Powinni wieszać ostrzeżenia przed wejściem do urzędu, jak to było w Boskiej komedii Dantego: "Wy którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieję!"
Nie doświadczysz splendoru i sławy. Nikt nie zakrzyknie na Twą cześć i nie obdarzy Cię uśmiechem promiennym. Najpierw obczają Cię wysiadujący obdrapane krzesła lub ławki petenci (powinno się to zarejestrować jako zawód, bo niektórzy robią to doskonale od wielu wielu lat...), później przypadkowe stójki urzędowe (ludzie, którzy trafili tu choć sami nie bardzo wiedzą po co i za czym), jak staniesz przed tablicą informacyjna to narazisz się na atak ciecia urzędowego (pan grubo po 50. w poliestrowym niedopasowanym w rozmiarze mundurze zwykle w barwach granatu i żółci z równie poliestrowym emblematem-herbem na piersi i szaroniebieskiej koszuli z tak samo poliestrowym krawatem w kolorze marynarki), który zapyta Cię od czapy gdzie chcesz trafić.
A skąd mam to wiedzieć. Jest tyle miejsc gdzie mógłbym pójść i tyle spraw które mogę załatwić, że trudno mi się zdecydować na coś konkretnego.
Ale decyzją większości neuronów wyartykułowane zostają słowa: Departament spraw obywatelskich... yyyyy
I tu dostajesz opis mapy urzędowej z uwzględnieniem ścieżki podstawowej, szybkiej, alternatywnej, okrężnej, z udziałem schodów ruchomych, bez udziału schodów ruchomych, z udziałem windy, bez udziału windy, z uwzględnieniem punktów odniesienia wzrokowego, bez uwzględnienia takich punktów, zawierające wzniesienia terenu, bez wzniesień terenu, z zakrętami, bez zakrętów, z wbudowaną liczbą pokoi i drzwi od-do oraz bez udziału takiego szacunku, z uwzględnieniem pani na pięterku w okienku, bez takiej pani, aż wreszcie na koniec numer konkretnego pokoju - na zasadzie zrób to sam i se policz.
Podążasz korytarzami zerkając co rusz na prawo i lewo na numery drzwi i przypominasz sobie kolejność liczb uznając, że nijak się ona ma do tego co widzisz, bo nie pamiętasz przecież, aby w szeregu liczb naturalnych widniały jakieś literki, luki lub aberracje. A tu 103B, 104, 107A, 105A, 105B, 111, 108, 109...
Po drodze mijasz szare eminencje wygrzewające pojedyncze krzesła porozstawiane po kątach. Czujesz na sobie ich wzrok. Zupełnie jak na wybiegu w Mediolanie. Możesz być pewien, że właśnie zostałeś zakwalifikowany do poszczególnych kategorii: pedał, leń, hachmenciarz, nierób, ciasteczko, grubas, bezrobotny, pracownik, "co on na siebie włożył", "ogoliłby się", "czego on tu szuka" itd.
Po przypomnieniu sobie wszelkich możliwych ścieżek dotarcia do celu stajesz przed prawie śnieżnobiałymi drzwiami - jak brama do niebios, tylko blask z niej nie bije i nie słychać śpiewów anielskich, a w ich miejsce miga jarzeniówka w lampie na suficie korytarza a zza drewna słychać głos i stukanie drewnianej pieczątki lub dzwonienie telefonu - i już wiesz, ze niebiosa to to nie są.
Pukasz.
Cisza.
Pukasz drugi raz i nieśmiało zaglądasz za wahadło drzwi.
-Czy pan nie wie, że wchodzi się na wezwanie!?
No i już wiesz, ze będzie miło.
-Przepraszam, myślałem..
-Niech pan nie myśli tylko wchodzi, szkoda czasu.
Faktycznie szkoda. Gdyby mi nie wpadło do łba żeby tu przyjść miałaby pani święty spokój.
Omawiamy mój problem kontrowany co rusz uwagami pani zza biurka, zarzucającej co chwila głową na odgarnięcie włosów i wyciągającą co rusz jakiś świstek i segregator. Rozglądam się po pokoju zerkając na inne pracownice, patrząc na to co robią i czytając ukradkiem nazwy ich stanowisk.
Zadziwiające podobieństwo w nazwach. Jedno stanowisko - trzy osoby. Trójca święta! Drużyna do zbawiania petentów - dlatego taka kolejka na dole...
Ostatecznie pani stwierdza, że pomóc mi nie może, bo od tego z czym jak do niej, to jest koleżanka obok, ale jej właśnie nie ma dziś, ale mogę przyjść jutro lub poczekać na zgłoszenie operatora. Po sygnale wybierz jeden z tematów rozmowy z konsultantem. Jednocześnie informujemy, że dla Twojego i naszego bezpieczeństwa oraz podniesienia jakości naszych usług, rozmowa może być nagrywana... Powrót do poprzedniego menu: wybierz gwiazdkę (*)...
Wychodzę. Jakiś obcy, beztwarzowy petent pyta mnie: Czy tam ktoś jest?
-Yyyy, a tak, tak, trzy szare eminencje z drewnianymi pieczątkami w dłoniach.
Facet patrzy na mnie dziwnie i wchodzi do pokoju lekko zaskoczony.
Zaglądam jeszcze do okienka z napisem: INFORMACJA wierząc, że może się czegoś nowego dowiem, gdzie można jeszcze załatwić moją niecierpiącą zwłoki sprawę. I dowiaduję się faktycznie, że mogę załatwić swój problem w 14 innych delegaturach owego urzędu u jakichś 124 innych pań z drewnianymi pieczęciami w dłoniach. Te pieczęcie to jak jakaś przepustka do cudu. Atrybut niezwykłości jakiś czy co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz