebie przepocone ubranie i cisnąłem je do kosza na pranie. Z dyndającym kutasem przeszedłem do sypialni w poszukiwaniu swojego grubego szlafroka zrobionego z ręcznikowego materiału. Uświadomiłem sobie w jednej chwili, ze wieki nie chodziłem po domu całkiem na golasa nie licząc igraszek z Dawidem, choć i te były często w towarzystwie T-shitra, skarpetek lub choćby krawata.

Ciepły strumień wody z deszczownicy roztrzaskał się z lekkim plaskiem na mojej twarzy. Z zamkniętymi oczami chłonąłem przyjemność z muskającej moją twarz ciepłej wody, orzeźwiającej tak stanowczo acz delikatnie, że przez moje coraz bardziej mokre ciało przeszedł dreszcz. Nie wiem czy byłym bardziej podekscytowany czy podniecony. Było mi zwyczajnie przyjemnie.
Strużka po strużce woda spływała po mojej szyi i plecach muskając delikatnie napięte pośladki i uda. Płynęła delikatnym strumieniem między pośladkami rozchlapując się po chwili na dnie wanny.

Obaj z Dawidem lubiliśmy mieć wybór w czym danego dnia się wykąpiemy, toteż na półce przy wannie stała cała bateria różnych żeli, maseł i płynów do kąpieli od truskawkowego przez "męski" po hypoalergiczny. Osobiście uwielbiałem zapach czerwonych grejpfrutów i kawy.
Powoli pieniący się żel równomiernie pokrywał moje spragnione relaksu ciało. Piana muskała delikatnie nabrzmiałe sutki smagane co chwila lekką strużką wody, spływała po torsie sprawiając, że skóra stawała się błyszcząca i śliska, by niewielkim zawirowaniem zmierzwić za chwilę włosy na pępku i dotrzeć do ud.
W powietrzu rozniósł się zapach cytrusów wzmagany dodatkowo ciepłem wody i coraz cieplejszego mojego ciała.
Czułem jak moja skóra rozluźnia się i mięknie, jak stres i zmęczenie odchodzą w niepamięć a kolejne bałwany z aromatycznej piany przesuwają się po moim brzuchu i torsie. Delikatnymi ruchami dłoni masowałem swoje rozgrzane wodą pośladki i uda. Woda lekką kaskadą spadała z mojego na wpół nabrzmiałego penisa wprost na żylaste stopy. Zmoczone już dobrze włosy na udach i łydkach układały się co chwila w innym kierunku zgodnie z prądem smagającej je wody.
Jęknąłem cicho pod nosem. Moje dłonie skierowały się na wewnętrzną stronę ud i moje jądra. Masowały je lekko wcierając w skórę moszny i penisa subtelną i odżywczą pianę.

Nagle zostałem wyrwany z przenikającej mnie ekstazy kąpieli. Poczułem na swoich pośladkach chłodniejszą dłoń. Wystraszony odskoczyłem gwałtownie i odwróciłem głowę.
Stał za mną Dawid. kompletnie nagi z delikatnym wzwodem i uśmiechem na twarzy jakby właśnie kupiono mu lizaka.
Wszedł do wanny i poddał się strumieniowi cieplej wody. Objął mnie od tyłu w pół i wyszeptał do ucha:
-Cześć kochanie. Posprzątałeś.
-Długo tu jesteś? - zapytałem - Chyba już jakiś czas skoro zdążyłeś się rozebrać - wyjaśniłem sam sobie.
-Usłyszałem, że się kąpiesz jak wszedłem do domu pomyślałem, ze się przyłączę - wyszeptał ponownie do mojego prawego ucha a jego dłonie zaczęły błądzić po moim torsie i brzuchu delikatnymi ruchami drażniąc powoli sutki.
-Uhmm - westchnąłem a mój kutas podniósł się nagle pobudzony doznaniami serwowanymi przez Dawida, który delikatnie przygryzł moje ucho i końcem języka przejechał po jego brzegu.
-Uwielbiam Twoje ciało wiesz - znów szepnął - masz takie twarde i duże sutki i delikatną skórę na brzuchu.
Czułem jak jego kutas rośnie wbijając się w moje pośladki delikatnie. Podniosłem ręce za siebie i złapałem Dawida za głowę. Odwróciłem swoją twarz ku niemu i wpiłem się swoimi mokrymi ustami w jego usta.
Całowaliśmy się chwilę dotykając się błądzącymi językami i przytrzymując swoje głowy wzajemnie, jakbyśmy próbowali nie dopuścić do ucieczki którejś z nich z namiętnego uścisku.
Moje dłonie zjechały na pośladki Dawida delikatnie je ugniatając jak najwyższej klasy ciasto. Westchnął lekko i ponownie wpił się w moje usta. Obejmował mnie mocno a jego dłonie coraz śmielej błądziły po moich plecach, pośladkach i szyi.
Woda spływała po naszych splątanych ciałach spłukując z nas resztki potu, piany i feromony, które unosiły się wraz z aromatem cytrusów w całym już chyba mieszkaniu.
Zdecydowanym ruchem rozchyliłem lekko pośladki Dawida. Delikatnie przejechałem palcem po jego rozgrzanej i mokrej dziurce, rozluźnionej pod wpływem ciepła wody i pieszczot. Jęknął wyraźnie.
-Uwielbiam kiedy tak robisz - wysyczał mi w twarz.

-Czekaj, czekaj. Kurde nie mogę - westchnęła Hanka - mam mokro w majtkach.
Roześmiałem się.
-Chcesz powiedzieć, że moja opowieść Cię podnieciła? - upewniłem się.
-Człowieku! Nie sądziłam, że pieszczoty dwóch facetów mogą być takie namiętne! Wydawało mi się, że rzucacie się sobie w ramiona, robicie lachę, dymacie w tyłek i po sprawie, a tu proszę - zawiedzionym acz podnieconym głosem wyjaśniła Hanka - Chyba naoglądałam się za dużo twardego porno gejowskiego Michała - roześmiała się.

27 października 2011

65. Sześćdziesiąty piąty. Kegle Hanki.

-Ma pani dość słabe mięśnie Kegla - sformułowanie to zabrzmiało w uszach Hanki jakby jej ginekolog próbował wcisnąć jej, że powinna dźwigać ciężary by mięśnie jej się wzmocniły.
-No ale co to oznacza? - zapytała.
-Że wcześniej czy później będzie pani popuszczać - wyjaśnił lekarz i skierował się do biurka.

Przed oczami Hanki rozpostarła się wizja, kiedy ona jako poważna pani dyrektor pędzi korytarzem na kolejne spotkanie a spomiędzy jej nóg cieknie stróżka moczu ku chwale słabego pęcherza.

-Jeeezu, a jak mogę temu zaradzić, mogę w ogóle, nie wliczając noszenia pampersów? - zaciekawiła się.
-Hmmm. Może pani. Dam pani skierowanie do znajomej ginekolog-seksuolog. Ona pani wszystko wyjaśni co i jak. Jest w tym świetna - zarekomendował lekarz i wręczył Hance karteczkę z danymi koleżanki - jak się pani pospieszy to jeszcze dziś się pani do niej dostanie.

Nie czekała ani chwili. Zeskoczywszy z "samolotu" naciągnęła pospiesznie na siebie majtki i podziękowała doktorowi.
-Majtki! - zawołał za nią.
-No przecież założyłam!
-Zaczepiły spódnicę - wyjaśnił.
Poprawiła się szybko i nie zakładając szpilek wybiegła z gabinetu.

Do gabinetu pani doktor miała kilka metrów i szczęśliwym trafem udało jej się ją jeszcze zastać.

-Kupi pani sobie takie kamienne - jadeitowe jajko - wyjaśniła pani seksuolog - można je dostać w internecie, ale jak pani dobrze poszuka to i w sexshopach się zdarzają. Musi je pani nosić codziennie przez ok 2 miesiące po 2-3 godziny.
-No ale co mi da noszenie jajka w torebce?
-Nie w torebce tylko w pochwie. Musi je sobie pani "włożyć" i nosić.
-I to mi pomoże?
-Powinno. Tylko proszę się spodziewać, że jak pani o nim zapomni, w sensie rozluźnienia mięśni, to ono wypadnie. Może mieć pani też mimowolne orgazmy lub być podniecona częściej niż normalnie.
-Wow, to aż tak? No dobra. Dziękuję. Na pewno kupię.

-Musisz mi pomóc kupić jajo z kamienia - poprosiła mnie przez telefon Hanka.
-Jaja z kamienia? - zdziwiłem się, ale mniej więcej wiedziałem o co jej chodzi - W necie można takie chyba dostać, zaraz zobaczę.

-No i jak tam jajo? - zapytałem Hankę wysiadając z samochodu.
-Właśnie dziś jest 8 dzień jak je noszę - odpowiedziała.
-Nosisz je bez przerwy?
-No zdurniałeś? Wkładam je na 2-3 godziny dziennie. Jest OK.
Weszliśmy na basen.
-Spotkamy się na pływalni - krzyknąłem do Hanki i wszedłem do męskiej szatni.
Tego dnia nie było wiele osób na basenie, ale wystarczająco dużo, żeby musieć pływać z kimś na torze. Hanka weszła sprężystym krokiem na pływalnię. Założyła dziś stój w kolorze niebieskim z żółtymi lampasami na boku. Ledwo mieścił jej pokaźne piersi w miseczkach jakie posiadał, ale z pewnością nie powodował, że za chwilę wypłyną na wierzch.
Hanka zajęła tor tuż obok mojego, na którym wraz z nią pływał młody chłopak. Szlifował żabkę tak pieczołowicie, że przysiągłbym, że za chwilę wychlapie całą wodę z basenu. Ze mną na torze pływał jakiś dziadek powolnymi ruchami wiosłujący wodę w pozycji na plecach.
-No to chlup - zasygnalizowała Hanka i zniknęła w wodzie tuż przed tym jak jej towarzysz z toru dotarł do płytszej strony basenu.
-Nooo to chlup - zanurzyłem się i kątem oka obserwowałem ludzi pływających dziś razem z nami.

Młody starał się pływać za Hanką, żeby jej nie przeszkadzać. Pływała dobrze, nawet świetnie. Śmigała od krańca do krańca czasem tylko wynurzając głowę po powietrze. Wyglądała wtedy jak karp wigilijny, który ostatkiem sił próbuje złapać odrobinę powietrza zanim mu zetną łeb.
Nagle usłyszałem hałas. Ktoś wyraźnie się zakrztusił i próbował złapać oddech.
Oto młody pływający z Hanką usilnie próbował złapać się linki dzielącej tory. Podpłynąłem do niego.
-Wszystko w porządku? - zapytałem.
-Co?! A chyba tak. Kurde - odparł młody - tej pani wyrosły... - zawiesił głos w zamyśleniu - jej wyrosły nagle jądra, jaja, czaisz facet? To facet - wyszeptał mi w twarz.
natychmiast zanurzyłem głowę i zobaczyłem jak Hanka płynie w naszą stronę a między jej nogami piętrzą się krągłości jak u dobrze obdarzonego faceta. Skinąłem do niej żeby wyszła.

-Hanka! - wyszeptałem przy brzegu.
-Co? O co chodzi?
-Zniosłaś jajo - zażartowałem. Niektórzy przyglądali się nam ze zdziwieniem i ciekawością, inni nurkowali żeby obejrzeć eksponat.
-O kurwa! Zapomniałam! Wychodzimy.
-No chyba nie wyjdziesz tak z wody?
-A jak mam wyjść? Niezauważona? - mówiąc to wspięła się żwawym krokiem po drabince. Ruszyłem za nią uspokajając współ pływających.
-Proszę sobie nie przeszkadzać. Koleżanka zniosła właśnie swoje pierwsze jajko - zniknąłem w przejściu do szatni.

-Się mi zachciało Kegle ćwiczyć kurwa - klęła w przedsionku basenu Hanka.
-No nie denerwuj się już - zaśmiałem się - trzeba uczcić Twoje pierwsze zniesione jajo.
-W dupę Ci je wsadzę - zaśmiała się i ruszyliśmy do samochodu.

26 października 2011

64. Sześćdziesiąty czwarty. Posiedzenie rady nadzorczej.

-Hanka? Gdzie jesteś - głos w słuchawce niecierpliwie domagał się odpowiedzi.
-A jak myślisz kurwa!? W samochodzie zapierdalam jak dyliżans - Hanka wyraźnie wściekła wyryczała do słuchawki, którą za chwilę rozłączyła.

-Dawid, ona jest wściekła jak osa - zmartwił się Andrzej, sekretarz prezesa.
-A nie mówiłem, żebyś do niej nie dzwonił - zaśmiał się Dawid i wszedł do sali posiedzeń.
-No ale co ja mam teraz zrobić?
-Unikaj jej przez tydzień.

-No jedź kurwa debilko!! Na co się gapisz - Hanka w szale wrzeszczała za kierownicą swojego BMW, pokazując ludziom w sąsiednich samochodach jak mają jeździć żeby było szybciej. A oni, patrzyli na ruszającą się szybko postać w dziwnej kreacji i niefrasobliwej fryzurze. Wymachującej rękami i otwierającej usta w niezrozumiałym szale.
-Boże co za pizda - westchnęła Hanka - taaaaka pizda ze mnie, że chyba muszę majtki na głowie nosić. No żeby zaspać do pracy. O czym ja wczoraj myślałam - zamyśliła się jadąc już nieco spokojniej prostą prowadzącą wprost do biura.
-No tak od jutra urlop pracowniczy - skwitowała swój kolejny tygodniowy wyjazd służbowy.

Drzwi biurowca rozstąpiły się przed nią jak Morze Czerwone i powitał ją słodki głos recepcjonistki tuż za nimi.
-Dzień dobry! W czym mogę pani pomóc? Pani do jakiej firmy chciała by się dostać - zapytała młoda osóbka za kontuarem.
Hanka przystanęła. Zrobiła oczy jak pięć złotych i parsknęła śmiechem.
-Kochanieńka musisz się jeszcze sporo nauczyć. Dzień dobry. Otwórz mi lepiej windę - rozkazała poprawiając sobie poły czegoś co miała na sobie, związując je paskiem od tego czegoś.
-Ale musi się pani wpisać do zeszytu - poleciła młoda.
-Droga pani - zaczęła spokojnie Hanka - nie mam czasu wpisywać się w pani pamiętnik. Czeka na mnie rada nadzorcza w prezesem na czele, a ja jako dyrektor pionu marketingowego powinnam być tam od pół godziny - wyjaśniła oschle Hanka - rozumiesz?
-Yyy no tak, ale do zeszytu musi się pani wpisać o której pani weszła - nie dawała za wygraną młoda.
Hanka zrobiła się purpurowa. Wcisnęła guzik windy dla gości, gdy w tym czasie do recepcji wszedł postawny facet w uniformie ciecia.
-Dzień dobry Pani Dyrektor! - zaskoczony wyskoczył zza kontuaru żeby włączyć windę dla pracowników - z tego co wiem już na panią czekają. Proszę poprawić fryzurę troszkę, bo się przekręciła w bok - uśmiechnął się.
-O jej! Dziękuję Panie Maćku, na pana zawsze można liczyć. Swoją drogą tej małej przyda się kilka lekcji - wskazała skinieniem głowy na młodą - pokaż jej księgę twarzy firmy - poprosiła Hanka i weszła do windy.
-Oczywiście! Przepraszam za nią, jest tu od wczoraj - wyjaśnił i odszedł zażenowany do recepcji.

-Hanka! Jesteś wreszcie - Dawid przywitał ją cmoknięciem w policzek - nic się nie martw. Przedłużyłem nieco wstęp finansowy, żebyś miała czas operacyjny na dojazd. Prezes nie zauważył, że Ciebie nie ma. Jest dziś nieprzytomny, piątek rozumiesz. Mówił... - Dawid relacjonował poranny przebieg wydarzeń gnając z Hanką przez korytarz wprost do paszczy lwa sali posiedzeń. Hanki ubranie rozmierzwiało się z każdą chwilą coraz bardziej, toteż poprawiała je nerwowo co rusz.
-No dobra a co z projektem? - zapytała Hanka.
-Zbajevica dziś nie będzie - uspokoił ją.
-No to kurwa mogłam spać dalej.
-Stój! - zatrzymał ją Dawid - co Ty masz na sobie? Czy to nie... szlafrok ten ode mnie? - zrobił wielkie oczy, nie zauważając wcześniej co ona właściwie na sobie ma.
-Nic nie mów - ubłagała go Hanka.
-Dobra - zachichotał - ale włosy ci chociaż poprawię. Jadłaś coś? mamy 15 minut do ponownego rozpoczęcia więc wrzuć choć kęs na żołądek - zatroszczył się Dawid i zawołał do nich chłopaka z wózkiem wypełnionym kanapkami i napojami, który codziennie rano przechadzał się po biurze w poszukiwaniu potencjalnych klientów.
-Masz - wręczył Hance pierwszą lepszą drożdżówkę jaką złapał. Hanka ugryzła dwa kęsy i wrzuciła resztę do kosza.
-Idziemy idziemy.
Poszli.

-O witam! Pani dyrektor, cóż za.... oryginalny strój - przywitał ją prezes z uśmiechem na twarzy i odsunął dla niej krzesło przy stole.
-Cześć Waldek - przywitała się - wybacz ale zaspałam - wyjaśniła bez ogródek.
-Spoko, zdarza się, nic nie straciłaś - uspokoił ją.
Byli od dawna w koleżeńskich stosunkach, właściwie od czasu kiedy Hanka próbowała jego masz wsadzić swoje bocianie gniazdo. Ale się nie udało. Żałowała, bo kawał przystojnego chłopa był z niego i często fantazjowała o nim w pracy, ale życie postanowiło inaczej. A właściwie jego Wacław postanowił.

-No to teraz poprosimy panią Dyrektor Marketingu o zaprezentowanie umowy - odezwała się moderatorka spotkania, którą była młoda przydupaska szefa, blondwłosa tyczka z wielkimi oczami i cyckami jak kurze prypcie.
Hanka wstała, poprawiła szlafrok i uśmiechnęła się. W tej chwili ktoś parsknął śmiechem ponieważ oczom zgromadzonej dziesiątce ludzi oto ukazała się piękność w szlafroku z rozmierzwionymi włosami, w których ukrywała się niechlujnie wciśnięta spinka. Odziana w łososiowy szlafrok z dekoltem po samą cipkę i długi po pół udziec. Nienaganny makijaż Hanki psuła jedna rzecz - mak na zębach.
Dawid oprzytomniał.
-Kurwa mać to była makówka - westchnął pod nosem przypominając sobie drożdżówkę, którą wcisnął Hance przed posiedzeniem. Skinął na Hankę głową i pokazał gest językiem by wytarła choć trochę maku z zębów. Nie załapała.
-Proszę państwa - zaczęła - zanim przejdę do tematu chciałabym kilka słów wyjaśnień. Mamy piątek tak? - zapytała retorycznie tłum.
Skinęli głową.
-Zatem postanowiłam, że dziś będzie to dzień swobodnych ciuchów i dlatego przyjechałam do państwa w szlafroku - w tej właśnie chwili olśniło ją co Dawid miał na myśli i szybko zlizała część maku - z makiem na zębach, który pochodzi z drożdżówki jaką wcisnął mi przed wejściem tu, mój asystent - wskazała na Dawida - dziękuję Dawid, oooraz z nieuczesanymi włosami, bo zwyczajnie zaspałam. Moja propozycja jest zatem taka - ciągnęła dalej Hanka - aby uniknąć dziś świętowania mega wkurwa na każdego i dziwnych uśmieszków, chciałabym aby każdy poczuł się swobodnie i zdjął to co go właśnie uwiera pomijając bieliznę.
Popatrzyli na nią jak na kosmitkę z makiem w zębach.
-No już już - pogoniła zgromadzenie - znamy się tyle lat i widzieliśmy się w bieliźnie choćby na wyjazdach, więc się nie krygujcie już tak.

Ku zdziwieniu Hanki wszyscy wstali i kolejno zdejmowali, jeden marynarkę i krawat, inny spodnie, jeszcze ktoś buty. Sam prezes rozebrał się do koszulki i slipek zostając w pantoflach, szelkach do skarpet i skarpetach.

-No to plan umowy wygląda następująco - zaczęła Hanka kiedy półnagie towarzystwo siedziało już wygodnie w fotelach i słuchało z ciekawością półnagiej Hanki.

Kiedy skończyła ludzie rozpełzli się po biurowcu nie zakładając na siebie zdjętych wcześniej ubrań. Na sali pracowniczej zawrzało, ale nikt nie pytał co się stało.

25 października 2011

63. Sześćdziesiąty trzeci. Oh Karol!

-Napijesz się? - Hanka krzyknęła do mnie z kuchni. Słyszałem jak buszuje w szafkach w poszukiwaniu korkociągu i kieliszków. Widziałem już w myśli jak zmierza do salonu w zwiewnej podomce, bosa jakby przed chwilą ją Bóg stworzył a w rozpostartych rękach trzymała butelkę czerwonego wina, kieliszki i korkociąg.
-Tak! - odkrzyknąłem. Chwilę później moja wizja stała się rzeczywistością i Hanka wparowała do salonu tak zjawiskowo, że aż parsknąłem zdziwiony dokładnością swojej wizji.
-Co się śmiejesz?
-Bo dokładnie tak sobie wyobraziłem właśnie Twoje wejście - zachichotałem i przejąłem z jej rąk wino.
-Muszę Ci coś opowiedzieć - wystękała podniecona Hanka - pamiętasz tego tenisistę z którym umawiałam się w zeszłym miesiącu?
-No pamiętam. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się znów spotkaliście? - zatrwożyłem się nieco.
-No właściwie to tak. Było pikantne spotkanko, jak chłopaki pojechali do babci, to on wtedy u mnie był - zarumieniła się nieco Hanka opadając lekko na białą skórzaną sofę. Piersi falowały jej pod łososiowym, zwiewnym materiałem podomki a łydki, które podkurczyła pod pośladki napięły się do granic wytrzymałości skóry.
-No dobra a ja Ci w końcu opowiem co z Dawidem - mówiąc to zacząłem porozumiewawczo patrzeć na Hankę - chcesz kawałek camemberta? - zapytałem.
-Daj. No dobra - zaczęła Hanka - facet mnie cholera zaskoczył. Wysłałam chłopaków do matki na weekend, bo przecież bym pierdolca doznała gdybym miała się nimi kolejny weekend sama zajmować. Zresztą liczyłam na to, że będę miała wolnego trochę dla siebie - ciągnęła opowieść Hanka.

Nareszcie sama - pomyślała tego dnia Hanka - w końcu mogę sobie spokojnie zapodać jakaś muzę i się trochę odprężyć - cieszyła się już na myśl o relaksie kiedy w drzwiach rozległ się dzwonek. Ubrana w sam szlafrok podreptała boso do drzwi i oniemiała.
-Chwileczkę! - krzyknęła do ciemnej, dębowej tafli drzwi z piaskowym, szklanym elementem wielkości miednicy do prania lub księżyca w pełni.
-Kurza morda ale ma wyczucie czasu - zestresowała się Hanka - ja tu z cipa na wierzchu latam a ten mi z kwiatami przyłazi - pobiegła szybko do garderoby by odziać się w nieco bardziej wyjściowy kostium niż szlafrok . Złapała rozciągnięty cardigan, który normalnie sięgał jej do półud i wsunęła go na siebie. Wskoczyła w pierwsze lepsze buty jakie miała w zasięgu oka i pobiegła do drzwi.
-Cześć! - udawała zdziwienie - co Ty tu robisz?
-Cześć! Nie przeszkadzam? - zapytał Karol.
-No właśnie wybierałam się do sklepu, ale wejdź wejdź. Sklep może zaczekać - uśmiechnęła się Hanka.
-To dla Ciebie - Karol wyciągnął ku niej bukiet kilku słoneczników.
-Ojej dziękuję, jesteś cudowny - kokieteryjnie Hanka zamrugała oczami i wpuściła gościa do środka.
-Do sklepu powiadasz? Codziennie chodzisz do sklepu w rozciągniętym swetrze, bez majtek i biustonosza w szpilkach różnego koloru, a do tego z kołtunem na głowie? Ciekawe połączenie - zauważył Karol.
Hanka zdębiała, szybko zerknęła w lustro a tam sweter sięgający do półpipki a nie półuda, cyce prawie na wierzchu w zupełnym spontanie kołyszące się z prawej na lewą, zaplatana w gąszczu włosów drewniana klamra, którą spinała włosy nakładając maseczkę na twarz i czerwona szpilka na lewej nodze i ciemnogranatowa na prawej.
-To się kurwa ubrałam jak na pokaz w Mediolanie - westchnęła w duchu Hanka i parsknęła śmiechem. -Tak naprawdę to nie spodziewałam się Ciebie, więc wrzuciłam na siebie co miałam pod ręką - wyjaśniła Karolowi skruszona Hanka.
-I tak wyglądasz uroczo, ale mogłaś nie zakładać nic i było by super - uśmiechnął się Karol - no ale teraz kochana zbieraj się, bo Cię porywam - rozkazał jej i pogonił do łazienki.
Nawet nie protestowała. On miał w sobie coś co powodowało, że ulegała mu bez słowa. Sama przyłapała się na myśli, że gdyby dopadł ją w ciemnej bramie i próbował zgwałcić nic by z tego gwałtu nie wyszło. Sama rozłożyła by nogi przed nim jak cyrkiel i kazała się zerżnąć jak bura suka. Ostatecznie stwierdzała, że to ona gwałciła by Karola a nie on ją. Później znaleźliby go kompletnie wyczerpanego z fallusem na wierzchu, leżącego w ciemnej bramie z odciskami szminki na szyi, koszuli i ustach. Uśmiechniętego i przerażonego jednocześnie, ale zadowolonego.

Karol był tenisistą z zamiłowania, a tak naprawdę zajmował się pracą fizyczną na budowie. Był starszym Inspektorem budowlanym z własną działalnością ale nie stronił od pomocy pracownikom. Zawsze uważał, że trzeba im pokazać, że dyplom nie zwalnia go od roboty, więc chętnie przerzucał worki z cementem lub pomagał przy wykończeniach. Mięśnie rosły mu od tego w zatrważającym tempie i rozmiarach. Siłownia była zbędna.
Hanka uwielbiała patrzeć jak na jego ramionach pojawia się siatka żył, w która wciśnięte były cudownie wyrzeźbione mięśnie ramion i barków. Nie był ogromny, raczej symetryczny. Hanka śmiała się, że cudem mieści się w drzwiach, ale do niemieszczenia się w nich sporo mu jednak brakowało. Ogólnie był raczej szczupły.

Tego dnia zabrał Hankę na przejażdżkę do lasu. Specjalnie na tą okazję wiedząc, że Hanka nie ma w domu kaloszy, zakupił jej zielone gumowe buty w kolorowe kwiatki, by nie musiała biegać po przyrodzie w szpilkach. Była zdumiona i zaskoczona, bo dawno jej nikt nie zabrał do lasu.

Jak to mówią: Łażenie po przyrodzie sprzyja apetytowi, Hanka wysapała mu do ucha, że jest głodna jak wilk i gotowa zamordować za kawałek padliny.
Kolacja była kwestią czasu, ale nie spodziewała się, że to Karol będzie gotował.

Pojechali do niego. Mieszkał sam w mieszkaniu w stylu studio z oddzieloną sypialnią i łazienką. W przestronnym salonie na środku stał drewniany, stary blat zrobiony chyba z buku z wielkimi zaznaczonymi specjalnie słojami, wpierany na delikatnych żeliwnych nogach połączonych w rusztowanie. Podobnie wyglądały krzesła. Był nakryty, na dwie osoby. W salonie było przytłumione światło, nad stołem zwieszał się ogromny, szklany żyrandol jednak zgaszony całkowicie, a w jego pojedynczych elementach zrobionych ze szkła odbijało się światło świec rozstawionych w połowie salonu.
Karol zaprosił Hankę by weszła dalej. Wskazał jej miejsce na czarnej pluszowej sofie i podał kieliszek z winem.
-Za chwilę wracam - powiedział.
Była podekscytowana, ale ciekawa tego co za chwilę się zdarzy.
Włączył jakąś płytę z delikatnymi brzmieniami blues'a i zniknął na kilka chwil w sypialni.

-Nie będę długo gotował - poinformował Hankę wyrywając ją z lekkiej zadumy, stojąc przed nią w samym tylko fartuchu kuchennym, spod którego wyłaniała się jego sylwetka masywnych łydek owłosionych równomiernie aż do samych, kościstych stóp. Fartuch trzymał się na jego nieogolonej szyi i opasał dokładnie tors i brzuch, na który Hanka mogłaby patrzeć godzinami.
-Eeeh - westchnęła bezwiednie - a cóż to za odmiana? Nagi kucharz? Aż miło - wyartykułowała jakby miała klocek w ustach.

Nie mogla oderwać wzroku od mięsistych pośladków Karola, które zaciskał co chwila krzątając się przy kuchence odwrócony do Hanki plecami. Mierzyła go wzrokiem od głowy po uda nie mogąc napatrzeć się na soczystego, mięsistego samca, który właśnie dla niej gotował.
-Teraz to ja jestem naprawdę głodna - wydyszała do Karola wstając z sofy. Zbliżyła się do niego i już chciała objąć go od tylu kiedy ten odwrócił się i delikatnie ją przyhamował.
-Jeszcze nie teraz. Chodź - pociągnął ją za sobą w stronę łazienki - zamknij oczy - rozkazał. Posłuchała się natychmiast.
-Co też on wymyślił - zastanawiała się podekscytowana ale pełna ciekawości.
Kiedy tylko otworzyły się szklane piaskowane drzwi łazienki, Hanka poczuła zapach różanego olejku unoszący się w dokładnie wyczuwalnej chmurze pary wodnej, która delikatnym ciepłem otuliła jej ciało.
Karol wprowadził ją powoli do łazienki i zdecydowanym ruchem zaczął rozpinać suwak jej sukienki. Dokładnie czuła na plecach dotyk jego dłoni jak przesuwały się od góry do dołu zsuwając z niej sukienkę, rozpinając stanik i zsuwając lekką koronkową bieliznę. Stała tyłem do Karola opierając się lekko pupa o jego krocze. Dokładnie czuła jak jego członek lekko pulsuje pęczniejąc na jej widok, ale wiedziała, że jeszcze nie stoi.
Wciąż nie otwierała oczu. Chciała chłonąc doznania każdym zmysłem poza wzrokiem. Czuła się coraz bardziej odprężona i zrelaksowana, bezpieczna.
-No a teraz hop! Wskakuj - Karol wydał komendę, na którą Hanka zareagowała otworzeniem oczu. Zobaczyła wannę wypełnioną do połowy lekko różową pianą, na której rozsypane były płatki róż. Na podłodze i rancie wanny stały migoczące płomieniami świece w tak różnych wielkościach, że Hance przez myśl przemknęła wątpliwość czy w ogóle takie produkują.
Odwróciła do Karola twarz i z niekrytą satysfakcją przyssała się do jego warg. Lekkim ruchem rozwiązała jego fartuch i zdjęła go z niego przeciskając jego głowę przez pętlę czerwonego sznurka na końcu fartucha.
Całowali się chwilę. Hanka jęczała cicho z rozkoszy co ewidentnie podniecało Karola. Mogła to doskonale poczuć na swoich udach, o które coraz częściej ocierał się delikatnie Karola penis.
Złapał ją w pół i podniósł by włożyć do wanny. Wyglądało to trochę groteskowo, jakby wkładał ją do pudełka, które za chwilę wyśle w kosmos.
Siedziała już w wannie. Karol usadowił się tuż za nią tak by mogła spokojnie oprzeć się o jego tors, zagnieździć się w uścisku jego ud i odprężyć całkowicie.
-Jaka jestem mokra - pomyślała Hanka przez chwilę, kiedy nagle na swoich piersiach poczuła dłonie Karola. W jednej trzymał szorstką gąbkę nasączoną tajemniczym olejkiem, druga była zwyczajnie śliska i ocierała się szorstką skórą o jej sutek.
Znów zamknęła oczy i odchyliła głowę opierając ją na lewym ramieniu Karola, który delikatnymi kolistymi ruchami masował jej piersi i brzuch wcierając w nie wonny olejek i pianę, w której siedzieli. Jego usta co kilka chwil muskały Hanki szyję i policzek.
-Jest mi cudownie - wyszeptała Hanka. Pocałował ją i pieścił dotykiem dalej, niżej.
Jego ręce bezwiednie krążyły po jej brzuchu, muskały wzgórek łonowy i wewnętrzną stronę ud, a ona tylko oddychała coraz intensywniej i głębiej.
Jęknęła kilka razy. W międzyczasie wysyczała cicho przez zęby przeciągłe: Ohh Karolll!
-Umiesz mnie rozpracować - powiedziała otworzywszy oczy z uśmiechem. Jeszcze chwilę jej ciałem targał dreszcz i skurcze.
-Umiem sprawić Ci przyjemność - zapewnił Karol.

-Mówię Ci! Byłam wtedy tak nakręcona jakbym się naćpała - wyjąkała do mnie Hanka - nie wiedziałam co się dzieje, ale wolałam się nie zastanawiać, bo było tak zajebiście, że aż nie wiedziałam czy to sen czy jawa - mówiąc to Hanka zauważyła z uśmiechem, że po jej krótkiej opowieści poprawiam krok w spodniach.
-No widzisz co narobiłaś! Nawet mnie podnieciła ta sytuacja - zachichotałem - bzykaliście się później - moja ciekawość była wprost proporcjonalna do intensywności opowiadania Hanki.
-Człowieku! - zawyła - całą noc! Wychędożył mnie jak jałówkę. Może fiuta wielkiego nie ma, ale w średniej światowej się mieści idealnie. Gruby i żylasty i doskonale wie jak go używać - wyjaśniła Hanka a przede mną stanęła wizja nabrzmiałego przyrodzenia Karola.
-Na pieska, na jeźdźca, na pagony, na leżąco, stojąco, siedząco - wyliczała Hanka - już myślałam, że mnie zaraz jeszcze powiesi albo złoży w pół. Było ekstremalnie kurewsko cudownie. Sama nie jestem w stanie tak się wypieścić - zarechotała.
-Noo to gratuluję udanej nocy.
-Taaa i porwałam mu prześcieradło jak w końcu osiągnęłam szczyty szczytów - pochwaliła się - ale się nie przejął. Sam też miał taki orgazm, że myślałam, że mi tam na zawał zejdzie. I wiesz co - zainteresowała mnie Hanka - ma słodką orzechową spermę.
-Hanka! - wyjęczałem - nie mów mi takich rzeczy, bo się rozochacam - uśmiechnąłem się do niej i klepnąłem po udzie.
Zaśmiała się.
-Teraz Twoja kolej Kluseczko - pociągnęła mnie za język - opowiadaj co z Dawidem, bo założę się, że dymaliście się jak króliki.
-Ha! Mało powiedziane - skwitowałem.

24 października 2011

62. Sześćdziesiąty drugi. Rura 2.

Taksa już czekała na nich pod domem. Hanka nie chciała jechać samochodem, bo wiedziała, że imprezowanie z Dawidem kończy się źle, a imprezowanie ze mną jeszcze gorzej. W jednym kawałku co prawda do domu wróci, ale na pewno nie krokiem pionowym prostolinijnym.

-Oj czekaj kurna! Torebka! - Hanka pospiesznie wróciła do domu.
-Gdzie Państwo sobie życzycie? - taksiarz zapytał barytonem Dawida.
-Anielska 6/66. Klub Bysior - wydał komendę Dawid i przesunął się by ustąpić nieco miejsca Hance.
-Łomatko jak u pana przytulnie - skwitowała wystrój taksówki Hanka - te wszystkie naklejki, świecidełka i maskotki, WOW.
Faktycznie, taksówka wyglądała trochę jak pokój szalonego dziecka z koszmaru Spielberga, ale ogólnie sprawiała przyjemną atmosferę pasażerom. W tle słychać było radio a w powietrzu unosił się lekki zapach odświeżacza do powietrza rodem z nad oceanu.

-Pan sobie zdaje sprawę jak ja dawno nie byłam na imprezie! - Hanka zagaiła do kierowcy - normalnie człowiek, jak mu się dzieci rodzą to zapomina o przyjemnościach. To znaczy o przyjemnościach nie zapomina, ale o tym, że na imprezkę można wyskoczyć na pewno - Hanka była podekscytowana jak młoda siksa, która właśnie ma przeżyć swoją inicjację.
-No wie pani, bycie rodzicem ma swoje plusy i minusy.
-A pan kiedy był na imprezce? Może pójdzie pan z nami?
-Ja? Hahaha żona by mnie zabiła a poza tym jestem w pracy.
-Oj tam żona, poskacze pan trochę i wróci do pracy a później do żony - nie dawała za wygraną Hanka.
-24,50zł. proszę państwa, ale jak dla Was 20zł. Miłej zabawy życzę - taksówkarz skasował ich i odjechał.

Przed klubem kręciło się sporo ludzi, ale Hanka wypatrywała jednej. Dzwoniła przecież do mnie zaciągając mnie praktycznie siłą na imprezę, bo przecież muszę wg niej kogoś poznać.
Dawid także się rozglądał.
Pomyślałem, że skoro i tak mnie w tym tłumie nie znajdzie wybrałem w komórce numer:
-Cześć stoję i czekam przy tej wielkiej, szarej rurze wydechowej zawieszonej na sąsiednim budynku na przeciwko wejścia - prawie wykrzyczałem do słuchawki. Było dość ciepło więc postanowiłem nie ubierać się jakoś bardzo. Założyłem na siebie przewiewną lnianą koszulę w niebiesko - czerwoną kratę z czarnymi i białymi akcentami oraz podwiniętymi rękawami do polowy ramion, ciemne materiałowe spodnie w kolorze grafitu i wygodne czerwone trampki.

-Nooo słońce! Nareszcie! Musisz kogoś poznać - zwrócił się jednocześnie do Hanki i do mnie Dawid całując mnie w policzek.
-To wy się znacie? - Hanka zamarła w bezruchu patrząc na scenę, w której Dawid obejmując mnie w pół zostawiał na moich policzkach swoje DNA a ja rozanielony jego gestem nie pozostawałem mu dłużny.
-Hanka a ty skąd go znasz? - Dawid wyraźnie zdziwiony zapytał Hankę.
-No jak to? Przecież to właśnie tej pedalski wujek o którym Ci opowiadałam - wyjaśniła.
-No proszę, a to Twój podwładny? - zapytałem.
-Ano właśnie to jest Dawid.
-Hahaha wszystko było by jasne, gdybym Ci kochanie opowiadał o swojej pracy - wyjaśnił mi Dawid i pociągnął nas w kolejkę oczekujących na wejście.

Zapowiadała się impreza nie z tej ziemi. Hanka i dwóch jej znajomych gejów. Wiedziała, że może szaleć do upadłego.

W kolejce, zanim jeszcze udało nam się dostać do wnętrza czeluści piekielnych klubu, Hanka zdążyła zapoznać się z połową oczekujących wzbudzając w nich egzaltację i podziw dla swojej figury, piersi, nóg i poczucia humoru. A podobno geje nie cierpią cycków - wręcz przeciwnie - komplementów się Hanka nasłuchała na kolejne pięćdziesiąt lat. Zmacała więcej tyłków niż przez ostatnie dziesięć a poznała więcej gejów niż mam zlinkowanych na profilu w necie.

Hanka nie próżnowała. Wkupiwszy się ekspresowo w łaski i uznanie barmana co rusz dostawała od niego kolejny kolorowy napój w fikuśnej szklance, kieliszku na krzywej stopce lub innym naczyniu o niezdefiniowanej dotąd nazwie.
Zdążyliśmy z Dawidem ledwie przywitać się ze znanymi sobie osobami porozsadzanymi po kątach i stolikach, kiedy przy Hance stała już spora grupka chichrających z czegoś mężczyzn. Poklepywali się wzajemnie po ramionach, trzymali za pas lub zwyczajnie słuchali i rechotali jak dzieci.
Hanka sprzedawała dowcipy - to było pewne. Zarówno Dawid jak i ja wiedzieliśmy, że ona nie ma sobie równych, szczególnie w sprośnych dowcipach a brylowała właśnie w temacie gejowskim. Podeszliśmy bliżej.

-Kocha się dwóch gejów. W pewnym momencie ten aktywny mówi co drugiego:
-Heniek, słuchaj, gdzie jest ta łyżka, co pomaga w założeniu butów?
-Kurde Franek, tak nam teraz dobrze, po co Ci ta łyżka?
-A bo bym sobie jeszcze jajka wsadził.

Grupka parsknęła śmiechem i jak jeden mąż napili się w hołdzie za udany wieczór.
Hanka była już dobrze rozluźniona więc wyciągnięcie jej na parkiet nie stanowiło żadnego problemu.
-Chodź kochana, popląsamy - Dawid złapał ją za rękę i pociągnął w stronę parkietu.
-Łomatko! Ale jazda! No to do dzieła - krzyknęła Hanka i popędziła w czarną mieniącą się czeluść sali tanecznej.
-Tylko nie wybij nikomu oka tymi pazurami kochana! - ostrzegłem ją na wszelki wypadek i roześmialiśmy się pląsając jak w epilepsji.

Nagle Hanka przystanęła, spojrzała w jedno miejsce i zniknęła nam na chwilę z oczu.
-Co jest kurna! - zawyłem Dawidowi w ucho - gdzie ona polazła?
Wskazał palcem na srebrną rurę stojącą na scenie, na której właśnie pojawiła się przyklejona do niej Hanka.
Przykucnęła przy rurze, wystawiła język i prawie że liżąc ją od dołu podniosła się wypinając pupę maksymalnie do tyłu.
Tłum zawył z zachwytu jakby właśnie rozpoczął się występ jakiejś showwoman.
-No to będzie show! - krzyknął mi w ucho Dawid. Obaj nie chcieliśmy przerywać Hance zabawy, więc wpatrywaliśmy się w coraz odważniejsze ewolucje Hanki smigającej przy metalowym trzymetrowym drążku.
Kręciła się wokół rury zawijając się na niej zaczepiona nogami lub rękami, zsuwała po niej plecami, wskakiwała i wisiała. Ewolucjom końca nie było, aż nie postanowiła wspiąć się po rurze na sam jej szczyt.
Zawisła na chwilę. Tłum wył jak oszalały. Na scenę poleciały pierwsze banknoty, kiedy Hanka trzymając jedynie udami zaciśniętymi wokół rury tuż przy swojej cipce, zjechała po błyszczącym drążku do samej podłogi. Rura wydała lekkie skrzypnięcie ocieranego o nią ciała.
Hanka wylądowawszy na podłodze siedziała chwilę.
Podeszliśmy do niej by ją podnieść i pomóc zejść ze sceny.
-Moja cipa - syknęła nam do uszu uśmiechnięta jakby właśnie przeżyła orgazm.
Parsknęliśmy śmiechem ściągając ją na parkiet. Na zali rozległy się dzikie okrzyki i oklaski. DJ podziękował przez mikrofon:
-Świetne Show! Brawa dla tej Pani! W nagrodę zapraszamy do baru na darmowe drinki! A teraz kolejny gorący kawałek do pląsów na rurze!!! Kto chętny! Niech wskakuje!!!!

Faktycznie w barze czekały na nas darmowe driny, które były zbawienne po energicznej pląsaninie na parkiecie.

-Będę miała siniaki na piździe od jeżdżenia na rurze - wysapała zmęczona i pijana Hanka zionąc gorzelnią prosto w ucho Dawida.
-Nie przejmuj się nie będzie śladu - uspokoił ją.

W poniedziałek Hanka przyszła do pracy w spodniach.
-Dawid, kurwa cipa mnie boli i mam dwa piękne zielone sińce na udach. Wszystko przez tą pieprzoną rurę - wyżaliła się zwisając nad biurkiem Dawida pogrążonego w letargu poniedziałkowego poranka.
-Oj tam oj tam, warto było nie? - zapytał.
-Warto, ale wyglądam jak nieudacznie zgwałcona prostytutka - zachichotała i poszła do swojego gabinetu - wpadnij później na kawę, pogadamy!

20 października 2011

61. Sześćdziesiąty pierwszy. Rura 1.

-Kurwa, kurwa, kurwa. Dawid jestem taka głodna i wściekła - zaciskając zęby Hanka wysyczała Dawidowi do ucha swoje męki.
-Nic nie mów kobieto, bo mi się żołądek przykleił do sraki już. Czy oni nie mogli zadbać chociaż o ciastka i wodę?
Jęczeli do siebie jedno przez drugie a spotkanie tak jak trwało od dwóch godzin, tak trwało.
Kiedy tylko szanowny pan Prezes-Impotent postanowił powiedzieć: "Dziękuje Państwu za poświęcenie czasu na wysłuchanie moich uwag..." Hanka nie czekając na "Do wiedzenia" wybiegła z gabinetu jak poparzona. Pognała co sił w nogach do bufetu żeby wcisnąć w żołądek jakiś kawałek padliny i wlać w siebie tyle kawy ile adrenaliny wydzieliła z nerwów na spotkaniu.

-Przesuń się kobieto! - wysyczała do jakiejś młodej siksy gapiącej się na lodówkę z kanapkami przy barze. Młoda odskoczyła przestraszona po czym wyjąkała z siebie:
-Dź dź dzień doooobły pani Dyrektor. Bo jjja właśnie do do Pani. Jestem nową asystentką zarządu - westchnęła.
Hanka popatrzyła na nią podejrzliwie.
-Dziewczynko - powiedziała do laski - jestem taka głodna, żem gotów cię zniszczyć jeśli przeszkodzisz mi za chwilę w pochłonięciu kalorii.
Młoda natychmiast skuliła skrzydła.
-To smacznego i zajrzę do pani później.
-Luzik kochana ale najpierw pogadaj z moim osobistym asystentem. Dawid, pani do Ciebie później zajrzy - zwróciła się do Dawida po czym szarpnęła go i zaciągnęła do stolika.

-Widziałeś kurna siksę? To nowy żeński przydupas prezesa - zaszufladkowała Nową do znanej sobie kategorii - i tak pipka jej na tym nie skorzysta, bo to przecież pedał impotent.
-Może stary liczy, że mu stanie przy młodej.
-No no kurde uważaj piękny co mówisz. Sugerujesz właśnie, że Twoja pańcia jest stara - roześmiała się perlistym śmiechem gapiąc się na speszonego Dawida - a tak na poważnie to temu dziadowi już nawet wiadro viagry nie pomoże. Powinien był zrobić za młodu gumowy odlew jak mu stoi, żeby żonę lub kochanki zaspokajać miał czym teraz.
-Hanka ty zestresowana jesteś. Trzeba Cię na imprezę zabrać jakąś albo porządnie wyruchać - wymyślił Dawid.
-Ja i impreza. Łomatkobosko, dawno nie byłam, a potańczyła bym sobie i ubzdyczyła się trochę. A później to wiesz, cipa swędzi ale kija do drapania nie ma.
-Idę dzisiaj z kumplem na imprę do gejowskiego klubu. Zatem idziesz z nami.
-Ja? Słoneczko zapomniałeś, że mogę tam spotkać syna... A poza tym nie podrapie mnie tam nikt po rowie mariańskim - wystawiła Dawidowi język na znak bezsensu tego co powiedział.
-No i? Postanowione. Najwyżej pobawicie się razem - Dawid najwyraźniej nie zdał sobie sprawy z dwuznaczności wypowiedzi, toteż Hanka z głośnym plaskiem pacnęła się w czoło otwartą dłonią.
-Nooo w sensie, że zatańczysz z synem a później poszukamy Ci drapaczki. Wierz mi kochana, że chodzą tam nie tylko pedały, cioty i gejury. Heteryki też łażą, bo to czasem kurde lubi possać parówę lub jak im zony dupy nie dają to bzykają jakieś młode ciotki. Rozumiesz.
-Ta... Ale ja tam mogę na dwa baty. Dobra dość Lala - zwróciła się do Dawida - bo zaraz se wsadzę jedną z tych parówek, które jesz - zamknęła temat Hanka.

-Marcinku kochanie ty moje najdroższe słoneczko - Hanka nad wyraz miło zwróciła się do syna - co byś zrobił, gdyby mamusia poszła na imprezę do klubu, w którym lubisz się bawić?
-Oooo nie! Mamo narobisz mi siary, no weź, nie zabiorę Cię ze sobą - wyjęczał zdegustowany.
-No ale ja pałko nie z Tobą tylko z Dawidem. Jeeeeny.
-To ten od Ciebie z pracy?
-No.
-A co z wujkiem? Też idzie?
-O właśnie, muszę do niego zadzwonić. Musi koniecznie poznać Dawida. Może wpadną sobie w oko - zachichotała i rozczochrała włosy na głowie syna - nie przejmuj się nie będę Cię umoralniać i strofować. Będziesz się bawił jak chcesz i z kim chcesz.

W drzwiach rozdzwonił się dzwonek.
-Właaaaaaaź - krzyknęła Hanka.
Do mieszkania wszedł Dawid odpieprzony jak stróż na boże ciało. Ciemno niebieskie spodnie rurki, koszula w kratę w kolorach granatu, czerwieni, bieli i czerni, rozpięta tak żeby krzak na klacie wystawał ludziom wprost pod oczy do tego zarzucona na ramiona ciemnoszara, lniana marynarka, pognieciona jakby kotu wyjęta przed chwilą z gardła i czarne, błyszczące jak psie jajca - pantofle na sznurowadła. Założył tego wieczoru też inne okulary niż do pracy normalnie. Tym razem były to ażurowe bryle bez oprawek - garniturki o szkłach jakby były z samego czystego, górskiego kryształu. Małe, prostokątne, zdecydowanie podkreślające ciemną linii brwi Dawida. Włosy ułożył jak zwykle za pomocą gwoździa i odrobiny prądu w gniazdku.

-Wylałeś na siebie pół Sephory czy siedziałeś godzinę w Douglas'ie próbując wszystkiego co popadnie? - Hanka wypaliła do niego wyłaniając się z garderoby?
-To Versace pipko, dlatego tak intensywnie pachnie - wyjaśnił - Jezusie kochany! Co to za habit żeś włożyła? Idziesz na stypę czy na bal dobroczynny do proboszcza? - Dawid był bezkrytyczny w stosunku do płachty szaroniebieskiego materiału, który Hanka miała na sobie.
-No jest wygodna i dobra do tańczenia - zdziwiła się.
-No i jest też idealną antygwałtką wśród sukienek, gupku! - przyciął ją - Chodź znajdziemy Ci coś innego. Musisz wyglądać szałowo. Idziesz bawić się z gejami a nie z kółkiem różańcowym wzajemnej adoracji krzyża.
-Eeeh no dobra. Mam dla Ciebie niespodziankę. Poznasz kogoś. Zaprosiłam znajomego, którego chcę Ci przedstawić - podekscytowana oznajmiła Dawidowi. Stała w samym staniku i majtkach patrząc jak ten pieczołowicie przegląda wieszaki w jej garderobie.
-To jakiś twój nowy kochanek? - zapytał zaciekawiony.
-Nieeee, to gej!
-A, o miło. Fajny? - przestał na chwilę przemieszczać wieszaki i zatrzymał się na czerwonej połyskującej sukience bez ramion, długości prawie do kolan Hanki za to z gorsetem o czarnych sznurówkach.
-Fajny. Sam zobaczysz. Ja mam to włożyć? Pogięło Cię? Przecież cyce mi wypłyną w tańcu!
-Na pewno nie cyce Ci wypłyną, z takim gorsetem są "niewypływalne", za to mam nadzieję, że popłynie co innego - uśmiechnął się złowrogo Dawid.

60. Sześćdziesiąty. Miłość do teściowej czyli Hanka w natarciu.

-Antek! Otworzysz? - zawyła Hanka przez pół mieszkania
-O jeeeeny...
-Nie denerwuj mnie gówniarzu! Może to kurier na którego czekam - Hanka w duchu miała nadzieję, że oto właśnie przed drzwiami stoi Andrzej, z którym widziała się ostatnio. Przyszykowała sobie na tą okazję specjalną kreację i zadzwoniła już do mnie bym zajął się chłopakami kiedy ona będzie udawać cyrkiel.

Faktycznie. W drzwiach, które z niekrytą niechęcią otworzył Antek stała babcia, Kurier z plotkami jak znalazł. Jak gdyby nic sobie nie robiąc z otwierających się przed nią drzwiami, stała i gadała o czymś w skupieniu przez telefon.
Antek popatrzył na nią chwilę i odezwał się;
-Cześć babcia. Wchodzisz czy będziesz tak się kokosić w progu?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem i weszła do środka kończąc rozmowę.
-Mamooooo babcia przyszła! - zawołał Antek i poszedł do pokoju.
-Jak to babcia? Jaka babcia? - Hanka wyjrzała z łazienki w samym szlafroku i zdębiała kompletnie na widok teściowej - Jeeeezu!! Kurwa! Się mi trafiło - pomyślała mrucząc pod nosem - to mama już nalot zaplanowała? Ten świat zwariował! A ja tu z cycami na wierzchu biegam, mogła mnie chociaż uprzedzić mama - uśmiechnęła się sztucznie i zaprosiła teściową do kuchni.
-Po co, pewnie byś się migała żeby mnie nie oglądać. A tak wpadłam zobaczyć jak sobie radzisz i zobaczyć wnuki - odpowiedziała jej teściowa.
-No no radzę sobie nieźle, może mama już iść - zachichotała Hanka i podeszła by się przywitać - do kuchni oczywiście, zaraz zrobię mamie herbatki, ale muszę najpierw zadzwonić - poinformowała ją i zniknęła w łazience.
-Nie kłopocz się, poradzę sobie kochanie - teściowa udała się do kuchni.
Wiedziała jakimś cudem gdzie Hanka chowa herbaty, gdzie chowa słodycze i gdzie stoją szklanki, kubki i leżą łyżki.
Obsłużyła się do tego stopnia, że przyrządzając sobie herbatę wpałaszowała połowę pudełka czekoladek, które znalazła wrzucone gdzieś w głąb szafki ze słodyczami.

-Muszę się jej jakoś kurwa pozbyć - myślała gorączkowo Hanka zakładając na siebie domową sukienkę. Zrobiła to na tyle nieudolnie, że trąciwszy ręką lakier do włosów przewróciła stojące obok rolki papieru. Jedna z nich wpadając wprost do muszli klozetowej nasiąkła wodą w takim tempie, że nie było szansy na jej uratowanie.
-Kurwa, kurwa! - syknęła i wcisnęła guzik spuszczania wody, ale jedyny efekt jaki powstał to rosnące w muszli jezioro. Zamknęła klapę i stwierdziła, że zajmie się tym później. Nie będzie przecież teraz grzebać w kiblu kiedy teściowa właśnie przeczesuje jej mieszkanie w poszukiwaniu sensacji.

-Oooo! Widzę, że mamusia dorwała już czekoladki - wyartykułowała Hanka z taką pieczołowitością, że teściowej o mało czekolada bokiem nie wyszła.
-Pozwoliłam sobie się poczęstować, chyba nie masz nic przeciwko.
-Nie, nie, tak nikt tu tego nie je - wypaliła Hanka i uświadomiła sobie właśnie, że owe czekoladki przywiozła milion lat temu z Belgii kiedy była w delegacji. Z ciekawości podniosła pudełko w kolorze burgundu, żeby sprawdzić datę ważności udając, że sprawdza rodzaje czekoladek. Na spodzie w białym kwadracie widniała informacja: shelf: jun. 2007.
-No to będzie sraka - zaśmiała się w duchu Hanka i nie przerywając teściowej konsumpcji czekoladek podała jej cukier.
-Jakaś dziwna ta herbata u Ciebie, smakuje jak zioła do podmywania niemowlaka lub napar na zaparcia - skwitowała teściowa wsypując sobie do szklanki 4 łyżeczki cukru - trzeba zabić ten smak cukrem.
-A która puszkę z herbatą mama wzięła?
-Tę czerwoną.
-To są zioła mamo, ale nie pamiętam jakie. Na pewno nie rumianek - Hanka z niekrytą satysfakcją przekazała teściowej tą informację po czym wstała by zaparzyć sobie kawy.
-No trudno, ziółka nie zaszkodzą na pewno.

Kilka chwil później, po nieudanych próbach nawiązania łączności słownej między teściową a Hanką, ta pierwsza postanowiła, że musi koniecznie skorzystać z toalety.
-Tam są drzwi - Hanka wskazała palcem na drzwi łazienki.
-Tak wiem, nie jestem tu pierwszy raz - teściowa natarła na łazienkę i zamknęła się od środka.
W tym czasie Hanka trącana ciekawością zajrzała do puszki z herbatą by rozszyfrować co też sobie stara wrzuciła do szklanki.
-No no to będzie sraka jak marzenie - zachichotała cicho przegrzebując puszkę wypełnioną po brzegi torebkami herbaty na zaparcia. Ale po chwili wpadła, że teściowa właśnie okupuje jej sedes.
-Aaaa!!! - z łazienki dobył się wrzask - ratunku!
Hanka podeszła do drzwi.
-Wszystko w porządku mamo?
-W porządku!? Kobieto masz tu jezioro! Woda się z muszli wylewa - rozpaczliwym tonem zawyła teściowa - mam wszystko zalane! Spódnica pływa! Boże jedyny ratunku!
-Kurwa! Papier w kiblu - przypomniała sobie Hanka - no to pozamiatane, nie dość, że intruz w chacie to jeszcze katastrofa ekologiczna. Będę musiała gościć osraną teściową. O niczym innym nie marzyłam dziś.
-Mamusia otworzy, to coś poradzimy - Hanka przewracając oczami zabrała się za pomaganie biedaczce.

Tego dnia Hanka nie była już cyrklem.

18 października 2011

59. Pięćdziesiąty dziewiąty. Wujek w domu, czyli śniadanie O mój Boże...

-Hurrrraaaaa!!! - chłopaki zakrzyknęli zgodnie na wieść o tym, że zostanę z nimi na kilka nocy i dni, kiedy ich matka będzie ciężko zarabiać w Portugalii w czasie delegacji.
-I będziesz mi czytał wujek książkę na dobranoc? - Sylwek od początku podchwycił temat.
-Będę - obiecałem.
-A zrobisz ze mną jakieś eksperymenty? Ty umiesz takie rzeczy robić - Antek miał swoje pięć minut.
-Noo zobaczymy, ale Ty jesteś na tyle duży, że możesz sam się tym zająć. Ja pomogę jakby co.
-No no chłopaki, chciałabym mieć dokąd wrócić z tej delegacji, a nie zastać w miejscu domu lej po wybuchu nuklearnym z tlącymi się kablami wysokiego napięcia. Jasne? - upewniła się Hanka patrząc na mnie z uśmiechem. Puściła mi oczko i wyszła do pokoju pakować walizkę.
-Ja tam idę na imprezę jutro, od razu mówię, że mnie nie ma na noc - Michał zaznaczył mi swój teren i klepnął w ramię.
-No dobra ale przynajmniej niech wiem gdzie będziesz w razie czego, to przyjadę po Ciebie - westchnąłem wychowawczo.
-U Staszka i raczej nie wrócę wcześniej niż o 10:00. Przecież jutro sobota!

Hanka ubrana w letnią lnianą spódnicę w kolorze zdechłego łososia i równie letnią bluzkę, która przysiągłbym na własne życie, była z tiulu, stała przed chłopakami i całowała każdego pieczołowicie w czoło, policzek i włosy na pożegnanie.
-Dobra gnoje, macie być grzeczne chłopaki i nie zamęczyć mi tu wujka, bo nie ma gdzie trupa zakopać, jasne?
-Tak jest pani kapitan - Michał zasalutował matce w tonie ironii rodem z "Mojty Pantona" i przyciągnął do siebie braci - ale ich mogę zamordować?
-Możesz. Zmieszczą się do kompostu w przeciwieństwie do wujka - popatrzyła na mnie pobłażliwie z uśmiechem - ja Ciebie też - wystękała i dała mi całusa na do widzenia.
-Dobra dobra, larwo jedziemy bo nie zdążysz na samolot - pogoniłem ją i wyszliśmy do samochodu.

W drodze na lotnisko Hanka postanowiła przypomnieć sobie o najważniejszych wytycznych na najbliższe 10 dni, które to miałem zastosować w razie sytuacji ekstremalnych, "niecierpiącychzwłoki", katastrofalnych, nieprzewidzianych, nagłych, na pierwszy rzut oka bezsensownych, stresowych i niecodziennych.
-Po pierwsze generalnie pranie robić umiesz, zrób kochany bo kosz się w garderobie przewraca z przepełnienia. Poza tym wszystkie potrzebne rzeczy wiesz gdzie są - miała na myśli rzeczy od proszek do prania po proszek do pieczenia włącznie przez odkurzacz, jedzenie, telefon, pilota i worki na śmieci.
-Poza tym jutro sobota pamiętasz, że chłopaki Antek i Sylwek mają jutro dzień na słodko, więc jak możesz to nie dawaj im nic innego. Śniadanie mogą zjeść na słodko. W szafce koło lodówki stoją płatki kukurydziane miodowe, czekoladowe, czekoladowo-waniliowe, z owocami, z czekoladą, kokosowe i cynamonowe. A za płatkami są w czerwonej puszcze schowane ciastka zbożowe, łakotki. W niebieskiej puszcze są draże czekoladowe, orzechowe i kokosowe, a w białej wsypane są M&M's. Poza tym w zamrażarce są lody wszelkiej maści i koloru. Możesz im dać też mleko.
-Haniu, uspokój się kobieto. Nie pierwszy raz zajmuję się nimi - uspokoiłem Hankę. Być może trochę niepotrzebnie i zbyt na wyrost. Ona wiedziała co się święci.

Obudził mnie trzask drzwi frontowych. Słońce bombardowało moje powieki przez niezasłonięte wieczorem okna. Podniosłem głowę i nasłuchiwałem. Drzwi do pokoju uchyliły się nieznacznie i zajrzał przez nie Michał.
-Cześć wujek, już wróciłem. Idę spać.
-Cześć Michał. Która jest godzina? - zaspanym głosem zapytałem nie mając pewności czy nie obudziłem się grubo po południu.
-Dokładnie 8:03. Chłopaki jeszcze śpią.
-No dobrze to Ty idź się wyśpij, mam nadzieję, że nie jesteś skacowany i że się zabezpieczyłeś.
-I jedno i drugie nie - skwitował i poszedł do siebie.
Podniosłem się z łóżka, wcisnąłem na siebie ręcznikowy szlafrok i wyszedłem z rozświetlonego słońcem pokoju do równie rozświetlonej kuchni.
W promieniach unosiły się drobinki kurzu a granitowy blat rozpraszał słoneczne połyski nadając kuchni przytulny nastrój poranka. Nastawiłem kawę w ekspresie.
-No to trzeba by się wykąpać chyba, jakiś prysznic poranny albo co - pomyślałem drapiąc się po jajkach, które przylepiwszy się do uda delikatnie łaskotały mnie.
-Cześć wujek - do kuchni wszedł Antek przecierając oczy - co na śniadanie?
-A co chcesz? Macie dziś dzień na słodko, więc hulaj dusza!
-No to ja sobie zrobię jak mogę.
-Jeśli umiesz to do dzieła! - pozwoliłem mu na szaleństwo w kuchni a sam oddaliłem się do łazienki.
-Idę pod prysznic. Tylko nie zmodeluj tu nic! - zawołałem.
-OK!

Kiedy tylko udało mi się oprzytomnieć nieco po prysznicu, do moich nozdrzy docierał powoli zapach świeżo zaparzonej kawy. Pomyślałem sobie - to będzie fajny poranek, kawa, słońce, fajna pogoda, dzieciaki zajmujące się oglądaniem kreskówek w TV, a później coś pomyślimy.
Od progu kuchni witały mnie kolorowe kuleczki i groszki M&M's by po chwili przeinaczyć się w płatki czekoladowe i orzechy w czekoladzie.
-Co robisz? - zapytałem Antka, który klęcząc na drewnianym taborecie zwisał głową nad blenderem, w którym pływała niezidentyfikowana maź w kolorze różu o zachodzie słońca.
-Śniadanie - odpowiedział w skupieniu wsypując do blendera paczkę ciastek w czekoladzie.
-A nie łatwiej to zjeść oddzielnie?
-Nie, i tak wszytko zmiesza się w żołądku - wyjaśnił. W sumie miał rację.
-A co jest w blenderze już, jeśli mogę zapytać?
-Mleko, płatki kukurydziane, płatki czekoladowe, M&M'sy, lody truskawkowe, banan i musli. Muszę wrzucić jeszcze tylko ciastka i będzie gotowe.
Na samą myśl o ilości cukru jaką właśnie zamierzał w siebie wpakować wysoki na półtora metra człowieczek, zemdliło mnie ale nie oponowałem. Może po poście tygodniowym miał niedobór cukru.
Nalałem sobie kawy i wyszedłem obudzić Sylwka na poranną kreskówkę i pożywne śniadanie, które zamierzałem dla niego przygotować.

-Oooooo nieeee!! Kurcze! Ale wtopa!!! - z kuchni niósł się wrzask zawiedzionego Antka.
-Coś się stało? - zawołałem.
-Właściwie to nie!
Wszedłem do kuchni. Granitowy blat utytłany w bladoróżowej mazi, która jeszcze chwilę wcześniej wypełniała blender, przypominał teraz bajkową krainę wróżek. Wśród różowego płynu leżały kolorowe groszki M&M'sów i czarne kulki płatków czekoladowych. Różowa maź spływała z okapu kuchennego wprost na podłogę a okno kuchenne wyglądało jakby roztrzaskał się na nim wróbel zostawiając plamy swojej krwi.
-Yyy na pewno nic się nie stało? - upewniłem się u Antka.
-Zapomniałem założyć przykrywkę na blender - wyjaśnił wycierając różowe lody z mlekiem i dodatkami ze swojej twarzy i włosów - ale nie będziesz się złościł wujek? Tylko nie mów nic mamie.

Od tego widoku oderwał mnie sygnał sms w moim telefonie.
"Zapomniałam Ci powiedzieć, żebyś nie pozwalał Antkowi robić koktajlu z lodami i cukierkami na śniadanie, bo zapomina, że blender ma pokrywkę. Buziaki PS Spałam jak dziecko. Hotel jest boski."

17 października 2011

58. Pięćdziesiąty ósmy. Detektyw-sprzątaczka czyli Kopciuszek bez majtek część 2.

-O ludu kochany! A co tu się zdarzyło! Matko przenajświętsza! - zza ciemnobrązowych drzwi biurowej łazienki wydobyły się głośne wrzaski sprzątaczki, która chwilę wcześniej minęła w korytarzu Dawida.
Żegnał się właśnie lekkim machnięciem ręki ze zbiegającą po schodach Hanką.

-Wszystko w porządku? -Zainteresował się Dawid zaglądając za drewniane drzwi.
-W porządku? Panie kochany, jakaś rura pękła albo nie wiem. No ktoś tak nachlapał, że można się zabić! -wydyszała z siebie zawiedziona sprzątaczka.
-Pani Ewo nie ma co wzdychać, trzeba to posprzątać, wysuszyć podłogę i już -Dawid delikatnie rozplanował jej pracę i oddalił się do swojego boksu.
Uśmiechnął się pod nosem - No, no Hanka, narozrabiałaś...

"Czerwone korale, czerwone niczym wino, korale spornej jarzębiny i łzy dziewczyny i na na na...." Pani Ewa podśpiewywała sobie pod nosem wycierając jezioro, które stworzone mocą brudnej pipki i podchlapującej się Hanki rozciągało się właśnie w łazience tuż przy zlewach.
-Boziu kochany, co tez trzeba robić, żeby tyle wody na podłogę wylać z takiego ogromnego zlewu. No jakby się kot w zlewie kąpał, to by tak narozlewał - snuła domysły sprzątaczka.
Kilkoma ruchami ogromnego mopa z frędzlami wytarła prawie do sucha podłogę od białego marmuru na ścianie po granitową fasadę zlewów.
-No to czas opróżnić śmietniki - zadyrygowała pod nosem własną pracą i chwyciła za kubeł stojący tuż przy wejściu do dalszej części łazienki, gdzie znajdowały się kabiny.
-O a to co? - zauważyła czarne zawiniątko, które chwyciła delikatnie w dłonie i już wiedziała co ma w rękach.
-No żeby majtki tak rzucać po łazience. Pewnie się jakaś przebierała i jej spadły tutaj i zapomniała wzięła. No nic to trzeba będzie je oddać - zerknęła na materiał, na którym białymi literkami tuż przy gumce pasa wypisane było HK.

Poranek w biurze upływał leniwie. Środa nie należała w tej firmie do pracowitych dni. Zwykle odbywały się w ten dzień posiedzenia zarządu, zebrania pracownicze, panele dyskusyjne, bądź ludzie marnowali masę czasu na wygłaszanie prezentacji przygotowanych wcześniej w pocie czoła, choć mało kogo interesowało naprawdę co na nich się znajduje i jaki to ma wpływ rzeczywisty na ich pracę.
Hanka wraz z Dawidem musieli wysłuchiwać we środy godzinami ględzenia współpracowników, wyjaśnień, relacji, raportów i sprawozdań a do tego najnowszych osiągnięć działu personalnego na temat nowych szkoleń e-learningowych, które przygotowywane były pieczołowicie dla pracowników terenowych.
Hanka kontrolowała właśnie stan swoich rajstop i lakieru na paznokciach. Dawid już nie notował. Był artystą jednego rysunku. Kiedyś nawet wymyślił, że powinien był zrobić wystawę swoich bazgrzydeł kartkowych z posiedzeń, na które nierozerwalnie chodzi z Hanką. Mazał właśnie coś w stylu potwora z muszli klozetowej podpisawszy to: "Prelegent".
-Przestań - syknęła szeptem z promiennym uśmiechem Hanka. Bawiły ją te jego mazajki, bo zawsze wyobrażała sobie, że się ruszają i miała w tym swój świat.
-Pani Hanno a pani co o tym myśli? - "prelegent" wycedził pytanie wprost do Hanki.
-Yyyy no ja myślę, że marnujemy na to czas. podyskutuję o tym z moim asystentem i myślę, że uda nam się to załatwić jeszcze przed terminem wyznaczonym w prezentacji.
Dawid zachichotał patrząc na czerwoną jak cegła Hankę. Komponowała się właśnie kolorystycznie z sukienką, którą miała na sobie. Jednoczęściowa krwistoczerwona sukienka, pod którą błyszczały delikatne rajstopy zakończone jebitnie czerwonymi szpilami na średnim koturnie pod palcami.

Wyszli z dusznej sali.
-Dawid kurwa padam na ryj. Jeszcze dziś nic nie jadłam. Sylwek mnie wczoraj molestował, żebym mu bajkę przeczytała, więc czytałam aż nie padł. Tylko, że ten pajac Marcin dał gówniarzowi wieczorem spróbować Tigera... no więc wiesz, dzieciak oczka w sztorc i na wartę... - zawiesiła głos zerkając na to co dzieje się na sali ogólnej.
-Tej, patrz - wskazała palcem Dawidowi trajektoria obserwacji - co tam się dzieje?

Między boksami przechadzała się pani Ewa ze swoim magicznym wózkiem sprzątającym i co chwila zagadywała do kogoś płci żeńskiej nawiązując krótką rozmowę i pokazując jakieś zawiniątko. Jakieś 5 metrów od nich pani Ewa wydyszała -Oooo Pani dyrektor! Wszędzie pani szukałam!
-Czy coś się stało pani Ewko? - zainteresowała się Hanka wskazując na swój gabinet - zapraszam do mnie.
-A nie nie. Nie trzeba, bo widzi pani pewnie by pani później szukała, a szkoda. A ja znalazłam pani majtki w naszej łazience - sprzątaczka wyciągnęła z kieszeni fartucha czarne zawiniątko materiału i wyciągnęła rękę ku Hance - uprałam je wczoraj w domu, bo pani już w pracy nie było, a nie chciałam oddawać brudnych - kobieta uśmiechnęła się i oddała Hance majtki.

Zastygnięta jak z betonu Hanka patrzyła na kawałek materiału skrupulatnie złożony i wciśnięty w jej rękę, jakby właśnie otrzymała przesyłkę z Jowisza.
-Nooo Kochana odzyskałaś gatki - wyszeptał Dawid ledwo powstrzymując śmiech.
-Kurwa widziałeś to? Czy ty to widziałeś? Ona wyprała moje majtki - szeptała Hanka stojąc jak posąg grecki na tle swoich drzwi do gabinetu - jak ona je kurna znalazła? Jak ona wpadła na to, że są moje! - syknęła.
-Kiedyś mówiłaś, ze masz takie same inicjały jak producent damskiej bielizny. To by się zgadzało HK - wyjaśnił szybko Dawid i zaciągnął szefową do gabinetu - chodź zjemy coś i kawę chluśniem bo uśniem.

57. Pięćdziesiąty siódmy. Niż mędrca szkiełko i oko. Hanka K. i doktor Gałka cz.2

-Proszę pana, to nie są moje okulary! - wrzeszczała na pół salonu optycznego Hanka.
-Proszę pani, niech mi pani wierzy lub nie, ale są dokładnie tak zrobione, jak napisano na pani recepcie, którą pani nam wręczyła - próbował delikatnie uspokoić Hankę pracownik salonu.
-To jakaś pomyłka! Aż taka ślepa kuźwa nie jestem! A te okulary mają taka siłę skupienia, że w lecie promienie wypalą mi gałki! - zadrwiła.
-To okulary do czytania proszę pani, nie musi ich pani nosić bez przerwy.
-Ja już nic nie rozumiem, gdzie ten doktor patrzył jak mi wypisywał ta receptę -westchnęła szukając w torebce portfela by zapłacić za bubel jak się jej zdawało.
Pracownik salonu zmierzył ją od góry do dołu z niekrytym zdziwieniem i jęknął coś pod nosem co brzmiało mniej więcej jak prośba do boga o gumową lalę wzorowaną na Hance.

-To cud!! To cud!! - z kuchni dobywał się krzyk zachwytu.
Antek zerwał się znad książki, którą miał ochotę wrzucić do pieca lub przeciągnąć przez maszynkę do mięsa.
-Mamo co się stało?
-Dziecko! Twoja matka widzi!
-Nooo i?
-Jak to "no i"? Nie rozumiesz? Ten doktor to skarb! Muszę go zaprosić na obiad!
-Mam dzwonić do wujka, żeby wpadł na noc nas przypilnować czy obejdzie się bez scen?
-Och ty! Niewdzięczna bestio! Nie chcesz żeby matka była szczęśliwa.
Antek popatrzył na rozanieloną Hankę i uśmiechnął się pod nosem. Ten gnojek rozumiał już więcej niż Hance się wydawało.

56. Pięćdziesiąty szósty. Niż mędrca szkiełko i oko. Hanka K. i doktor Gałka cz.1

-Dawid sądziłam, że ta chwila nigdy nie nadejdzie, ale muszę przyznać się sama przed sobą: starość mnie dopada coraz bardziej. Muszę iść do okulisty, bo nie widzę czasem swoich własnych myśli - patetycznym tonem wyrecytowała opierając się o ściankę boksu, w którym nad papierami..., górą papierów schylał się Dawid. -Ty mnie w ogóle słuchasz? - zasyczała Hanka.
-Tak, tak. Przepraszam, ale nie mogę dopatrzyć się gdzie jest błąd w tych opisach, a Zbajevic ciśnie mnie dziś telefonami o wyjaśnienia od samego rana - nieco lakonicznie wyjaśnił Dawid.
-O to świetnie! Pójdziesz ze mną do lekarza! - stanowczym tonem zaznaczyła swój plan. Rozmierzwiła mu włosy na głowie i powolnym krokiem oddaliła się do swojego szklanego gabinetu po drugiej stronie korytarza.

Dryyń dryyyń. Telefon na biurku D. rozdzwonił się niespodziewanie.
-Taaa... - beznamiętny głos Dawida zaznaczył, że rozmówca nie jest w tym momencie najbardziej wyczekiwaną przez niego osobą.
-Dawid, ale Ty pójdziesz ze mną do tego okulisty tak? Kurde, bo wiesz co ja nawet nie wiem gdzie mam zadzwonić żeby się umówić na wizytę. W naszej firmie Krzak nie ma wolnych terminów podobno. Agnieszka z Handlowego mi powiedziała. Ona nosi takie denka od butelek, że ja pierdziu.... - stękała w słuchawkę Hanka. D. niespecjalnie się tym przejął.
-Słoneczko zostaw to mnie, jak tylko ogarnę ten błąd zapiszę nas do mojego okulisty... - odlozyl słuchawkę nie zwracając uwagi na to, że głos Hanki wciąż się z niej wydobywał potokiem.

Nie zauważyła kiedy na jej piaskowanych, szklanych drzwiach pojawiła się żółta karteczka naklejona tam przez pędzącego korytarzem Dawida.

Wtorek. 11:00, pod moim boksem - OKULISTA. Całuski D.
Tego dnia Hanka wbiła się w szarobrunatne leginsy do półłydki i grubowełnisty brunatny cardigan z ogromnymi guzikami i kołnierzem takim, że robił prawie za kaptur. W swetrze miała taki dekolt, że gdyby nie pasek i stanik, który wychylał się nieśmiało zza kołnierza swetra, cycki wyskoczyły by jej na widok publiczny.
-Założyłaś push-up pod cardigan? Hanka zwariowałaś, doktorowi gałki wyskoczą jak Cię zobaczy! - jęknął Dawid na widok Hanki pędzącej korytarzem do jego boksu.
-Oj tam wyskoczą, wyskoczą nie wyskoczą, ma mi patrzeć w oczy a nie w cycki, tak?
-No niby tak, ale nie znasz doktora Gałki...

Siedzieli przed gabinetem chwilę. Na śnieżnobiałych drzwiach wisiała złota tabliczka z wyrytymi czarnymi literami: "Radoslaw Gałka, dr n. med. specjalista okulista".
Z głośników zamontowanych w suficie smęciła jakaś tania muzyczka grająca chyba już tylko dla sztucznych kwiatów-drzew stojących w prawie każdym rogu hallu w którym siedzieli inni pacjenci.
Powolnym krokiem podszedł do nich mężczyzna w średnim wieku.
-Witam, Radosław Gałka. Zapraszam do gabinetu.
Hanka podniosła wzrok do góry, przerywając lekturę przeterminowanego Twojego Stylu. Wiodła oczami od szpiczastych czarnych pantofli, wypolerowanych na wysoki połysk ku rurkowatym spodniom w kolorze grafitu tak długim, że Hanka zaczęła się zastanawiać czy kiedyś w końcu napotka na pas lub głowę ich właściciela. Nagle jej oczom ukazał się wyprasowany na blachę biały kitel rozpięty całkowicie, pod którym szaroniebieska koszula komponowała się z ciemnogranatowym, cienkim jak sznurówka krawatem. W końcu jej oczom ukazała się zarośnięta nieco gęba doktora. Trzydniowy zarost, masywne rysy twarzy, zgrabny nos, brązowe oczy i kruczoczarne brwi skomponowane z tak samo czarnymi włosami uczesanymi nieco staroświecko acz modnie z przedziałkiem na boku głowy.
Hanka kątem oka zerknęła na Dawida porozumiewawczo. Ten skinął na nią i wstał z fotela.
-Cześć Radek - podał doktorowi rękę - to jest właśnie Hanka, moja przyjaciółka i bezpośrednia szefowa - zaznaczył ten fakt z takim namaszczeniem, jakby to miało przynieść nieoczekiwane korzyści.
-Witam szanowną panią serdecznie. Zapraszam do gabinetu - doktor podał rękę Hance by pomóc jej wstać i skinieniem drugiej wskazał drogę do gabinetu.

-To chyba ja się nie będę mogła skupić na literkach draniu, a nie on na badaniu - szepnęła do ucha Dawidowi, którego ten fakt najwyraźniej rozbawił. Drzwi gabinetu zamknęły się.

Zmacaj mnie, rzuć się na mnie, zrób coś.... Może rozepnę cardigan, albo przejadę dłonią po szyi... Ale jesteś smakowity....
-
Nazywa się pani Hanna Kowalska i mieszka pani... - zapytał doktor.
-Taaak... - wyjęczała z siebie Hanka będąc myślami gdzieś w szale łóżkowym wraz z doktorem.
-Pani Hanno, pytałem o pani adres.
-A tak, tak, już panu daje.... - zwiesiła rękę nad otwartą torebką w poszukiwaniu dowodu.

-Zero. Dwa. Cztery. Dupa cipa... Dobra dawaj pan tę receptę, bo nie wytrzymam. Nie ma co patrzeć sobie słodko w oczka - wyjęczała Hanka tak zniecierpliwiona nieustannym widokiem krocza doktora, że nie dała rady już dłużej.
-Yyyy no dobrze, już już. Napiszę pani tak jak ustaliłem. Nie ma pani dużej wady myślę, że takie do czytania wystarczą - ze zdziwieniem wyrecytował doktor i popatrzył na kompletnie rozkojarzoną Hankę.
Wręczył jej receptę. Spojrzała mu słodko w oczy i zalotnie się uśmiechnęła na do widzenia.
-Zaczekam na Dawida - powiedziała.

Dopiero po wyjściu z gabinetu oprzytomniała.
-Dawid! Teraz twoja kolej draniu! Mam mokro, jak dziecko! - zwierzyła się szeptem - idę do toalety, a Ty... a Ty zdobądź mi jego numer! - uśmiechnęła się szatańsko.
-Masz go na recepcie pipko - skwitował ją Dawid i wszedł do gabinetu.

"Radosław Gałka. 790027409... Ale to ja zadzwonię..." - brzmiał napis na recepcie dołączonej do oryginału.

15 października 2011

55. Pięćdziesiąty piąty. Kopciuszek bez majtek.

-Idziesz na fajkę? - Hanka wyrwała kolegę z pracy.
-Yyy no mogę iść właściwie - zamknął segregator i spojrzał na nią.
-No dobra to czekam na Ciebie przy windzie - odeszła od boksu udając się w kierunku szklanych drzwi windy.

Pizgało tego dnia straszliwie, choć słońce świeciło wprost na nich.
-Bzykałeś coś wczoraj? - zapytała Hanka.
-Nic, taki marazm, że fiut mi zaniknie jak nie będę używał - odpowiedział jej D.
-Gdybyś nie był gejem, to bym Cię wykorzystała, aaaale mamy niestety taki sam gust - skwitowała.
-No a ty nie umawiałaś się przypadkiem z jakimś byczkiem ostatnio?
-No, umówiłam się na dzisiaj, ma dać mi znać o której możemy się spotkać. Czekam na wieści jak na Gwiazdkę - zaciągnęła się papierosem, kiedy odezwał się sygnał sms w jej telefonie - o pewnie moj lowelas pisze. Pipa mnie tak swędzi, że już nawet mój gumowy przyjaciel nie daje rady - zwierzyła się D.
-No to musisz wykorzystać Byka dzisiaj. I nie wracaj mi jutro do pracy niezaspokojona, bo będziesz znów się łasić do prezesa.
-Przeeeeestań. Ostatni numerek z nim dał mi do myślenia. Facet ma kawał mięcha, ale nie potrafi nic z nim zrobić. Nawet myślałam, czy on może nie jest bi albo kryptogejem czy jak Wy to tam nazywacie.
Oczy D. rozbłysły nadzieją na numerek z prezesem po godzinach, na biurku w przytłumionym świetle opustoszałego biura. Rozpostarła się przed D wizja dymanka na fotelu prezesa, na jego biurku, widział już jak w ekstazie rozrzuca po podłodze dokumenty i strąca rękami metalowe kubki pełne ołówków i spinaczy...

-Halo Huston! Jesteś tam? - trąciła go palcem Hanka - chyba się rozmarzyłeś trochę co?
-Ano.
-Wracamy, mam raport do przeczytania. Bleeeh.

Hanka miała na sobie tego dnia jednoczęściową gładką sukienkę w kolorze granatu tak głębokiego, że można było się zachłysnąć kiedy się na nią patrzyło. Miała taki dekolt, że gdyby nie klamra spinająca paski materiału okrywające piersi, te wypłynęły by na wierzch w całej okazałości. Do tego kremowo - beżowe bolerko, szpile w tym samym kolorze i srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie delfina. Wyglądała jak z rozkładówki Vouge.

-Kurwa, kurwa, kurwa! Jestem ugotowana! - syknęła zwieszając się przez ściankę boksu D. wprost do jego ucha.
-Co się stało? - wystraszony D. zamknął szybko okno przeglądarki internetowej, na którym w krótkiej chwili ukazał się Hance napakowany gach z wywieszoną fujarą z obcisłych slipów.
-Napisał do mnie.
-Kto?
-Proboszcz parafii kurwa, no jak kto!
-Aaaa i co i co i co?
-Chce żebym przyjechała do niego dzisiaj. Ma po mnie przyjechać do pracy o 16:00.
-No to świetnie!
-Świetnie, świetnie. Zaspałam dziś do pracy głąbie, byłam na 3 spotkaniach i biegałam jak kot z pęcherzem z dokumentami. Cipa mi się spociła od tego wszystkiego! Nie czaisz?
-Ups - współczuł jej D.
-Nie pojadę do niego z brudną muszlą. Spłoszę sobie taaaaki okaz. Co robić, co robić - gorączkowo zastanawiała się Hanka kucając przy biurku D. schowana za boksem, żeby jej prezes przez szklane ściany nie wypatrzył.
-A nie zdążysz pojechać do domu na chwilę?
-Przecież ma przyjechać po mnie kołku!
-A no tak. Nooo to zostaje Ci kochana hmmm chyba nasza łazienka i szybka podchlapka - zaproponował D i uśmiechnął się promiennie do Hanki.
-No chyba masz rację.
Wybiła 15:00

Dwadzieścia minut później Hanka zatrzasnęła za sobą drzwi damskiej łazienki nakleiwszy z drugiej strony kartkę: "Nie przeszkadzać! Skupiam się!"
Stała chwilę przed lustrem opracowując strategię działania.
-Zdjąć sukienkę czy zadrzeć ją do góry? W butach czy bez? Co ja zrobię z majtkami? Cholera torebkę zostawiłam w gabinecie. Ile mam czasu - gorączkowo rozmyślała, zerknęła na zegarek i podjęła decyzję.

Chwilę później zadzierała prawą nogę opierając ją o granitową taflę blatu zlewu. Obok leżały zwinięte w kłębek rajstopy i niechlujnie rzucone czarne majtki. Woda wartkim strumieniem płynęła z kranu chlapiąc na wszystkie strony. Z zadartą sukienką i rozłożonymi nogami próbowała w pierwszej chwili utrzymać równowagę łapiąc jakiś środek ciężkości a chwilę później trzymając kolano prawą ręką lewą podchlapywała pipkę ciepłą wodą ze strumienia.
-Kurwa! Zaraz wywinę tu orła i znajdą panią dyrektor po 2 dniach nieprzytomną z pizdą na wierzchu leżącą w łazience w pracy. Będą się zastanawiać: Co też ona tu uskuteczniała - zamyśliła się.
Schyliła mocniej głowię kierując ją bardziej między nogi.
-Nic chyba nie czuć. Śledziem nie jedzie, więc chyba starczy tej zabawy w gimnastykę - na wszelki wypadek powąchała rękę którą się podmywała.
Spojrzała w kierunku dozownika z papierowymi ręcznikami. Pusto, ani jednego skrawka papieru.
-Może choć toaletowy jest - skierowała się do kabin zdjąwszy nogę z blatu. Z zadartą wciąż sukienką poczłapała boso. W pierwszej - pusto, w drugiej pusto, w trzeciej - dwa ostatnie kawałki.
-Nooo to se wyschnę w naturalny sposób - stwierdziła w myślach.
Obciągnęła sukienkę i spojrzała na zwinięte rajstopy i majtki.
-Hmmm no rajstopy muszę założyć, przecież z gołymi nogami nie pójdę, ale majtki... - zamyśliła się. Wzięła do ręki czarną koronkę i powąchała -O żesz kurwa! Jak w rybnym - odepchnęła od nosa materiał.
-No cóż kochane, nie mam gdzie Was włożyć. Good bye! - trąciła majtki wprost do kosza nie zwracając uwagi na to czy wylądowały w czy poza koszem. Szybko naciągnęła rajstopy, ogarnęła się nieco i wyszła z łazienki.

Wpadła wprost na D.
-I co? Już się podmyłaś? - zainteresował się.
-A idź w cholerę. Myślałam, że to będzie prostsze! majtki wyrzuciłam do kosza, bo nie były przyjemne w zapachu. Będę kurwa kopciuchem bez majtek - zwierzyła się.
-Noo ale masz rajstopy. Nie uwierają cię?
-Nie, ale mam przeciąg między nogami - zawyła w duszy i zerknęła na zegarek - cholera idę, bo ten zaraz przyjedzie.
Szybko cmoknęła D. w policzek i pomachała mu na pożegnanie jakby wyjeżdżała do ciepłych krajów. Zgarnęła tylko torebkę z gabinetu i zbiegła po schodach wprost do samochodu swojego byczka.

Będzie się działo - zamyślił się D. patrząc na sprzątaczkę, którą właśnie wchodziła do damskiej toalety by ją nieco ogarnąć...

54. Pięćdziesiąty czwarty. Sylwek uczy się liczyć cz.2

-Halo! - Hanka odebrała telefon.
-Czy to Pani Hanna Kowalska? - zapytał głos w słuchawce.
-Tak to ja, dzień dobry, kto mówi?
-Witam, jestem wychowawczynią w przedszkolu, do którego chodzi Sylwek, pani syn. Zygfryda Bombel. Musimy porozmawiać. Czy pani przyjdzie dziś po syna? Chciałbym zamienić z panią kilka zdań.

Hanka zbielała z wrażenia. No tak, pięknie wychowała kolejnego orła. Pewnie spuścił łomot jakiemuś koledze, albo połamał krzesło lub zbił szybę piłką. A kochana mamusia znów będzie musiała wyskoczyć z kasy i pokryć straty.

Stawiła się w przedszkolu punkt 15:00.
Sylwek pieczołowicie wciskał na prawą nogę lewego buta.
-Dziecko drogie nie ten but nie ta stopa! - sprostowała go Hanka.
-Dzień dobry Pani. Zygfryda Bombel, wychowawca Sylwka - jakaś kobieta ukłoniła się do Hanki zafrasowanej butem syna i dziurą w jego skarpecie. Szybko wstała i otrząsnęła się.
-Dzień dobry pani. Czy coś się stało? Co tej gnojek znów zmalował? - zaciekawiła się Hanka.
-Widzi pani, Sylwek przyniósł dziś do przedszkola, jak sam mówi "tłuczek do plasteliny z funkcją latarki, która jest zepsuta".
Zygfryda wyciągnęła powoli z torebki zawieszonej na ramieniu fioletowy Vibroaction zawinięty w chusteczkę higieniczną i pokazała go Hance.

Świat zawirował, żuchwa zjechała na parter a nogi ugięły się jak żurawie na budowie.
-Yyyyyyyyy - zajęczała Hanka - nie wiem co mam powiedzieć.
-Doprawdy mnie też brak słów. Bardzo panią proszę, żeby pani skrupulatniej chowała swoje zabawki. To niedopuszczalne, żeby dziecko miało dostęp do takich rzeczy szczególnie, że ma możliwość jak widać przynieść to do przedszkola - syknęła wychowawczyni - swoją drogą widzę, że pani nie próżnuje - nachyliła się do ucha Hanki i wyszeptała jej z lekkim uśmieszkiem.
-Co pani ma na myśli? - temat dziecka stał się drugorzędny.
-Zużyty już trochę ten pani "przyjaciel". Ale mimo wszystko proszę skrupulatniej go chować, następnym razem zgłoszę panią do kuratorium - sprostowała wychowawczyni. Wręczyła Hance "przyjaciela" i pożegnała się z Sylwkiem.

W samochodzie Hanka nie rozmawiała z synem, nie wiedziała jak ma zacząć i czy w ogóle zaczynać.
-Mamoooo... - odezwał się nieśmiało Sylwek.
-Co synku?
-Wiesz, to chyba nie jest ani tłuczek do plasteliny, ani latarka. Przepraszam, że wziąłem Twój Vibroaction do przedszkola - posmutniał Sylwek.
-Skąd wiesz jak to się nazywa? - zaciekawiła się Hanka?
-Michał tak na to mówi. Liczyłem, że mi się może przyda do rozbijania plasteliny - wyjaśnił.
-Dziecko, powiem Ci jedno, zła nie jestem, ale nie licz na braci póki nie staniesz się dorosły.

53. Pięćdziesiąty trzeci. Sylwek uczy sie liczyć cz.1

-Co to za litera? - Sylwek paluszkiem wskazuje na bazgroł, który właśnie raczył naskrobać długopisem na kartce.
-To nie litera. To jakiś bazgroł - wyjaśniam mu po chwili próbując mimo wszystko dostrzec podobieństwo do jakiejkolwiek znanej mi litery.
-Wujek a napisz mi cyferki - Sylwek ochoczo usadawia się na krześle czekając, aż zacznę pisać.

Sylwek to trzeci i póki co ostatni syn Hanki. Zdarzył jej się tak zwanym przypadkiem i tak zwanym przypadkiem ma tego samego ojca, co dwóch poprzednich ananasów. Tyle, że ojca nie ma.
O ile pamiętam to Robert, jak to z marynarzami bywa, postawił żagiel i odpłynął w siną dal za równik i kolejne południki zostawiając Hankę dla jakiejś latynoskiej piękności z Argentyny.
Hanka zawsze chciała zobaczyć Santa Fe i Buenos Aires - szalała przy piosence Maanamu, ale kiedy dowiedziała się, że jej marynarz wyrwał sobie jakiegoś chwasta w Republice Argentyńskiej, przy którymś z kolei rejsie, zakochała się nagle w Bieszczadach i Wałbrzychu.
Sylwek był wierną kopią Roberta. Choć miał dopiero niespełna pięć lat wyglądał na znacznie dojrzalsze dziecko. Może przez czarne włosy i krzaczaste brwi, które odziedziczył po ojcu, a może przez zielone oczy - też po ojcu. Pewne było, że nie wyglądał jak brat swoich starszych braci.

-No to napiszesz mi jakieś cyferki czy nie? - naciskał Sylwek.
-Yyyy no dobrze to zaczniemy od początku - stwierdziłem i zacząłem pisać.
-O ta wygląda jak cipka! - bez ogródek wypalił Sylwek. Nie zwróciłem na to uwagi, bo myślałem, że może mnie słuch myli.
-To zero. Takie jajowate kółko - wyjaśniłem.
-Ale moje jajka nie są takie okrągłe - bez żenady stwierdził.
-Dobrze mój drogi nie będziemy tak rozmawiać! - pisałem dalej.
-O a ta wygląda jak ta lampka mamy, którą czasem chowa do szuflady - miał na myśli jedynkę, która faktycznie napisana grubym czerwonym flamastrem wyglądała jak fallus - ostatnio chciałem nią poświecić w szafie ale chyba się zepsuła bo tylko drgała i kręciła się na boki.

Żuchwa opadła mi na mostek z wrażenia.
-Jaka lampka? O czym ty mówisz Sylwuś?
-No taka fioletowa. Antek mi powiedział, że to lampka taka jak latarka, że mama czasem coś zgubi pod łóżkiem to tam sobie nią świeci - wyjaśnił.

Siedzący na drugim końcu Michał parsknął pod nosem i chichrał się, trzęsąc się na krześle jak w ataku epilepsji.
-Co się chichrasz ciołku? - zapytałem.
-Bo Sylwek ostatnio uklepywał "tą lampką" plastelinę na biurku.

-Ale to chyba wujek nie jest lampka, wiesz - zagaił już nieco smutniej Sylwek.
-Nie? A co to jest, jak myślisz - zainteresowałem się bardzo odpowiedzią jakiej mi zaraz udzieli.
-Nooo, bo ja widziałem ostatnio jak Michał ją lizał, więc to pewnie jest jakiś lizak albo coś - zawstydził się.
Szczęka chichrającemu się szczeniakowi opadła do ziemi i zamknął swą paszcze spalając cegłę na gębie jakiej nigdy nie widziałem.
Popatrzyłem na niego spod byka i zagroziłem palcem. Rozłożył jedynie bezradnie ręce i wrócił do grania w Nintendo.

Hanka wróciła z pracy.
-Dzięki, że zająłeś się chłopakami! Jedli coś? - zapytała od drzwi.
-Tak, w szkole obiad. Nie ma sprawy! Musimy pogadać - stwierdziłem - czy Ty przypadkiem nie zostawiasz swojego wibratora na szafce nocnej?
-No czasem mi się zdarza, a co? - zaciekawiła się Hanka.
-Sylwek myśli, że to jakaś lampka lub co najlepsze tłuczek do plasteliny...
Zdębiała - Sylwek bawił się moim wibroaction? - zaskoczona spojrzała na mnie i Sylwka, który nie słysząc nic, mazał coś na kartce.
-Tak mamo - wypalił Michał.
-Widziałeś to i nic nie zrobiłeś? Baranie! - zrezygnowana Hanka spojrzała na syna - Ale ja Cie urządzę.
-Ty się piękny lepiej nie odzywaj - wypaliłem do Michała, który znów skulił uszy i grał dalej.

14 października 2011

52. Pięćdziesiąty drugi. Poziom 2ZERO.

Jeśli to ma jakikolwiek poziom.
Grupa młodych, co najwyżej nie wykształconych ludzi i głupawe przedstawienie "czegoś za wszelka cenę".
To nowy program w TVP2. Hurra - zakrzyknijmy! Oddajmy TV młodzieży.
Jak sami wielokrotnie się przyznali na antenie, nie posiadają wykształcenia dziennikarskiego, niektórzy nie posiadają nawet wyższego w stopniu średniowyższym.
Sprawia im trudność wymówienie nazwiska jednego z najznakomitszych matematyków naszych czasów Bernoulliego (a uczono tego na pewno w średniej), nie mówiąc już o tym, że gros z nich ma wadę wymowy i dosłownie nie wiadomo co mówią, a mówią dużo, z bezsensem i szybko. Opluł kamerę i zachichotał.
Tematami nie przeskakują programu "Domowe przedszkole" a do Kwantu daleko im niesłychanie, ale nie straszne są im potyczki i kicz, dlatego przez plan zdjęciowy przewija się banda niegustownie ubranych nastolatków z bogatych rodzin lub prący na szkło młodzi ludzie, którzy bez sprzeciwu zrobią wszystko by mieć swoje 30 sekund na antenie.
Pytania, zlituj się panie, wymyślają w wywiadach sami na poczekaniu, na kolanie skrobiąc coś w podręcznym kajecie, nie słuchając tym samym gościa. Smarkają w chusteczkę na wizji i uciszają się wzajemnie.
Laska ma szminkę na zębach, pan posługuje się niewyszukanym słownictwem, operator pokazuje rury wspornikowe dachu - generalnie jest na co nie popatrzeć.
Codziennie 16:16 TVP2 - strzeżcie się.

51. Pięćdziesiąty pierwszy. Hanka kupuje.

-Ty znasz takie sklepy przecież, to możesz mnie zaciągnąć do jednego z nich - wysapała mi do ucha Hanka zwieszając się nade mną w poszukiwaniu materiałowej torby upchniętej gdzieś w zakamarkach kuchennej rogówki do siedzenia.
-Ja znam takie sklepy? - westchnąłem nieco zdumiony jej pewnością - Ostatni raz byłem w takim sklepie ponad rok temu, a na pewno go przenieśli.
-Nie marudź. Idź się już ubieraj, ja będę gotowa za chwilę - wygoniła mnie z kuchni a sama podreptała do łazienki.
-Gnojek na pewno się ucieszy - krzyknęła znikając za drzwiami.

Wbiła się chyba cudem w tą kieckę. Kremowa a właściwie ecru jednoczęściowa sukienka bez ramion na szerokich szelkach z takim rozpierdaczem na prawym udzie, że przysiągłbym, że pękła w trakcie, kiedy Hanka wciskała się w nią z uporem.
Wyglądała z daleka jakby była goła, gdyby nie czekoladowo-brązowe bolerko i szare, ogromne jak piłki korale zwisające jej między cycki.
Siedziałem obok niej w samochodzie i gapiłem się na jej uda, które naprężały się co rusz jak tylko Hanka wciskała gaz lub sprzęgło. Jeszcze chwila a sukienka pęknie dalej.

-Jak ty ja włożyłaś? - zaciekawiłem się.
-Co? Sukienkę? Hahaha - roześmiała się - wiedziałam, że padniesz z wrażenia, ale widzisz jednak swoje salcefixy potrafię w nią wcisnąć tak, żeby nie pękła.

Facet w salonie erotycznym (bo tak przemianowano nazwę sklepu: z sexshopu na salon erotyczny) choć był 1oo% gejem na widok Hanki potknął się o ladę przy której sterczał jak pajac.
-Yyy dzień dobry pani. Yyyy przepraszam, ale ten sklep jest tylko dla mężczyzn - wydusił z siebie z trudem nie zauważając, że idę za Hanką.
-Cześć M.! - wysyczałem pokazując się.
-O cześć Miśku! Jesteście razem? - zapytał.
-Tak, to moja kumpela, więc bądź tak miły i obsłuż nas jak najlepiej potrafisz.

Ściany pomalowane na czarno miały krwistoczerwone ramy na brzegach. Wciśnięte na siłę lufciki okienne zaklejone były czarną folią, na której ponaklejano reklamy różnych producentów i marek żeli intymnych, dild, vibroactionów i innych cudacznych zabawek łóżkowych.
Hanka aż spuściła głowę nieco zawstydzona ogromem wyboru jaki się przed nią rozpostarł kiedy wlazła do drugiego, większego pomieszczenia.
-Zaraz będę mokra - wyszeptała sycząc tak, że na pewno M. usłyszał jej wyraz pewności.
-Niech się pani nie martwi! Mamy tu toaletę, z której może pani skorzystać w każdej chwili - uspokoił ją M. wpędzając w jeszcze większe zakłopotanie.

Nalał nam po kieliszku wina wręczając je nam z taką dostojnością jakby sama królowa Elka go nawiedziła.
-Państwo się rozluźnią, spokojnie pooglądają asortyment. W razie czego służę poradą. Proszę śmiało pytać i dotykać - puścił mi zalotnie oko i oddalił się do lady.

-Do czego to służy?
Spostrzegłem Hankę leżącą na slingu z zadartą już do góry kiecką, spod której zionęły wprost w moje oczy jej białe koronkowe majtki. Zadzierała już jedną nogę na łańcuch a druga chciała wyswobodzić ze szpilki.
-Hanka! Wariatko, to huśtawka do analu i innych ciekawych zabaw - zażenowany nieco podszedłem do niej pomagając jej zejść z płachty skóry przymocowanej łańcuchami do sufitu.
-Przysięgam, że sobie to kupię! Drogie to? - ryknęła w stronę M.
-Dla pani będzie zniżka! - dało się słyszeć zza winkla.

Stała chwilę nieruchomo, gapiąc się jak w słup z ogłoszeniami. Przed nią rozpościerała się ściana wypełniona różnej maści, wielkości i koloru dildami.
-Czy to służy do dłubania w nosie? - miała postawione na ręce trzy centymetrowe dildo z jajkami. Czarne jak smoła w kotle szatańskim. Dygotało lekko.
-Yyyy właściwie to sam nie wiem, po co komu takie małe... - zwątpiłem.
-O!!! Popatrz na tamto! - wskazała palcem półmetrowe gumowe zjawisko przypominające policyjną pałę - jeszcze jakby dodawali do tego włochatego gliniarza to kupiła bym ze trzy od razu! - zaśmiała się.
-Dobra piękna! Musimy na coś się zdecydować - postawiłem ją do pionu.

-Proszę pana - zagaiła do M.
-Proszę mi mówić Markus!
-No dobrze, Markus szukamy czegoś dla mojego syna geja, bo podbiera matce vibroaction - wyjaśniła.
Markus najwidoczniej nie wiedział czym jest vibroaction, a jeśli już to skojarzył to z pasem odchudzającym reklamowanym w TV. Wyjaśniłem na prędce o co cho i wróciliśmy do konwersacji.

-No więc - ciągnęła Hanka - mój syn jest pana postury, tak mniej więcej i ma 17 lat. Nie wiem jaka ma dziurkę, bo dawno w nią nie zaglądałam ale moje vibroaction mu się najwidoczniej mieści. A ono jest o takie - wskazała na jeden z popularniejszych wibratorów.
-Chciałabym - ciągnęła dalej - kupić mu coś podobnego lub większego, dla większej przyjemności.

Markus popatrzył na nią z uśmiechem, na mnie z pytaniem w oczach: -Skądżeś ją wytrzasnął? Położył jej rękę na ramieniu i zaprowadził pod ścianę faliczną.
Rozmawiali chwilę.
-Hanka! Idę na powietrze, muszę zadzwonić - zawołałem w ich stronę ale najwidoczniej się nie przejęli mną.

Po ponad pól godziny później Hanka zdyszana do granic wytaszczyła się ze sklepu.
-Pomożesz mi kochany, czy mam tak sama obładowana lecieć do samochodu?
Hanka dzierżyła w dłoniach jedenaście może trzynaście reklamówek różnej wielkości. Stała w rozkroku jakby miała zamiar za chwilę zza pleców wyciągnąć gun'a i rozstrzelać pół okolicy. Włosy miała zmierzwione, korale przesunięte ku prawej ręce. Wyglądała jak inna wersja Tomb Raider.

-Coś ty kurna kupiła! - zapytałem ze zdumieniem siedząc w samochodzie i patrząc znów na rozporek w sukience.
-No wiesz, Michałowi kupiłam żel, dildo małe, dildo duże, dmuchane, kilka paczek gumek, jakiś pierścionek na jajka, były też slipy więc kupiłam mu kilka par, tylko jakieś dziwne, bo bez pośladków, ale łatwiej będzie się do niego dobrać chłopakom. Poza tym były też feromony i skórzane buty - wzięłam na wszelki wypadek. Sobie upatrzyłam też kilka zabawek no i tak jakoś wyszło.
Patrzyłem na nią z rodziabioną gębą nie wierząc w to co słyszę.
-Aaaa! Zapomniałam! Kupiłam Ci tez dildo! A w sobotę mają wpaść przymocować mi do sufitu haki na huśtawkę.
-Czyli ją kupiłaś?
-No przecież mówiłam.

50. Pięćdziesiąty. Kotletem o świcie.

Oho - se myślę - wyśpię się w końcu, tym bardziej, że ostatnie kilka nocy nie dane mi było zaznać błogiego, długiego snu.

Od kilkunastu tygodni mamy w mieszkaniu współlokatora. Okaz nie z tej ziemi, ale razem z R. jesteśmy wyrozumiali obaj, więc generalnie się nie czepialiśmy, bo jak to babcie mawiają: Nie tykaj gówna, bo będzie śmierdzieć", no to nie tykamy.

Ponieważ sam ulokowany jestem w pokoju, przez który trzeba przeprawić się by dostać się do kuchni, musiałem przyzwyczaić się do tego, że przez mój pokój co jakiś czas przeprawi się wycieczka jedno lub dwuosobowa, by udusić na patelni zdobyczne pożywienie lub przygotować górę kanapek i herbatę w szklance. Przestało mi już przeszkadzać poranne włażenie do kuchni, pod warunkiem, że dzieję się to z zachowaniem względnej ciszy (czyt. brak tłuczenia łyżeczką o brzeg szklanki, czy trzaskanie szafkami....).
Do dziś.

Chrap chrap - se smacznie śpię. Kiedy z błogiego lekkiego już snu wyrywa mnie wtargnięcie gwardii narodowej do pokoju. Plątanina kroków przemieszcza się w kierunku kuchni, by po chwili zatrzasnąć za sobą drzwi.
Cisza.
Odruchowo zerkam na zegarek a tam: 5:21.
Se myślę - R. idzie do pracy, pewnie mu się zaspało, niech tam sobie je śniadanko a ja pójdę dalej spać.
Jeb! - huk wyrywa mnie znów z objęć snu - lodówka trzasnęła, jakiś szelest i stukot drewnianej deski o blat kuchenny.
Zerkam na drzwi swojego pokoju, przez które widać, który z potencjalnych śniadaniowych imprezowiczów wstał.
O kurde! R. śpi. Czyli to pan Nowy.
Jeb jeb jeb jeb..... Szelest....
Jeb jeb jeb jeb jeb jeb jeb jeb.
Wyraźnie słyszę jak drewniany tłuczek uderza o deskę.

-Kurwa! On kotlety ubija czy ki chuj? - myślę sobie majacząc na pograniczu jawy i snu.
Sytuacja powtarza się kolejne kilka minut.
Patrze na zegarek: 5:37. Nie wytrzymuję. Wstaję z łózka i drepczę zaspany do kuchni.

Łapię za klamkę, uchylam drzwi i widzę zbrodniarza trzymającego w dłoni drewniany tłuczek zwieszony jak nad ofiarą nad rozciągniętym na desce kawałku mięsa. W pięć sekund przypominam sobie, że jakiś cyc z kurczaka leżał wczoraj w lodówce.

-Czy ty kurwa nie masz kiedy się tłuc? - pytam z wyrzutem.
-Obudziłem Cię? - pada pytanie.
Patrzę na Nowego jak na zjawisko atmosferyczne - Nie kurwa, wstałem żeby odkamienić czajnik, to taka rozrywka poranna. Skończ to walenie! - wycedzam przez zęby.
-Idź spać, ja już nie będę, jeszcze tylko kilka razy - wydusza z siebie.

Zamykam drzwi i próbuję sobie uświadomić czy to był sen a może rzeczywistość. Czy znam kogoś kto o piątej rano naparza w kotlety? Nawet Hanka nie jest taka pomysłowa.

Kładę się. Nasłuchuję.
Wstał R. Poszedł do łazienki, a z kuchni dobywa się brzęk patelni.
Wytężam nozdrza by poczuć zapach smażonego mięsa. Nic.
Dziwna cisza trwa kolejne 15 minut. Szelest przerywa ją nagle i znów cisza.

-Czy on smaży te kotlety promieniami lasera? A może ogrzewa je jakaś tajemną mocą w dłoniach - myślę.
Po chwili trzask drzwi od lodówki zakańcza moje spekulacje - Ubił zwierza i włożył do lodówki. Można iść spać - myślę ze spokojem, ale zasnąć nie mogę.
-Raju co za koleś. Rodzice go w betoniarce bujali w dzieciństwie czy wypadł im z kołyski na beton, a może karmili go z procy?...

Łapię chwilę spokojnego snu póki mnie szelest drzwi od kuchni nie porywa znów do rzeczywistości.
Wyszedł z kuchni.
R. wyszedł z domu.
Za chwilę będę miał święty spokój.

Kiedy dom opustoszał trącony ciekawością, zaspany wszedłem do kuchni.
-Ubił te kotlety czy nie ubił? - myślę. Otwieram lodówkę. Ani śladu padliny. Rozglądam się po kuchni. Ślady zatarte.
-Idealny sprawca przestępstwa, świadków brak, śladów brak - snuje pod nosem.
-Aaaha! Mam Cię!
Patrzę z niekrytym zdziwieniem na toster stojący w kuchni. Taki zwyczajny strzelający grzankami w powietrze jak już zrobią się zarumienione i chrupkie a na jednej z ich stron wypali się uśmiechnięte słoneczko.
Najwyraźniej używany tego ranka, stał jakoś niechlujnie. Przysuwam nos do grzałki i już wszystko jasne.
Kotlety o świcie piecze się w tosterze!
Jak miło zjeść kotleta , z którego mizdrzy się do nas uśmiech słoneczka wypalonego w tosterze.
Sam bym na to nie wpadł gdyby nie nasz Nowy wspaniały współlokator.
6:09, do budzika 14 minut.