22 sierpnia 2011

14. The fourteenth. Matko Pocieszycielko - Opiekunko strapionych.

Takie matki to sam skarb. Uwielbiam je, bo nigdy nie wiadomo na co się odważą.
Jedne przytulą, inne upiją, kolejne wykorzystają, a jeszcze inne rzucą ochłap rad i po sprawie.

B. skorzystał z możliwości bycia Matką Pocieszycielką od wykorzystywań. Bo nie ma to jak pocieszenie swojego ex za pomocą swojego K. lub D. (ale tu już z końcówką "swojej"...).

Bo najgorsze jest pocieszanie swoich ex o niejasnych zamiarach i planach na życie po związku. Bo nigdy nie wiadomo czego tak naprawdę owo EX od nas oczekuje.
W tym przypadku jasne było, że chodzi o pocieszenie w pocieszeniu czyli Sex pełnomleczny.
Nie mylić z czekoladą, choć na upartego badania dowodzą, że po całej tabliczce czekolady nasz poziom serotoniny w mózgu jest o 1,5 raza większy niż po 30 minutowym seksie.

Cóż więc stanęło na drodze B., że nie zakupiona została dla A. tabliczka czekolady?
Ano stanęło ale przyrodzenie i 6 puszek piwa na łebka ot co.

Jednak dola Matki Pocieszycielki żadna atrakcja. Naraża bowiem na szereg niedogodności życiowo-emocjonalnych, o rozpadzie obecnego związku pobocznego nie wspomnę.

Bo przecież zwykle bywa tak i siak, że osoba w roli pocieszyciela jest jakimś cudownym trafem związana właśnie. I co... No i właściwie nic, bo można by udawać, że nic się nie stało a owo pocieszanie nie miało miejsca, a do tego na ryju nosić dziwną krzywą maskę, albo założyć sobie kolejny sznur na szyi i zaciskać go co rusz chcąc przyznać się do zbłądzenia.

Ileż to nowych rzeczy jeszcze się owa głupiutka istota pocieszyciela nauczyć musi, żeby zrozumieć że pocieszanie w nocy przy piwku swojego ex jurnego i łasego na wdzięki innych zwyczajnie dobrze skończyć się nie może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz