-Haniu to co, widzimy się u Ciebie za około godzinę - głos w słuchawce brzmiał jeszcze chwilę.
-Dobrze mamo, czekam na Ciebie, a teraz dzwonię do Marty, bo też ma przyjechać, ale nie wiem o której.
-No to pa córeczko!
-Pa!
Odłożyła telefon na stół i podreptała do pokoju Michała.
-Słuchaj, jedziesz z nami na cmentarz czy wolisz popilnować braci? - zapytała.
-Mamoooo muszę?
-No dałam ci wybór młody człowieku.
-A Konrad?
-A nie możesz choć jeden dzień się z nim nie widzieć? Jak kocha to zrozumie - uśmiechnęła się do syna.
-Kochać kocha, ale nie wiem czy zrozumie. A czy nie mógłby przyjechać do mnie, to razem byśmy popilnowali Sylwka - wypalił do matki.
-Już ja wiem jak by wyglądało to wasze pilnowanie. Antek siedział by z głową w szafce ze słodyczami a Sylwek hipnotyzowałby się durnymi kreskówkami lub grą komputerową. A wy, a wy znów figo fago. Że tez musiałeś odziedziczyć chuć po ojcu. Eh - westchnęła - dobra, wiesz co zabiorę chłopaków, a ty dzwoń do Konrada.
-Dzięki! Jesteś najukochańsza pod słońcem - zerwał się na równe nogi i pocałował ją w policzek.
-Wiem, w końcu jestem TWOJĄ matką - zamknęła drzwi.
Przeszła do pokoju Sylwka, w którym aktualnie przebywał też Antek - grali w jakąś piracką grę kłócąc się co chwila o to kto ma pierwszeństwo ruchu.
-Chłopaki ubierać się! Ale to już, jedziemy na cmentarz z babcią i ciocią Martą - zaordynowała.
-Jej! A będę mógł się pobawić woskiem? - zapytał Antek.
-Jasne - zgodziła się Hanka - jak chcesz to zrobię z Ciebie żywą figurę woskową - zażartowała i wyciągnęła Sylwkowi z szafy granatowy sweter w białe romby - masz dziecko, załóż to na siebie, bo jest chłodno, a ty zmień spodnie - zwróciła się do Antka, popatrzyła jeszcze chwilę - albo wiesz co, nie, nie zmieniaj.
-Dlaczego?
-A chcesz się bawić woskiem?
-A czy ja też mogę? - zapytał Sylwek?
-Tak, jasne może obaj w ogóle stańcie w płomieniach. Będziemy na cmentarzu, więc generalnie pół problemu mniej. Zakopię wasze zwęglone zwłoki gdzieś pod sosną koło dziadka grobu i po kłopocie - zażartowała znowu i ruszyła dzwonić do Marty.
-Dobra będę za pół godziny. Mam zgarnąć mamę po drodze?
-A zdążysz? Ona ma być u mnie za godzinę.
-To ją zgarnę, bo na pewno kupiła zniczy jak w zeszłym roku. Pamiętasz?
-Taaa.
Jak tylko za Konradem zamknęły się drzwi od Michała pokoju, do drzwi znów ktoś zadzwonił. Po chwili w korytarzu pojawiła się Marta z dwoma reklamówkami obijających się o siebie zniczy, a tuż za nią szła Bożena równie obładowana.
-A po cholerę wy to taszczycie do mnie? - Hanka zaskoczona patrzyła na siostrę i matkę.
-Pojedziemy Twoim samochodem, bo się inaczej nie zmieścimy - wyjaśniła Marta.
-No dobra. zabieramy chłopaków, bo Michał siedzi w domu z Konradem.
-O no to świetnie, w końcu młodzi pobędą sobie sami a my zajmiemy się chwilę gnojami - ucieszyła się Bożena i zamknęła za sobą drzwi. Rzuciła na podłogę korytarzy tobołki pełne kwiatów i zniczy po czym skierowała się szybko do pokoju Michała.
-Cześć chłopaki! Nie przeszkadzam? - zapytała nie pukając wcześniej. Młodzi odskoczyli od siebie jak poparzeni.
-Yyyy cześć babciu - zmieszany Michał podniósł się z łóżka.
-Dzień dobry pani - jeszcze bardziej zmieszany Konrad przywitał się.
-Oj przestańcie się już czerwienić. Chodź daj pyska, bo dawno Cię nie widziałam - zwróciła się do Michała. Młody podszedł do niej i ucałował w policzek kiedy ta szepnęła mu na ucho:
-Pamiętaj, żeby nie być zbyt łatwym. A tu masz - ukradkiem wyciągnęła do Michała rękę z zawiniątkiem,w którym znajdowała się złożona jak origami stówa - wyjdźcie gdzieś do kina albo teatru, nie ma co się kisić w chacie - uśmiechnęła się i wcisnęła młodemu origami do ręki.
-Ale nie trzeba.. - zmieszał się Michał.
-Bierz gnoju jak babcia daje.
-Ok - uśmiechnął się - dziękuję.
Bożena skinęła głową do Konrada na znak pożegnania i zamknęła drzwi.
-Fajną masz babcię, i mamę, i w ogóle fajną masz rodzinę - Konrad nieco zaskoczony sytuacją wyszeptał do Michała.
-Ta, no cóż nie wybierałem sobie. Idziemy do kina później?
-Z Tobą zawsze - uśmiechnął się i przytulił Michała.
-Mamo! Zamierzasz postawić znicz na każdym grobie na cmentarzu? - Hanka patrząc na zaopatrzenie w znicze, jakie Bożena przytargała wraz z Martą, zapytała matkę.
-Nie, dlaczego?
-No zobacz, no - zwróciła się do Marty - ona jest nieprzytomna! Nakupowałaś zniczy jak na dwa cmentarze - zwróciła się do matki.
-Oj tam, przynajmniej będzie ładnie oświetlony - machnęła ręką Bożena.
-Tia, jeśli po odpaleniu wszystkich na raz nie będzie naszego grobu widać z kosmosu, to zapewne posłuży marynarzom lub pilotom za punkt nawigacyjny. Co to kurwa ma być? Światełko do nieba czy co? - podniosła reklamówkę ze szklanymi zniczami w kolorach tęczy i przewróciła oczami na znak niedowierzania.
-Kochana, zmarłym trzeba oświetlać drogę w zaświatach - wyjaśniła matka.
-Taką ilością rozświetlisz drogę nawet ślepemu - zaśmiała się Hanka i spojrzała na siostrę, która purpurowa ze śmiechu trzęsła się kuchni.
-Się tam nie chichraj stara tylko bierz gnoje za bety i do samochodu - zarządziła Hanka i wcisnęła na nogi czerwone szpilki na grubym obcasie.
Pogoda tego dnia była typowo jesienna, mokre powietrze muskało policzki powodując, że stawały się czerwone od chłodu w kilka sekund. Niebo spowite było grubą warstwą szarych chmur a wiatr lekko strącał ostatnie liście z drzew, które nie wiadomo dlaczego, w takie dni jak ten, wydawały się straszyć swoją golizną.
-Jedziemy najpierw do ciotki? - upewniła się Hanka siedząca za kierownicą swojego BMW wciśnięta w czerwony welurowy płaszcz z wielkim kapturem. Wyglądała jak dorosła wersja czerwonego kapturka, albo jak czerwony kapturek z ciężkich pornosów.
-No chyba najlepiej będzie - Bożena po chwili zastanowienia się odpowiedziała niepewnie - bo do ojca pojedziemy na sam koniec.
-No dobra.
Wysiadły wszystkie prawie jednocześnie jak trzy damy. Czerwony, niebieski i biały. Ich płaszcze z daleka wyglądały jak poszarpana flaga Francji na tle ponurego nieba. Tuż za białym płaszczem kręciły się dwa dzieciaki - Sylwek i Antek.
-Daj poniosę coś - wyrwała Marcie reklamówkę z ręki - Boże Bożena coś ty nakupowała - Hanka wciąż nie mgła wyjść z podziwu dla zaradności matki.
-Patrzcie ile ludzi - Marta skinęła głową w stronę bramy cmentarnej.
Cmentarz był ogromny, przynajmniej takie sprawiał wrażenie na Hance i Marcie, kiedy były smarkulami w wieku Sylwka. Później już nigdy się nie zastanawiały nad jego gabarytami i pojemnością dla pomieszczenia trupów. Zawsze kiedy na niego przychodziły intuicyjnie obierały azymut i gnały co sił w nogach ścigając się, która dotrze na grób pierwsza. Siadały na ławeczce cudem wciśniętą przy pomniku grobu ciotki i gadały, gapiły się na znicze, na ludzi i na chłopaków, których co rusz oceniały. Zastanawiały się też dlaczego groby na tym cmentarzu są poustawiane tak gęsto.
Ścieżki między pomnikami wyglądały jak miniautostrady wydeptane przez malutkie nóżki krasnoludków, które w mniemaniu dziewczynek musiały mieszkać gdzieś niedaleko, skoro łażą po cmentarzu wydeptując ścieżki między grobami.
W rzeczywistości doskonale wiedziały, że same wielokrotnie przyczyniły się do powstania wąskich pasm przecinających cmentarz we wszystkie strony, kiedy stawiały noga przed nogą idąc gęsiego, tak samo jak każdy inny odwiedzający to miejsce.
-Kuźwa! - wysapała Bożena - jestem na tym cmentarzu kilka razy w roku. Przez te ścieżki powinnam chodzić jak modelka, kurwa, a ja sobie zaraz nogi tu połamię - chwiała się z prawa na lewo trzymając uniesione do góry dwie siaty ze zniczami, aby przypadkiem nie uderzyć nimi o któryś z mijanych przez siebie pomników.
-Mamo, my wszystkie powinnyśmy chodzić tu jak modelki - zaśmiała się Marta.
Dotarły w końcu do upragnionego pomnika, gdzie faktycznie cudem wciśnięta między groby ławka, zajęta była właśnie przez syna i synową ciotki, która wąchała kwiatki od spodu. Tuż obok stał wdowiec i jego nowy nabytek żeński pod postacią pomarszczonej Blondyny z włosami, które fryzurą zatrzymały się w latach sześćdziesiątych. Miała na sobie wypłowiały brązowy płaszcz i zielone pantofle z poprzedniej epoki.
-Dzień dobry - Hanka przywitała się z wujostwem - cześć Tomek, cześć Aniu - zwróciła się do kuzyna i jego żony - siema stara - podała rękę Blondynie, do której nie kryła niechęci.
-O! Świetnie, że jesteście - Tomek ucieszył się na widok znajomych twarzy, najwidoczniej znudzony już mocno towarzystwem swojej macochy i "nicniemowiącego" ojca - przejmiecie wartę - wyjaśnił.
-Wartę? - zaskoczona Hanka parsknęła głośno - a co Ciotka wychodzi z grobu i trzeba ją przypilnować, żeby nie ruszała się z miejsca? - zażartowała sobie.
-Tak, w razie gdyby wystawiała swoją nadgnitą głowę walnij ją łopatą - podchwycił żart Tomek ku niezadowoleniu Blondyny.
-Nie mów tak o swojej matce Tomciu - obruszyła się.
-Przestań, na żartach się nie znasz? - Henryk strofował Blondynę.
-Pozwólcie, że postawię cioci jakieś znicze - Marta wyciągnęła zza pleców torbę ze szklanymi świecidłami i zaczęła przeglądać zapasy - może być niebieski? Może.
Zapaliła znicz i postawiła na pomniku.
-Martusia, przesuń go bardziej w lewo, na tą podstawkę, żeby się pomnik nie zachlapał, no i będzie symetrycznie - poleciła Blondyna.
-Yyy, a jak ma się niby zachlapać jak świeczka jest w szkle? - zdziwiona zapytała.
-No wiesz, jak wiatr zawieje to się wosk wyleje. Ale przesuń go chociaż, żeby było symetrycznie.
-Przepraszam a czy ja tu mozaikę ze zniczy uskuteczniam czy przyszłam poświecić ciotce w drodze w zaświatach?
Blondyna zamknęła się na dobre.
Tomek z Anką pożegnali się z ojcem i dziewczynami, potarmosili chłopców po włosach i poszli dalej krokiem modelek w głąb cmentarza.
Antek z Sylwkiem przelewali nad pomnikiem wosk ze zniczy chlapiąc nim na granitową płytę ku niezadowoleniu Henryka i Blondyny, którzy w końcu nie chcąc wywoływać wojny rodzinnej usunęli się z cmentarza pożegnawszy się czule.
-Mamo, mamo, zobacz zrobiłem młotek do plasteliny - Sylwek piskliwym głosem zwrócił na siebie uwagę Hanki, która pobladła momentalnie patrząc na dzieło swojego syna.
Siedział tyłkiem na granitowej płycie grobu trzymając w rękach woskową podobiznę siusiaka, a właściwie kutasa w zwodzie.
-Matko moja i wszyscy święci - zawyła Hanka patrząc z przerażeniem na Bożenę i Martę - dziecko dorgie oszaleję zaraz przez Ciebie!
-Oj no przestań! - Bożena ją uspokajała - Niech się bawi, w końcu to tylko siusiak.
-Mamo, na cmentarzu?
-Lepiej, że na cmentarzu a nie w kościele - zachichotała Marta.
-Sylwek, ulep coś innego proszę a nie takie brzydkie rzeczy tak?
-No dobrze, a może być psia kupa?
Wszystkie na raz parsknęły śmiechem.
-Gupku! Odlej sobie pięść z wosku - polecił bratu Antek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz