Znalezienie urzędu to nie taka prosta sprawa. Przez błoto, dziurawy chodnik, w zasiekach, za krzakami, za żelazną bramą z monitoringiem i już.
Informacja: Chciałbym..
-Wypełni pan tą kartę i ustawi się w kolejce do okienka K po drugiej stronie budynku, od strony ulicy, za rogiem w prawo.
...
Zapomnieli zapytać w karcie o rozmiar mojego kołnierzyka i rozmiar buta.
Jak zwykle w takich formularzach okienek na nazwisko czy inne dane jest za mało, więc wychodzenie za linię, mimo że w przedszkolu uczono inaczej, nie było karygodne.
Karta wypełniona. Przeszklone, automatyczne drzwi przede mną. I maszynka z numerkami.
K102... liczba oczekujących osób 14. Średni czas pobytu człowieka na księżycu -20 minut.
Do jutra stąd nie wyjdę - pomyślałem.
Z każdą minutą wzrastało we mnie zwątpienie czy w ogóle faktycznie powinienem tu być. Po co mi to? Dla zwiększania statystyki?
Patrząc na innych petentów jedyne co przychodziło mi do głowy - Cóż, sięgnąłeś dna człowieku. Jesteś szarą bezkształtna masą pragnącą dostać marny grosz od i tak średniozamożnego państwa. Jesteś nijakim odrzutkiem społecznym.
W imię ubezpieczenia. Oby tylko to móc mieć. Niezbyt wzniosła idea i zachcianka.
Kurcze ludzie miesiącami się nie rejestrują jako bezrobotni i żyją. A ja mam żużel w majtach jak tego nie zrobię. Liczę chyba na jakiś spektakularny cud i niezwykły obrót spraw zawodowych. A wszystko dzięki WUP.
Moje poczucie beznadziejności rośnie z każdą minutą wyczekiwania do tajemniczego okienka K.
Kiedy nadchodzi w końcu ta chwila z promiennym uśmiechem skrywającym ogromny wstyd, podchodzę do okienka, a właściwie do boksu nr K.
Pani wygląda jakby nigdy nie opuszczała swojego stanowiska pracy. Idealnie dopasowana do siedziska, które zajmuje. Ma małą głowę - to od razu rzuca mi się w oczy, i nienaturalnie wielkie piersi rozlewające się na brzuch i pod pachy.
Jest miła, uśmiecha się i to najbardziej mnie zaskakuje. W poprzednim urzędzie pani chciała mnie potraktować miotaczem ognia lub wcisnąć tajemniczy przycisk uruchamiający zapadnie w podłodze, po to bym spadł w czeluści piekielne i dał jej święty spokój.
Rozmawiamy chwilę, po czym pani stwierdza bez mrugnięcia okiem: Brakło panu 19 dni do prawa do zasiłku.
No cóż, brakło, ale ubezpieczenie pan będzie miał chociaż.
Ta chwila utwierdza mnie w przekonaniu, że niepotrzebnie się w ogóle tu zjawiałem. Cóż może mi się stać przez najbliższe dni, po co mi to, pracę znajdę w niedługim czasie i będzie po kłopocie.
Za dwa tygodnie ma pan wizytę wyznaczoną na konsultację z doradcą zawodowym, przedstawi panu propozycje pracy. Gdyby pan znalazł pracę proszę dać nam znać tuż po PODPISANIU umowy...
Za dwa tygodnie to ja zamierzam pracować kochana! - myślę sobie.
Wychodzę z urzędu w bardzo kiepskim nastroju, ale czuję że to chwilowe uczucie.
Przecież to nie może trwać wiecznie. Nie pozwolę na to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz