-Gdzie one kurwa są. Ja pierdolę, nie wytrzymam. Oszaleje zaraz na piździcę albo dostanę jebolca pipy - gorączkowała się po cichu Hanka siedząc z głową w szafce pod zlewem kuchennym. Szurała czymś.
-Mamo co robisz? - Sylwek zaciekawiony stał i patrzył na kuper matki wystający zza otwartych drzwiczek szafki.
Jeb! Impet z jakim przyfasoliła od spodu w zlew kuchenny przewrócił w nim stojące szklanki po kolacji z chłopakami i narobił łomotu jakby się miała zaraz żenić. Wystraszyła się.
-Nic dziecko, szukam - wyjaśniła krótko z łomoczącym sercem w piersi - dlaczego ty jeszcze nie śpisz? Znów garderobiany potwór wylazł z szafy czy siusiu? - dopytywała z głębi podzlewowej syna, który dygocąc nieco z zimna, stał boso w samej pidżamie na kuchennej marmurowej podłodze.
-Nieee - wyjaśnił leniwie - szuranie mnie zbudziło. Myślałem, że to myszy.
-Szuranie? - Hanka wychyliła głowę zza drzwiczek - Aaaa! Ojej! Obudziłam Cię?
-No.
-Dlaczego ty nie masz kapci na nogach? Do łóżka marsz! - zaordynowała i wskazała palcem kierunek w którym powinien się udać Sylwek.
-A co ty tam szukasz w tym koszu?
-Nic. Zgubiłam coś.
-A nie możesz tego poszukać rano? Nie znam się na zegarku jeszcze ale jest chyba już bardzo późno wiesz? - oświecił matkę i uśmiechnął się.
-Ta? Co ty nie powiesz gnojku. Do łóżka marsz! - załapała syna za ramię i zaprowadziła do pokoju - Jest po drugiej a ty jutro idziesz do przedszkola - wyjaśniał zakrywając go kołdrą i całując w czoło.
Wróciła do kuchni.
W rozgrzebanym po brzegi kuble na śmieci dostrzegła skrawek swojego celu poszukiwań. I oto nastała wiekuista światłość, rozpromieniły się wszelkie myśli Hanki i głosy anielskie zabrzmiały na całą kuchnię, a przynajmniej w Hanki głowie, bo oto dostrzegła w kuble pudełko fajek. Pudełko, które jeszcze dwa dni wcześniej cisnęła z impetem do kosza, czyniąc tym samym mocne postanowienie poprawy, zrzekłszy się brzemienia palaczki.
Stała teraz i patrzyła w śmietnik jak w studnię marzeń lub obraz objawienia. Gęba się jej rozjechała w uśmiechu i nie czekając ani chwili dłużej dopadła do kubła jak wygłodniała żulerka z ulicy.
-Jestem uratowana - syknęła pod nosem łapczywie wydobywając z kosza pudełko fajek - Oj kurwa. Pogniecione - zmartwiła się - ale może fajki nie ucierpiały - promień nadziei rozświetlił jej lica.
-Kurwa! - syknęła - jednak zgniecione - wyciągnęła zwłoki dwóch papierosów z pudełka.
Jeden pęknięty był wzdłuż na skutek miażdżącej siły hankowej dłoni, a od drugiego odpadł filtr zabierając ze sobą spory kawałek bibułki utrzymującej tytoń w miejscu. Więcej fajek nie było.
-Nic to, alleluja, nie takie się paliło w szkole. Zaraz was zreanimuję - wypaliła żartobliwie do papierosów, które delikatnie położyła na kuchennym stole.
-Choć cholera bez filtra to jak Popularne albo Radomskie. Matko stare niedobre czasy - skrzywiła się na samą myśl palenia fajek bez filtra. - Dobra, trudno - zaryzykowała - jak nie zajaram to nie zasnę.
Próbowała przez chwilę wcisnąć nieco więcej tytoniu z jednej fajki do drugiej czyniąc tym samym coś w rodzaju składaka papierosowego, ale niestety obie fajki wyzionęły w jednej chwili ducha rozpadając się całkowicie. Tytoń rozsypał się po stole.
-Fak! - zaklęła - no i co ja teraz zrobię - zamyśliła się i wysunęła szufladę, w której zwykle chowała swoje kuchenne szpargały z zeszytem z przepisami włącznie.
Wyrwała z niego jedną kartkę i usypała na niej pospiesznie ścieżkę z zebranego ze stołu tytoniu.
-Będzie jak w szkole ale trudno.
Oderwała nadmiar papieru i skręciła szluga jak zawodowiec oblizując końcówkę papieru by się jakoś skleiła z resztą papieru. Zakręciła końce jak cukierek i odpaliła zapalniczkę, którą podłożywszy pod koniec szluga roznieciła mały płomień na końcu zawiniątka.
Zwęglający się papier wysłał w powietrze dymek o zapachu spalenizny a żarzące się kawałki tytoniu zaczynały pachnieć papierosem.
-Mmmm - zaciągnęła się i po chwili głośno zakaszlała - Maaaaatko jaka ohyda - skrzywiła się odstawiając fajkę od ust - smakuje jak bym słomę paliła. Z czego się teraz kurwa papier robi? - zamyśliła się patrząc badawczo na kawałek papieru.
-Dobra. Kobieto, kij z tym. Walić to. Mniam mniam blee - uśmiechnęła się i znów pociągnęła dymka - zjaram do połowy a jutro kupię kolejną paczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz