2 września 2011

26. Dvacátéšestého. ...i już, jak nowe!

Sklep. Stoisz przed ladą z wędlinami i myślisz sobie co kupić. Może ta pięknie wyglądającą, różową szynkę z udźca, a może podsuszaną kiełbaskę, mortadela też się pręży smakowicie w swym kondomie.
Ślina spływa Ci kącikiem ust, a ty stoisz i gapisz się jak dzieciak na wystawę w sklepie z cukierkami.
Nie zauważasz, że dziwnie wyglądasz, nie zauważasz, że gapi się na Ciebie kilka osób z zapytaniem na twarzach - Czy pan coś kupuje?, nie zauważasz w końcu, że stojąc tak od kilkunastu minut masz plamę na koszulce i że ekspedientki ciągle przed Tobą brak.
-Co podać? - głos z głębin pod ladą ocuca cię z zawieszenia i uświadamia, że są gadające lady sklepowe. Może to zautomatyzowana lada spożywcza, która prezentując z wdziękiem wyroby lokalnego masarnika, sama poda Ci to na co masz aktualnie ochotę.
Nagle wyłania się zza kontuaru postać zdeformowanej foki w okularach z uśmiechem przyklejonym do gęby i pyta ponownie:
-Co panu podać?
-Yyyy.... 20 dag tej szynki.
Kolejka za Tobą już się rozproszyła. Widocznie widzowie przedstawienia "Ślina na koszulce" znudzili się czekaniem.
-Pan jej nie bierze...
Tzn jak to mam je nie brać - myślisz sobie. Przecież ja chcę, właśnie na nią się tak usilnie ślinię od kwadransa.
-Pan jej nie bierze... - głos nie daje za wygraną, więc pytasz.
-Ale jak to? Dlaczego?
Ekspedientka upewnia się ruchem głowy na boki, że nikt jej nie słyszy poza Twoją spragnioną wrażeń smakowych osobą i mówi szeptem.
-Jest tutaj od prawie miesiąca. Sama ją dziś nacierałam rano oliwą. Na noc wkładamy ja do solanki, żeby nie zzieleniała.
Cycki opadły Ci właśnie z wrażenia do samej podłogi i myśli rozproszyły się. Już Ci się nie chce zanurzać zębów w soczystej, różowej wędlinie, a może zwiędlinie....
-A co pani poleca?
-Niech pan weźmie tę. - Foka wskazuje jakąś zapakowaną w ciasny kondom szynkę w cenie średniej krajowej i podnosi Ci ją do samych oczu by udowodnić, że właśnie przyjechała, wskazując paluchem z odpryśniętym lakierem na paznokciu, że data ważności kończy się dopiero za pół roku.
To jakiś żart? Chwyt marketingowy? A może faktycznie nacierała pieczołowicie kawał dupy świni wędzony kiedyś tam gdzieś tam, by dziś wyglądał jak świeżo przygotowany do zanurzenia w nim zębów konsumentów. Może faktycznie nurza się co noc to mięsiwo w solance, by rześkie poranki przywitać z nowym różem pod ladą sklepową.
-Wie pani co, wezmę pomidory i sałatę. Odchodzę do kasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz