-Na co ona mnie znów namówiła. Kurwa, będę cały wieczór grzebać
w piachu. Co to ja grabarz jestem, czy jakaś grabarzowa? Cholera nawet nie wiem
jak się nazywa po polsku żona grabarza. Choć to oni taki zawód mają, że
kij ich wie, może to flaszka a może łopata. Czy teraz przypadkiem grobów nie
kopie się jaką minikoparką rodem z firmy CAT albo jakiejś Husquarny? Zresztą
nie wiem. Ostatni raz grzebałam w piachu jak mi chomik zdechł. Byłam wtedy
dziewczynką. Mniejszą niż wtedy kiedy nawalałam chłopaków. Cholera, zabiłam
tego chomika. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się to absurdalne, że można
zabić chomika hulahop. Serio, dzisiaj pomyślałabym, że to jakieś brednie, a ja
przecież zaciukałam zwierza. Ale to kurde przypadek był, że na niego akurat
spadło. Dostał w łeb i zasnął na wieki. Musiałam go pogrzebać, a że łopatki
swojej nie miałam to mi matka z balkonu naszego domku łyżkę do zupy rzuciła.
Pamiętam, że miałam ziemię pod pazurami później przez kilka dni. Doszorować
mnie matka nie mogła a chłopacy w szkole śmiali się, że jestem biedna i wyrywam
korzenie, żeby jeść. Matko! Jakie to popierdolone czasy były. Miałam strupy na
kolanach, bo później mnie mój świętej pamięci ojciec na rowerze chciał nauczyć
jeździć. A że chomika już nie miałam to ojciec i rower jakiś mi tam wynalazł.
Taka kurwa drezyna, że wstyd na niego było wsiadać, a kolana przy nauce
równowagi pozdzierałam jakbym co najmniej roczną pokutę na grochu odklęczała
u proboszcza na parafii. No właśnie ten nasz proboszcz kurde jakiś w
dodatku dziwny był. Klepał dzieci po głowie. Zawsze musiał mi swoje grube
paluchy położyć na świeżo umytych włosach, które matka pieczołowicie w pocie
czoła niedzielnym porankiem, grzebieniem mi czesała wyrywając kołtuny
straszliwe. Miałam kurwa taki hełmofon na czaszce, że na wojnę mogłam bez hełmu
iść albo się z bykami na rogi brać. Kurwa, brylantyna była w modzie. No a teraz
modne są te jak im tam, no iwenty i dżamprezy. Boże ja taka nie na czasie
jestem przez to siedzenie w biurze całymi dniami. Jeszcze teraz taka pora, że
wstaję rano i kurwa noc, wracam z pracy i znów kurwa noc, no normalnie nie wiem
kiedy słońce zdąża przelecieć ten nieboskłon. Nawet nie mam ochoty, żeby mnie
Karol przelatywał, bo taka styrana jestem wieczorem, że jak już wpadnę do domu
i wyściskam się z Sylwkiem i pogonię Antka do lekcji to już mi sił nie
starcza na wyganianie Konrada do domu, nie mówiąc o figlach z Karolem. No
i później rano mijam się w korytarzu z Konradem jak wychodzi z łazienki z
porannym, młodzieńczym wzwodem i biegnie do łóżka Michała, a ten chrapie jak
jego ojciec. Ja nie wiem jak Konrad to wytrzymuje, ale ja bym mu gębę
zakneblowała skarpetami. No, ale co ja mogę. No i jak już legnę taka
zjebana po całym dniu koło Karola w łóżku, to on już wie, że ja zmęczona
jestem i właściwie fajnie było by się pobzykać, ale leżała bym jak gumowa lalka
z rozdziawioną gębą do laski, rękami zgiętymi w pół z zaciśniętymi na
niewidzialnym kutasie rękami i nogami rozłożonymi na za dziesięć druga jak
ręce na kierownicy na nauce jazdy. No jaki pożytek z takiej lali. A ja to
lubię się porządnie zabawić i czerpać z tego przyjemność po maksie. No właśnie
kurde a przyjemnie mi się tak leży też koło Karola i jak wącham jego lekko
spocone pachy wtulona w jego ramię. Kurde zawsze mam wtedy mokro, no taki
samiec to na mnie działa. I czasem się zastanawiam, że on w ogóle chce być ze
mną, że ja ostatnio taka nijaka i niedostępna jestem jak abonentka poza
zasięgiem. Kurcze a w dodatku Marta, no pipa dzwoni do mnie ostatnio z propozycją,
żebym poszła na jakiś zen. A ja w ogóle nie czaję o co jej chodzi. Pomyślałam,
że to może jakiś nowy sport albo coś, a ona do mnie, że to sztuka
relaksacji i takie tam pierdy, że mi się przyda, że się rozluźnię -
nie wiem jak można bardziej, jak i tak po porodzie trzech kloców wagi cztery
sto cud, że moja cipka się jeszcze zaciska - no to jak można być luźniejszą?
Chyba, że mówiła o odprężeniu, to ja nie wiem, jakoś się chyba skupić bym
nie mogła. No ale ona, że tam mantra jest, masaże, jakaś muzyka,
malowanie i takie tam pierdy. Zadzwoniła do mnie, że przyjdzie i
przyniesie mi jakiś kupon na darmową trzy godzinną sesję i żebym sobie
zarezerwowała sobotę, to pójdziemy razem. No to zarezerwowałam i poszłyśmy. Ja
jebię, laska od wejścia do mnie z tacą ciastek wyskoczyła, no to ja bach
dwa i jeszcze dwa do torebki, a ta się tylko uśmiechnęła. Ja to ciastko
jedno do pyska ładuję a tam kurde papier w środku. No ja rozumiem, ale kurde
nie sądziłam, że w Japonii jedzą ciasto z papierem. Dopiero później mi moja
oświecona siostra powiedziała, że tam była wróżba. No se myślę - spryciarze z
tych kitajców - oszczędzają na wróżkach. Przynajmniej nie siedzi Ci taka przed
twarzą i nie smędzi głupot, że coś jej się tam w kuli ukazało, a później
że to tylko fragment jej szminki, którą niechcący wypluła w czasie mowy
soczystej wprost na szklaną kulę. No ale poszłyśmy. Ja to w ogóle nie tutejsza
jestem jeśli chodzi o kulturę inszą, niż europejska, bo w Azji nigdy nie
byłam a i nie interesowało mnie zbytnio co tam się dzieje. No ale laska
w szlafroku zapiętym po kokardkę zaprowadziła nas do oddzielnych pokoi obok
siebie i kazała się rozebrać i przebrać w podobne szlafroki co ona.
Jeeeezusiu kochany, nigdy nie sądziłam, że zawinięcie prześcieradła wokół
siebie będzie graniczyło dla mnie ze sztuką cyrkową. Ile ja się kurwa
nawywijałam i namachałam łapami, żeby w ten materiał zawinąć. No ale się udało.
Stałam jak ta pinda i czekałam. Laska w szlafroku jak mnie zobaczyła to
zaczęła chichrać, że źle, że potrzebuję rąk do grabienia i malowania, a
poza tym, nie mam jak usiąść, bo mnie materiał ogranicza. No kurde, owinęłam
się jak larwa i stałam w tym kokonie czekając na rozkazy a tu masz ci los no.
Ale pomogła mi się wykutać z tego zawiniątka i w końcu klapnęłam o własnych
siłach na poduszce położonej na samym środku maluteńkiego pokoiku. Serio,
człowiek z klaustrofobią to by se tam włosy w dredy przerobił z przerażenia
albo pozbawił się wziął oczu, żeby nie widzieć. No, ale laska coś tam
poklikała i nagle rozległa się muzyczka. A właściwie szum, jakby ktoś trawę
szlauchem podlewał - tak mi się od razu skojarzyło, no i niechybnie mój sąsiad
od razu mi przed oczami stanął jak podlewa swój zielony trawniczek, na który
jego pies oddaje tony bobków. No a ten, żeby choć przystojny był, a to kurde
takie sadło spasione, wylezie to to na tą zieleninę w samych szortach z lat
pięćdziesiątych i świeci golizną i swoimi chudymi nogami, które ledwo utrzymują
jego wielki brzuch. Kurde postrach ulicy normalnie, a do tego granatowe
skarpetki podciągnięte pod kolana i klapki Kubota. No bajka dla chcących pozbyć
się chcicy na seks. No ale muzyczka, to znaczy ten szum niesie się a ja zamykam
oczy i odpływa, a lachon do mnie, że nie nie, nie zasypiamy i wręcza mi
drewniane kurde grabie. Se myślę - kurwa co jest? Mam się pobawić w
ogrodniczkę? No a ona, że tu jest piasek i żebym wsłuchując się w
dźwięki, rytmicznie rysowała grabkami wzory na piasku, a na każdym
zakręcie jaki zrobię, żebym kładła czarny lub biały kamień. No to patrzę, a
obok sterta kamieni - przygotowana na wypadek chęci ukamienowania mnie w razie,
gdybym nie wykonała polecenia i zasnęła od tego szumu. Myślę - no dobra laska,
zrobię jak zechcesz. Że to niby odpręża i uspokaja. Siedziałam jak ten
jełop i szurałam grabiami po piachu, a myśli same mi się do łba cisnęły jak
oszalałe. Że zaraz zasnę, więc musiałam się skupić na "niezaśnięciu",
jak już się skupiłam na samym grabieniu, to nagle mi w brzuchu z głodu zaczęło
burczeć, bo śniadania oczywiście mi moja kochana siostra nie pozwoliła zjeść,
bo na ZEeeeN trzeba być oczyszczonym. Sraty taty, kloca bym postawiła i po
sprawie. No ale żołądek się odezwał to mnie rozpraszał swoim buczeniem. No ale
chwilę później zgrał się w jedno z tym szumem z głośników, więc było luzacko.
Jebnęłam biały kamień na rogu w zakolu wzorku na piasku i grabiłam dalej, ale
oczywiście nie, nie mogłam siedzieć spokojnie, bo mi ten kamień nagle
niesymetrycznie wyglądał i się nie komponował, no więc nie wiedziałam, czy mogę
go usunąć. A jak przyjdzie ten Lachon i mnie zaciuka innym kamieniem ze sterty
za to, że odważyłam się zabrać kamień z piasku po tym jak go tam cisnęłam? No i
rozkminka nad tym jak by to wyglądało gdyby mi łeb albo twarz przemodelowała
otoczakiem. Ale ostatecznie doszłam do wniosku, że dla świętego spokoju
lachona, zostawię ten przybytek natury w miejscu, gdzie legł za moją
sprawczą mocą. Nagle szum zmienił się w pluskanie, no to mi do głowy wakacje
z Dawidem i Martą się przypomniały, to zaczęłam się chichrać jak powalona.
Na co kurde nagle łomot w ścianę - Ciszej tam! - no to się kurwa odprężę jak mi
tu nawet na śmiech nie pozwalają. Patrzę na tą ścianę a ona z drewna i
papieru. Jeszcze chwila i sąsiad zza ściany zrobiłby dziurę no i po intymności
wspomnienie. A pluskanie coraz silniejsze w głośnikach, jakby deszcz albo
wodospad. Siedzę, drobię ten piach, rzucam kamieniami, szum mi szumi w uszach a
w nerkach rewolucja. Jak bym się nie skontrolowała, to zlałabym się pod
siebie albo do tego piachu jak Pusia w multimedialny żwirek, ale nie
siedziałam twardo. Trwało to może kilka minut, ale nie wytrzymałam - Kurwa!
Zaraz się zleje przez ten szum wody, jak można się przy tym skupić -
wywrzeszczałam i opuściłam pokój. Lachon popatrzyła na mnie. Zrobiłam się
purpurowa ze złości i nawrzeszczałam na siostrę, że mi jakieś chińskie terapie
wciska, kiedy ja potrzebuję spokoju ducha. No i właśnie tak wylądowałam u pana,
panie doktorze. A miało być tak cudownie.
-Pani Hanno czy chciałaby pani dodać do tej opowieści coś
jeszcze? - szpakowaty doktor w wieku około pięćdziesiątki popatrzył na Hankę
znad okularów pytająco.
-Nie. Chyba nie.
-Tak więc zaczniemy od tego, że ma pani okresowy zespół napięcia
emocjonalnego wywołany stresem w pracy - wypalił wstępną diagnozą.
-A po ludzku? - niecierpliwiła się Hanka, patrząc na psychologa
jak na zjawisko pogodowe.
-Brakuje pani urlopu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz