Pamiętam czasy podstawówki, kiedy na lekcjach plastyki lub polskiego nauczycielka prosiła byśmy namalowali, narysowali lub napisali jak będzie naszym zdaniem wyglądać szkoła przyszłości.
Ci co pamiętają dekadę 1989-1999 wiedzą, że możliwości technologiczne w tych czasach były ograniczone mocno, zatem nie pozostawało nic innego niż bujna wyobraźnia, kredki, mazaki lub farbki i do dzieła.
Całe czterdzieści pięć minut szaleństwa, fantazji i wymyślania. To była frajda.
Pamiętam, że rysowało się komputery, hologramy (tak na niby), koledzy opisywali jakieś lekcje wirtualne, brak książek, elektroniczne zeszyty itp. cuda. Inspirowani filmami science fiction i komiksami wszyscy wierzyliśmy usilnie, że w końcu coś takiego pojawi się na świecie i będzie dobrem absolutnym, rozwiąże wiele problemów i będzie częścią naszego życia codziennego.
No i proszę, niespełna piętnaście lat później mamy to wszystko w zasięgu dłoni, korzystamy z tych dobrodziejstw zapomniawszy zupełnie zapewne, że jeszcze będąc dziećmi marzyło nam się coś podobnego.
W naszym kochanym kraju od jakiegoś czasu zdarzają się debaty i rozmowy nt. zelektronizowania szkolnictwa całkowicie. Komputery w klasach zamiast zeszytów, elektroniczne legitymacje szkolne, elektroniczne dzienniki i dorabianie lekcji na zasadzie realizacji zadania w internecie na stronie sprzężonej ze stroną szkoły. Wszystko po to by zaoszczędzić pieniądze, papier, tusz drukarski i czas. A przede wszystkim by usprawnić działanie szkół i wprowadzić polską edukację w XXII wiek.
Usilnie ku temu dążymy - brawo dla nas.
W Grecji kolejna fala zamieszek i demonstracji z powodu zaciskania pasa przez rząd na finansach publicznych. Kryzys tego kraju to spore zaskoczenie dla Europy, ale też sygnał do poświęcenia większej uwagi własnej kasie i problemom drążącym kraj ojczysty.
Do Greckiej gospodarki nam jeszcze trochę brakuje zarówno pod kątem jej rozwoju jak i ewentualnego bankructwa, co do tego nie ma żadnych wątpliwości i wszelkie spekulacje są bezpodstawne. Natomiast nie o to chodzi. Rząd grecki w całej sytuacji postanowił zasypać uczniów szkół gimnazjalnych i średnich właśnie tanią elektroniką, czyniąc w ten sposób kolosalne oszczędności w budżecie na druku książek i pensjach dla nauczycieli.
Uczniowie w pierwszy dzień szkoły otrzymali plastikowe krążki z bieżącym na dany rok materiałem do opanowania, książkami w formie e-booków i masą ćwiczeń do wykonania dla utrwalenia wiedzy. Kazano im się rozejść do domów, a lekcje się odbyły ponieważ nauczyciele albo zostali pozwalniani z pracy w ramach oszczędności, albo sami się z pracy zwolnili w ramach protestu przeciwko oszczędnościom rządu.
Suma summarum uczniowie nie pozostali bierni i wylegli na ulice. Na znak protestu postanowiwszy rozrzucić owe elektroniczne dobro na ulicach i wykrzyczeć swoje osobiste zdanie na temat tego co się w ich kraju dzieje i gdzie mają swój rząd.
Tak czy inaczej elektronika w zdobywaniu wiedzy nie przyjęła się z entuzjazmem.
Czy zatem warto tak uparcie dążyć do tego by w każdej szkole w Polsce zniknęły książki na rzecz płyt CD? A zeszyty na rzecz komputerów?
Tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że nawet najcudowniejszy krążek CD lub najwspanialsza książka w postaci e-booka lub nagrany na filmie nauczyciel mówiący do ekranu nie zastąpi w żaden sposób słowa mówionego i wiedzy jaką się zdobywa w bezpośredniej relacji człowiek człowiek. Empiryzm to nie bajka, a stwierdzenie to, to żadna Ameryka.
Może zatem warto powściągnąć się nieco i szkołę zelektronizować tylko w jakimś stopniu, by nie dopuścić do sytuacji jaka zaistniała w Grecji.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz