23 listopada 2011

79. Siedemdziesiąty dziewiąty. Zmiękczanie biurwy 2. Zakupy.

Poranek w biurze zapowiadał się całkiem spokojnie. Był piątek, ludzie zdezelowani już kompletnie po całym trudnym tygodniu pracy, wypiciu całego tankowca kawy i zjedzeniu piekarni ciastek śniadaniowych mieli dość i biura, i pracy, i patrzenia na siebie wzajemnie. To był trudny tydzień.
Dawid rozsiadł się wygodnie w porannym fotelu, nazywał go tak bo po całej nocy był chłodny i wygodny, otworzył laptopa i spostrzegł liścik na biurku:
"Grill jutro o 17:00 u mnie. Pomożecie mi w zakupach chłopaki" podpisano Hanka.

-Po pierwsze: Dzień dobry, po drugie, dlaczego jutro i po trzecie jak to? - Dawid wypalił do słuchawki zanim Hanka zdążyła pomyśleć, kto właściwie zakłóca jej poranne picie kawy i gapienie się w nowy numer poczytnej gazety.
-Y, bo są moje urodziny, dzień dobry, heloł i generalnie nie stresuj się. Dzwoń do męża i umawiaj nas na jutro - Hanka sprytnie wybrnęła z tematu - Chciałam też zauważyć, że Twoja wspólniczka jest zaproszona więc wiesz.
-Ta tutaj niemuzykalna, która spóźnia się do pracy?
-Właśnie ta - zakończyła Hanka i odłożyła słuchawkę.

Zakupy z Hanką w kwestii spożywki powinny odbywać się zawsze w towarzystwie i najlepiej w jakimś sklepie typu Makro lub Selgros, gdyż ostatnie zakupy z nią w sklepie spożywczym skończyły się dla mnie koszmarnym bólem nóg i pleców, a dla niezainteresowanych klientów staniem w kolejce przez ok 4 godziny. W tym czasie kasjerka obsługująca nas miała minę jakby jej się sam Jezus objawił tylko dlatego, że spostrzegła tony artykułów, które musiała nabić na kasę
Tym razem jednak szefowa Dawida ograniczyła się do zakupu na własną rękę napojów alkoholowych i mniej alkoholowych. A ograniczenie postanowiła zrealizować w najmniej odpowiednim do tego sklepie, gdzie kolejki tworzą się kilometrowe.

Czekaliśmy z Dawidem na Hankę pod drzwiami centrum handlowego, przestając z nogi na nogę i ocierając pot z czół. Słońce nie świeciło jakoś specjalnie mocno, ale nie ruszało się kompletnie nic, co normalnie rusza się pod wpływem choćby lekkiego wiatru. Gdyby nie wiatry ludzi przechodzących wzdłuż pasażu chodnika, przysiągłbym, że kosmos wessał całą atmosferę z Ziemi. Powietrze było gęste i nieruchome jak budyń a do tego przepełnione wonią potu, pierdami i bekaniem. Cała ludzka esencja namiętnych zapachów i feromonów.
Jej auto podjechało z lekkim piskiem na parking tuż przy nas, gdzie akurat udało się Hance znaleźć wolne miejsce.
-Jesu! Kobieto jesteś nareszcie! - wysapał Dawid na widok wysiadającej z klimatyzowanego BMW Hanki - My się tu topimy a Ty sobie jeździsz klimatyzowaną bryką! - ucałował Hankę w policzek po czym oddał ją mnie, bym i ja mógł się przywitać.
Miała zimną jak ryba skórę pokrytą lekką warstwą balsamu kokosowego i czymś w rodzaju szronu.
-Cześć Kochanie - wysapałem - ale jesteś oziębła - zażartowałem
-No jak na sukę rasową przystało, ale wierzcie mi kurwa zmarzłam w samochodzie a tu wysiadam i tak gęsto, że nie ma czym oddychać. Chodźcie - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę sklepu - Mam dwie listy - wsadziła rękę do kieszeni swoich krótkich, przewiewnych spodenek lnianych które mimo wszystko opinały się na jej pośladkach jak lateks na skórze dominy. Na cycki naciągnęła coś w rodzaju szerokiego stanika-koszulki. W każdym razie ledwo to to utrzymywało jej wielkie piersi w ryzach nie pozwalając im wyskoczyć na zewnątrz.
Widok kobiety z takimi balonami w towarzystwie dwóch spoconych samców z trzydniowym zarostem i opalenizną rodem z Rodos musiał wzbudzać zainteresowanie przechodniów. Co rusz ktoś na nas zerkał, uśmiechał się lub gapił bezczelnie na hankowe cycki.
Hanka podała Dawidowi kartkę, na której skrupulatnie wypisane były gatunki wina i piwa oraz podane ilości.
Wzięliśmy z Dawidem dwa koszyki; jeden na wino, drugi na piwo i ruszyliśmy na stoisko z alkoholem. Hanka w tym czasie podreptała do alkoholi ciężkich i co chwila wrzucała do koszyka coraz to nowszą butelkę trunku. Skakała po półkach jak małpa tylko po to by dosięgnąć upragnioną butelkę z procentami.

-No to kurwa pięknie, postoimy w tej kolejce - wyjęczał Dawid widząc, że przed nami przy kasie stoi co najmniej kilkanaście osób, a o innej wolnej kasie można było pomarzyć.
-Ty, Hanka a co z jedzeniem? Bo kupiliśmy tylko alkohol - zapytałem.
-No chyba nie sądzisz Misiu, że stałam przy garach i gotowałam dla 20 osób - popatrzyła na mnie pobłażliwie - jak myślisz?
-Myślę, że jak zwykle zamówiłaś catering - stwierdziłem odważnie - a chłopaków wysłałaś do babci.
-Gdybym Cię nie znała pomyślałabym, że mnie szpiegujesz. A swoją drogą jesteśmy tu dziś, bo gorzelnia nie chciała mi sprzedać alkoholu w cenie hurtowej bez akcyzy - wyjaśniła nagle.
-Chcesz powiedzieć, że byłaś w gorzelni? - zdziwił się Dawid.
-Tak, ale mówię Wam, co za debile. Ja tam chciałam ze sto litrów wziąć a oni do mnie z akcyzą no...
Taśma kasy przejechała do przodu zwalniając nam miejsce na rozładowanie baterii alkoholowej, która zalegała w naszych trzech koszykach. Kasjerka popatrzyła na naszą trójkę ze zdziwieniem i zaczęła nabijać powoli trunki, które Hanka w ekwilibrystycznych pozach zdobywała skacząc między regałami.
-Zaopatrujecie państwo AA czy jakiś przytułek dla pijaczków? - wyszeptała pod nosem młoda, gruba dziewczyna na kasie.
-Nie, to na imprezę. Duże potrzeby odstresowania - wyjaśniła z uśmiechem Hanka.
Młoda już nic nie mówiła. Rezolutnie i dokładnie skanowała każdą butelkę twardego alkoholu i wkładała na powrót do koszyka Hanki.
-Liczyć to razem? - zorientowała się młoda grubcia.
-Tak.
Taśma przesuwała się w ślimaczym tempie, a jak tylko zwalniało się miejsce na jej końcu Dawid dostawiał kolejne butelki wina. Z daleka wyglądało to jakby na taśmie rozłożyła się tęcza. Wina białe, różowe, czerwone. Butelki zielone, przeźroczyste, białe, niebieskie, brązowe, czerwone... feria barw i kolorów. Ludzie patrzyli na nas dziwnie. Powietrze w sklepie lekko falowało od wentylatorów, które co jakiś czas skrzypiały, jakby zmęczone mieleniem ciężkiego, gorącego powietrza wydawały z siebie ostatnie tchnienie.

-Czy coś jeszcze? - młoda widocznie zdyszana nabijaniem na kasę i podnoszeniem każdej z tysiąca butelek do skanera wydyszała do Hanki.
-Nie, to wszystko.
-Uff czuję się jakbym spędziła dwie godziny na siłowni - uśmiechnęła się i podała Hance należność z kasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz