16 listopada 2011

71. Siedemdziesiąty pierwszy. Wakacje z pomarańczą 2. Festiwal Mrugaczek.

-Idziemy do klubu! - Marta wyartykułowała w słuchawce słowa w taki sposób, że głuchy Eskimos by zrozumiał - Nie zamierzam kolejnego wieczoru spędzić na siedzeniu w domu i gapieniu się w telewizor.
-Maaaarta ale ja nie mam siły. Myśmy dzisiaj rano przepłynęli chyba pięć kilometrów.
-Nie marudź siostra. Dobry podryw nie jest zły, a porządne rżnięcie lub jakiś flirt się przyda. Koniec kropka. Będę u Ciebie za pół godziny. Nie po to jechałyśmy na wakacje żeby siedzieć w domu! - Marta zakończyła konwersacje ostentacyjnym rozłączeniem się.
-No dobra - pomyślała Hanka - to trzeba by choć cipkę umyć, bo śledzi nikt nie będzie łowił - skierowała się do łazienki by nalać sobie wody do wanny.

Całą ekipą wróciliśmy z przecudnej wyspy na stały ląd. A ponieważ dziewczęta miały podobnie jak ja jeszcze tydzień wolnego i całkiem sporo kasy do przehulania, postanowiliśmy wybrać się do SPA.
Nie szukaliśmy długo, choć przeglądanie katalogu z ofertami salonów i hoteli spa było nie lada wyczynem. Jedna chciała mieć salon z gorącymi kamieniami, druga grotę solną, ja chciałem basen, Marta znów pub gdzie mogłaby się zabawić a Hanka w końcu wielkie miękkie łóżko.
Ostatecznie stanęło na pewnym pensjonacie o tajemniczo acz zachęcająco brzmiącej nazwie COCK RELAX. Gęby nam się rozjechały w promiennym uśmiechu na samo brzmienie, o włochatych myślach już nie wspominając.
Droga była prosta. Autostrada robi swoje, a właściciele wiedzieli doskonale jak się ulokować, żeby goście przyjeżdżali sami. Reklamą była już sama nazwa.
Więc pojechaliśmy.

Dwadzieścia minut później jej cycki wystawały ponad wodę otoczone pachnącą różami pianą. Patrzyła w sufit i zastanawiała się nad miliardem różnych rzeczy.
-No i za chwilę będę miała pomarszczone palce - pomyślała gapiąc się na swoje dłonie - a do tego nie wiem co mam ubrać. Raju żywot kobiety jest czasem uciążliwy bardziej niż namolna mucha. Rajstop nie założysz jak nóg nie ogolisz, bo oczka pójdą i szlag trafi nylon.Stringów nie założysz jak cieczkę masz, bo przesiąkną. Cycki trzeba odziać, włosy ułożyć, makijaż zrobić - stękała pod nosem - ostatecznie pójdę chyba w ogrodniczkach i czapce z daszkiem. Gdybym je tylko miała ze sobą.

-Gdzie Ty właściwie chcesz iść? - zapytała Martę stojąc w szlafroku z głową w szafie i przesuwając kolejne wieszaki.
-Jakoś mnie tak ochota naszła, żebyśmy przypomniały sobie nasze stare dobre czasy liceum i poszły do pubu irlandzkiego. Co ty na to?
-Hmmm a tu jest w ogóle jakiś pub? - odwróciła się do siostry trzymając w dłoni wieszak, na którym starannie umieszczona została ciemnozielona, plisowana sukienka z czarnymi wstawkami.
-Jest - krótko ucięła Marta - przejrzałam kilka pubów w okolicy i okazuje się, że jest nawet taki, gdzie podają Guinessa - zadowolona siedziała na brzegu łóżka i patrzyła w plecy Hanki. Bała się usiąść dalej, bo łóżka były tak wygodne i miękkie, że kiedy kładło się na nich do snu, człowiek zapadał się w czeluści materaca nie widząc czy będzie spadał w nieskończoność, czy natrafi w końcu na bezkresne miękkie posłanie.
-Założę to - Hanka odwróciła się do siostry trzymając w ręce wieszak, na którym zawieszona była jednoczęściowa, czarna sukienka bez ramion ale za to z golfem - do tego założę moje czerwone szpile i czerwone korale - zamyśliła się chwilę wyobrażając sobie siebie w kompletnym stroju.
-No to będziesz miała rwanie - zaśmiała się Marta - ubieraj się.

Zapukałem w drzwi i usłyszałem tylko krzyk pozwalający mi na wejście do pokoju. Złapałem za klamkę i pchnąłem drzwi do środka. Moim oczom ukazał się widok chichoczącej na łóżku Marty oraz Hanki która z gołymi cyckami biegała po pokoju próbując wcisnąć na siebie przepastnie czarne rajstopy. Mógłbym wtedy przysiąc, że zakładała na siebie getry. Za małe o dziesięć rozmiarów.
-Co ty robisz? - nieco zaskoczony sytuacją zapytałem.
-Próbuję okiełznać swoje udźce - wysapała Hanka.
-Posmaruj nogi olejem, szybciej wciągniesz te majty na siebie - zaśmiałem się i usiadłem obok Marty. Łóżko złowrogo zapadło się, a my runęliśmy plecami w miękki materac.


Dwie młode ale dojrzałe łanie w towarzystwie jednego rosłego byka pojawiające się w drzwiach irlandzkiej speluny musiały wywołać zamieszanie. Nagle wszystko działo się w zwolnionym tempie. Muzyka ucichła, a oczy siedzących w pubie ludzi skierowały się ku drzwiom wejściowym, przez które do środka odważnym krokiem weszła Hanka a zaraz za nią Marta i ja.
Od samego progu spostrzegliśmy w głębi pubu długi, drewniany bar, przy którym siedziało kilka osób. Za barem krzątała się mała kelnerka i wysoki, mięsisty facet w czarnej obcisłej koszulce z mycką na głowie. Czarne włosy i brązowe oczy były chyba jego sztandarową oznaką nie licząc napęczniałych muskuł i bajecznie białego, szerokiego uśmiechu. Stał za barem oparty o blat i rozmawiał z klientem zwieszonym nad szklanką whiskey.

Zajęliśmy wolne miejsca przy drewnianym blacie w opozycji do innych siedzących. Mieliśmy idealny widok na ludzi, którzy szukali szczęścia na dnie szklanek i pokali, oraz na fantastycznego barmana, który chwilę później postanowił zaproponować nam swoje usługi.
-Co podać? - zapytał.
-Minetę - szepnęła pod nosem Marta.
-Porządne rżnięcie - wysyczała Hanka.
A ja pomyślałem, że mógłby mnie wziąć zwyczajnie w obroty i w swoje ogromne, mięsiste ramiona. Niech by robił co by chciał i tak było by bosko.
-Przepraszam ale nie dosłyszałem - przysunął się głową do dziewczyn, by lepiej usłyszeć na co mają ochotę.
-Trzy piwa korzenne poprosimy - wycedziła przez zęby Hanka powstrzymując się by nie przyssać się do barmana ustami.
-Robi się kochana - uśmiechnął się i odszedł by nalać nam piwo.
-Słuchajcie, jak ja dziś nie przeczyszczę komina to jutro będzie czad w pokoju - szepnęła do nas Marta.
-Kochana no to bierz się za któregoś -Hanka skinęła głową w stronę kilku młodych kolesi siedzących po drugiej stronie półokrągłego baru. Niestety zrobiła to w taki sposób, że tamci najwyraźniej pomyśleli, że skinęła do nich.
-Nie nie, za to piwo płaci tajemniczy wielbiciel - stwierdził barman uśmiechając się po czym odszedł od nas do innego klienta.
Siedzieliśmy tak gadając i gapiąc się wygłodniale na ludzi jakieś kilkadziesiąt minut. Szukając w tłumie człowieka, który uraczył nas darmowym piwem. Co rusz, ktoś do nas podchodził, patrzył raz na Martę, to na Hankę a później na mnie jakby oglądał mięso w garmażerii i odchodził. Nikt nie zagadywał, chyba że pytał o kierunek, w którym ma się udać aby odcedzić kartofelki. tajemniczy wielbiciel się jednak nie ujawnił.
-Kurwa jak będę tak dalej tu siedzieć to jajo zniosę na twardo albo urodzę bakłażana - Marta zirytowała się - mogę prosić o jeszcze jedno korzenne z syropem? - zwróciła się do barmana, który zareagował na jej prośbę natychmiastowo. Dostała swoje korzenne w wysokim pokalu podsuniętym jej pod nos na tekturowej podkładce, na której niepozornie zanotowano szereg kilku cyfr.
-Oho! - Hanka uśmiechnęła się porozumiewawczo do mnie i szturchnęła Martę - chyba pan wystawił Ci juz rachunek siostro - zachichotała.
Marta podniosła pokal i przyjrzała się uważnie podkładce.
"44337896660 Brian, I finish the work by 21, stay"
-Nooo a ty co będziesz robił dzisiaj? - Hanka odwróciwszy się od siostry zagadała do mnie. Jej pogarda podszyta sarkazmem była dla Marty jak żart. I tak właśnie miało być
-Póki co liczę.
-Na co? 
-Nie na co, tylko kogo - skinąłem głową na ludzi w barze.
-Liczysz ile osób jest w barze? - zaśmiała się Marta purpurowa od piwa i podniecenia sytuacją, że będzie dziś mieć ostre dymańsko.
-Popatrzcie tylko na tych ludzi - odwróciłem głowę ku sali, dziewczyny podążyły wzrokiem za mną.
-Ty już wiem o co Ci chodzi - Hanka olśniona ideą zaczęła chichotać - sama się zastanawiałam czy mam może jakieś omamy, ale jak widać nie mam.
Co chwila, któryś z facetów puszczał oczko w naszą stronę, uśmiechał się, lizał wargi lub szybkim ruchem szarpał głową jakby chciał nią zaczepić o coś lub kogoś.
Z naszej wspólnej perspektywy wyglądało to jak stado mrugających do nas samców rodzaju ludzkiego, którzy sami nie bardzo wiedzą do kogo i w jakim celu puszczają oko. Chociaż to my byliśmy w tej gorszej sytuacji, bo oni mimo wszystko wiedzieli komu dedykują mrugnięcie.
-Kurwa jak festiwal mrugaczek - zaśmiała się Hanka - ale żaden nie zagada.
Nagle podszedł do nas jeden z młodych kelnerów krzątających się po barze zbierając puste szklanki i pokale. Rzucił na blat kawałek papieru z niestarannie wyrytym na nim napisem: "Today, threesome, U, your BF and I, Our Hotel room 3122. Greg - this guy in suspenders".

Szybko przemierzyliśmy z Hanką salę w poszukiwaniu kolesia w szelkach, który podesłał nam liścik. W samym rogu siedział kolo lat około 35. Łysy, choć widać było, że ma czarne włosy, zarośnięty na gębie dwu, trzydniowym zarostem. Miał na sobie białą koszulę, czarne materiałowe spodnie i szelki w kolorze zieleni lasu. Palił papierosa i intensywnie wpatrywał się w nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz