11 września 2011

33. τριακοστή τρίτη (Triakostí̱ tríti̱). Pragnienia

To była zwyczajna historia poznania.
Jeden zagadał do drugiego i tak to się zaczęło.
Pierwsza kawa, spacerek, lody i odprowadzanie na przystanek i takie zwykłe szare wieczory.

Za pierwszym razem nie wyszło. Tak zwyczajnie coś nie zaiskrzyło. I rozeszli się w swoje strony.
Pisali do siebie od biedy i zdarzyło się im spotkać politycznie przy herbacie.

R. był sam, a K miał kogoś i tak to się toczyło. Od czasu do czasu pisali i dzwonili do siebie w tajemnicy przed światem.

Jemu koleżanka kazała zawalczyć, bo snu na powiekach nie gościł już od tygodnia i myślał.

Po ledwo ustalonym spotkaniu poszli do R. Jak tylko drzwi trzasnęły za ich plecami rzucili się sobie w ramiona. Ich dłonie wędrowały po ciałach delikatnie muskając każdy kącik i zakamarek, a pocałunkom ich nie było końca.
W namiętnym uścisku przetoczyli się do dalszej części mieszkania. Wyglądali zupełnie jak tańcząca para w namiętnym uścisku. Słychać było mlaśnięcia ich ust i szuranie stóp po puchatym dywanie.
Ledwie jedna lampa oświetlała pomieszczenie. Ich cień snuł się powoli po ścianie w kolorze zachodzącego słońca. Osunęli się na sofę. Łapczywie acz delikatnie dobierając się do zawartości opakowań z ubrań. Rozerwawszy prawie koszulę R. dostał się w końcu do rozgrzanego brzucha i torsu K. Jego dłoń delikatnie powędrowała w stronę nabrzmiałych już sutków i delikatnymi muśnięciami opuszków palców drażniła brodawkę.
To doznanie wydobyło głuchy jęk z krtani K. Jęk przyjemny, trochę złowrogi, jakby chciał powiedzieć: Jeśli przestaniesz - zginiesz!
Nie przestawał. Jego palce co rusz drażniły nie tylko sam sutek ale i całą pierś, lekko owłosioną, nabrzmiałą i twardą od mięśni pod skórą.
Mlaśnięcia stawały się coraz bardziej soczyste, a ich usta czerwieniały z każdą chwilą coraz bardziej, drażnione zarostem i przygryzane zębami.
Na czole R. pojawiły się kropelki potu. Było naprawdę gorąco.
K. nie pozostając obojętnym na pieszczoty jakie właśnie były mu serwowane wsunął obie dłonie pod jeansy R. dotykając już bezpośrednio jego pośladków. Delikatna skóra, gładka i mięsista przesuwała się pod palcami K. pobudzając zmysły do granic możliwości.
Nieważne, że spodnie uwierały go już nie tylko w ręce. Ciasno było i w jego kroku. R. syknął z radości i rozkoszy, gryząc K. w ucho.
Guziki nie wytrzymały szturmu.

Obudzili się wcześnie. Budzik nie zdążył nawet dotrzeć wskazówkami do zaplanowanego zamachu na uszy śpiących. Było grubo po piątej, ale znacznie daleko do siódmej.
R. wtulony w tors K. mruknął coś pod nosem. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Ich nogi splecione ze sobą ocierały się lekko o siebie drażniąc owłosieniem. Ale było to nader przyjemne drażnienie.
R. znów coś mruknął. Łapał resztki snu. Jego dłoń wtapiała się w nagą klatkę piersiową K. a policzek opierał na prawej piersi. Ciepło kołdry pod którą leżeli było przyjemne i pobudzające.
K. pogładził R. po głowie przeczesując delikatnie jego krótkie włosy. R. odchylił głowę spoglądając na K. oczami zbitego psa, ale dało się w nich zobaczyć wczorajsze kurwiki i namiętność zmieszaną z radością.
-I co teraz? - zapytał K.
-Nie wiem. - odpowiedział cicho R. -Wyjścia są chyba dwa...
-Nie wychodźmy jeszcze nigdzie, proszę. Jest tak przyjemnie... -K. z wyraźną chęcią przytulił mocniej R. do siebie a jego dłoń powędrowała po delikatnej skórze pleców R. przyciskając go do siebie jeszcze mocniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz