Skończyłeś studia? Wielka mi rzecz. W naszym kraju to naprawdę żaden wyczyn.
Jest tyle uczelni, tyle kierunków i tyle fakultetów, że dla każdego wystarczy na pewno.
A i dostanie się na którąś z miliarda uczelni nie graniczy już nawet z przypadkiem nie mówiąc o cudzie.
Sielankowe 3-6 lat studiów ani się człowiek obejrzy i mija jak z bicza trzasnąć. Względnie w czasie studiów jakoś wyżyć się da. A to praca dorywcza, a to wykładanie towaru lub obsługa klienta w sklepie, KFC czy McD. Pracy w bród do wyboru do koloru. Pracodawcą się opłaca, bo to i na zlecenie lub dzieło, czasem na czarno. Ważne, że podatków jako takich odprowadzać nie trzeba a zwolnić można w każdej chwili ot tak sobie ciach.
Niektórzy ambitniejsi studenci zaciągają się do firm ze swojej branży robiąc dzikie staże, praktyki i podpisują umowy współpracy wierząc ślepo, że po skończonych studiach drzwi do kariery w owej firmie lub u konkurencji będą przed nimi stały otworem, ba! Że powitani zostaną chlebem i solą w tle hymn państwowy i powiewające flagi, a koledzy po fachu ukłonią się i wręcza umowę na zawrotną sumę pieniędzy (pensji). Sielanka i splendor, żyć nie umierać.
Prawda jest jednak nieco inna o czym młodzi absolwenci przekonują się wcale nie zaraz po studiach szukając pierwszej często poważniejszej pracy, ale jakiś czas później. No bo firmy lubią takich nieociosanych młokosów, których można zawsze na swoją stronę ładnie przerobić i plastyczni tacy są, że wszystkie głupoty do łba przyjmą z ochotą i nie postawią się szefowi i nie powiedzą, że coś jest głupie lub nijakie. Jak ślepcy będą powtarzać mantrę firmy do której trafią wierząc, że zbawiają właśnie świat i uszczęśliwiają społeczeństwo swoim oddaniem.
Runek pracy w Polsce wygląda dość groteskowo mym zdaniem skromnym, bo pracy jest w brud ale głównie brudna. Ciśnie się na jęzor, że na czarno lub w szarej strefie najwięcej ale to politycznie niepoprawne jest przecież.
Przeglądasz ogłoszenia i widzisz wręcz przesyt zapotrzebowania - fryzjery, makijażysty, robotnik budowlany, kurzach do Chińczyka lub opiekunka i ulotkarz. No szał pał i świzd pizd by chciało zakrzyknąć się, ale dech odbiera niestety wzdechnięcie nad losem - co począć.
Podniesienie wieku emerytalnego to pomysł dobry i zły zarazem, bo mamy dziś niestety sytuację patową w naszej demografii.
Młodzi mnożyć się nie chcą w pędzie za karierą, nie chcą też dlatego, że nie mają na Smarka kasy - koło zamknięte. Pracować chętnie chcą ale nie za grosze, a im większe miasto tym większa rozpiętość. Nęceni pokusami wsiadają w pociągi i jadą ku lepszemu do wielkich aglomeracji licząc na łut szczęścia, bo 2 tysie w Pierdziewie robią szał, ale w Molochu niestety już nie. Bo mieszkanie, bo bilet miejski, bo piwko z kolegami, bo kino, bo zakupy, bo ciuchy, bo imprezka, bo rachunki i klops=0zł.
Ale Ci co mnożyć się chcą lub się już przemnożyli i podzielili obowiązkami pracować też muszą i chcą bardziej niż Ci niepodzielni, ale pracy znów nie ma specjalnie, bo intratne miejsca pracy okupują babcie i dziadkowie. A pracy się nie mnoży, a dzieli jak włos nie na czworo a na nieskończoność. Bo nagle się okazuje, że jak już młody pracę wśród geriatrii dostanie, to robi to samo co pani Hania przez ostatnie 20 lat, ale skoro można ją odciążyć to czemu nie!
Urzędy i Państwowe posadki przesycone są do szpiku geriatrią i kompletnie niepotrzebnymi miejscami pracy - w jednym instytucie w pewnym dziale 8 inspektorów a pracy dla 3.
Ale nie o tym. Pat polega na tym też, że szukając pracy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz