-Panie Dawidzie, panie Dawidzie - Eliza z handlowego biegła z jakimiś papierami za plecami Dawida - proszę to sprawdzić. To raport na dziś, ale niestety nie jest pocieszający. Mamy manko w magazynie - zmartwiła się stojąc przed Dawidem, który patrzył na nią jakby przed chwilą wypadła z betoniarki.
-A co jest w tym raporcie? - dopytał.
-Brakuje nam kilku sztuk asortymentu zamówionego przez Artimax - wydukała z siebie.
-Pięknie kurwa - mruknął pod nosem - szefowa się wkurwi. Na kiedy możecie to załatwić?
-Na przyszły tydzień - wystękała spuściwszy głowę i czekała na reakcję.
W tej chwili rozległ się trzask drzwi frontowych sali plenarnej. W korytarzu pojawiła się Hanka w czerwonej jak krew sukience do kolan i czarnym bolerku. Na jej piersiach bujały się ogromne ciemnoszare korale a w prawej dłoni trzymała segregator.
Minę miała taką jakby chciała kogoś zniszczyć wzrokiem.
Kilka osób, które właśnie przechadzało się między boksami pospiesznie zniknęło gdzieś w gąszczu gipsowych ścianek.
Nadchodził tajfun.
-Eliza! - wrzasnęła Hanka - do mnie! Dawid poproszę o kawę - uprzejmym głosem i uśmiechem wypaliła Dawidowi w twarz.
-Tak jest poruczniku - zasalutował i oddalił się do kuchni.
Drzwi gabinetu Hanki zamknęły się powoli.
Były szczelne jak schron przeciwpancerny, więc żadne odgłosy nie dobywały się zza nich kompletnie.
Niespełna dziesięć minut później wrota pieczary Księżnej Piekieł (jak Hankę nazywano w biurze) otworzyły się i wyszła Eliza kompletnie zdziwiona. Miała twarz kamienną i bladą. Brwi lekko uniesione. Stała przez chwilę nim drzwi zdążyły się zamknąć, a kiedy tylko usłyszała kliknięcie zamka wskazujące, że bariera dźwiękowa między pieczarą a salą boksów właśnie się uszczelniła rozchichotała się jakby doznała właśnie objawienia.
-Dostałam podwyżkę! - lekko uniesionym, pełnym ekscytacji głosem oznajmiła znajomym z biura, po czym zniknęła na chwilę za drzwiami toalety.
Dawid na drewnianej tacy transparentnie niósł przed sobą filiżankę kawy czarnej jak smoła, dzbanuszek z mlekiem i talerzyk z ciastkami zbożowymi. Kiedy dotarł do jaskini Hanki zapukał po czym władował się z impetem do środka.
Drzwi zamknęły się za nim z lekkim kliknięciem.
-Uuuuu kochana! Chojna jesteś chyba dzisiaj - zagaił do wściekłej jak osa Hanki.
-Chojna? Ta pinda dostała podwyżkę, bo się Robert uparł, że trzeba ją zmotywować - wyjaśniła.
-A od kiedy dyrektor transportu ma decydujące zdanie w kwestii podwyżek? - zainteresował się Dawid.
-Od kiedy? Od wtedy jak mu ta lafirynda ciągnęła druta w samochodzie na parkingu służbowym. Od wtedy właśnie - fuknęła.
-A ty skąd to wiesz?
-Pamiętasz poprzedni poniedziałek?
-Pamiętam.
-No i kto wychodził wtedy z biura?
-Tyyyy, faktycznie Eliza z Robertem - podekscytował się Dawid.
-Noo, a ja chwilę później zjechałam do samochodu, bo zapomniałam, że mam w nim dokumenty dla Artimaxu - wyjaśniła.
-No ale to niczego nie dowodzi.
-To nie, ale to, że widziałam tarmoszącego się w samochodzie Roberta, który mnie na szczęście nie zauważył - wyjaśniała Hanka - a nad jego nogami te rude kudły Elizy, to już jakieś przypuszczenia są, nie?
-O kurde, żartujesz. Ale akcja.
-No i ten zjeb wyjechał dziś z tekstem na posiedzeniu, że panience Elizie należy się premia stała za wkład w umowę z Artimaxem.
-Ale mamy manco w kwestii Artimaxu, wiesz? - zagaił Dawid.
-Wiem, ta pinda myślała chyba, że ja magazynowych stanów nie przejrzałam.
-A przejrzałaś?
-Nie, hahaha - roześmiała się - ale to było do przewidzenia, że będzie manco, bo zamówienie opiewało na ilości, których nigdy byśmy nie pomieścili w magazynie, a ta pipa je przyjęła.
-Bystra Bitch z Ciebie - zachichotał.
-Bystra i obesrana - zmartwiła się Hanka - o mały włos nie zaliczyłam zgachy dziś na zebraniu - zaczęła opowiadać - Chłopaki namówili mnie wczoraj na Mexico Pacha. Kojarzysz tą knajpkę?
-Tak.
-No, więc poszliśmy. Se myślę kurna meksikano mi nie zaszkodzi raz na jakiś czas. Ale ja durna - ciągnęła Hanka - nie pomyślałam, że po meksykańcu będę miała wzdęcia. W nocy myślałam, że będę lewitować pod sufitem, miała takie wzdęcia. No wiesz, żarcie z kukurydzą, fasolą, ostre przyprawy i takie tam. No nic, kurcze noc przeżyłam bez zderzenia z sufitem. Ale dziś rano miałam takie gazy, że cud, że mnie nie wystrzeliło na orbitę - zaśmiała się.
-No to się kurde było ziółek napić kochana - Dawid podsunął jej kawę pod nos.
-Ziółek kurwa, ciekawe jakich, jak ja w domu mam tylko bazylie i marihuanę w szufladzie. No ale słuchaj, siedzę na zebraniu i czuję, że zaraz będzie wiatr, to se myślę, że jak będę go kontrolować to nikt nie usłyszy a ta zajebista wentylacja wchłonie wszystko w razie ataku sarinem. To usiadłam kątem na dupie i cisnę, cisnę, prężę się, a tu kurwa nic. Michał ten z handlowego pyta mnie nagle: Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś dostała gorączki. Ja na niego jak na kosmitę patrzę i myślę sobie, no nie powiem mu, że sarin cisnę no, więc wyjechałam z tekstem, że jakoś mi gorąco. Na co ten wstał i podkręcił wentylację.
Se kurwa myślę zamrozić nas chce razem z gazami. No ale nic to, jak nie umrzemy z wychłodzenia to zamordują nas w tej sali moje gazy, ale cisnę dalej.
Wiesz skórzane fotele tam są nie - ciągnęła dalej Hanka a Dawid słuchał z uśmiechem jak zahipnotyzowany - no i kurde kręcę się na tym swoim fotelu, purpurowa jak burak, sarin w natarciu, chłód na barkach a ja cisnę. Fotel skrzypnął a ja udaję, że kaszlę. No i jak se kaszlnęłam to i sarin wyleciał z hukiem. Kurwa człowieku, znienawidziłam swoją głupotę w pięć sekund. I mówię do nich: Ach te fotele, takie skrzypiące. No ale te ciołki nic nie zajarzyły czaisz. No to siedzę dalej i czuję jak mi nozdrza mój bącór wyżera, więc prycham, to ten kurwa pojeb Michałek wstaje i zmniejsza klimę a szarpie się za klamkę w oknie. Se kurde pomyślałam: Genialnie! Albo nas gołąb zaatakuje wlatując do sali albo wywieje nam papiery ze stołu. Ale nic siedzę twardo, bąka formuję i dalej myślę, że otwarte okno lepsze od klimy, bo szybciej moje gazy bojowe w razie czego wywietrzy.
No to sru, zjechałam trochę z fotela żeby zaskrzypiał a w tym czasie wypaliłam kolejną salwę bąków, no i się kurwa zdziwiłam, bo wietrzyk zamiast przelecieć po sali i wywietrzyć ją w trymiga to wepchnął smroda głębiej do sali. Aż się Arek siedzący na drugim końcu stołu skwasił. Ty wiesz co on powiedział? - zainteresowała Dawida jeszcze bardziej - zamknijcie to okno! Bo coś strasznie śmierdzi z dworu.
No ja myślałam, że zawału dostanę, więc wstałam i wyszłam do toalety, no bo bym się tam zesrała wzięła w końcu.
-No ale wycisnęłaś kloca? - zapytał bez żenady Dawid.
-No. Wycisnęłam, ale musiałam się kurna zaprzeć rękami o ścianę i nogami na drzwiach, żeby mnie implozja nie zassała do kibla - wyjaśniła Hanka - ja nie miałam takiego parcia nawet jak chłopaków rodziłam. Biedne te lachony co poszły po mnie do klopa. Mam nadzieję, że wentylacje mamy sprawną - skwitowała i napiła się kawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz