6 grudnia 2011

88. Osiemdziesiąty ósmy. ZEN vs. Hanka

-Na co ona mnie znów namówiła. Kurwa, będę cały wieczór grzebać w piachu. Co to ja grabarz jestem, czy jakaś grabarzowa? Cholera nawet nie wiem jak się nazywa po polsku żona grabarza. Choć to oni taki zawód mają, że kij ich wie, może to flaszka a może łopata. Czy teraz przypadkiem grobów nie kopie się jaką minikoparką rodem z firmy CAT albo jakiejś Husquarny? Zresztą nie wiem. Ostatni raz grzebałam w piachu jak mi chomik zdechł. Byłam wtedy dziewczynką. Mniejszą niż wtedy kiedy nawalałam chłopaków. Cholera, zabiłam tego chomika. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się to absurdalne, że można zabić chomika hulahop. Serio, dzisiaj pomyślałabym, że to jakieś brednie, a ja przecież zaciukałam zwierza. Ale to kurde przypadek był, że na niego akurat spadło. Dostał w łeb i zasnął na wieki. Musiałam go pogrzebać, a że łopatki swojej nie miałam to mi matka z balkonu naszego domku łyżkę do zupy rzuciła. Pamiętam, że miałam ziemię pod pazurami później przez kilka dni. Doszorować mnie matka nie mogła a chłopacy w szkole śmiali się, że jestem biedna i wyrywam korzenie, żeby jeść. Matko! Jakie to popierdolone czasy były. Miałam strupy na kolanach, bo później mnie mój świętej pamięci ojciec na rowerze chciał nauczyć jeździć. A że chomika już nie miałam to ojciec i rower jakiś mi tam wynalazł. Taka kurwa drezyna, że wstyd na niego było wsiadać, a kolana przy nauce równowagi pozdzierałam jakbym co najmniej roczną pokutę na grochu odklęczała u proboszcza na parafii. No właśnie ten nasz proboszcz kurde jakiś w dodatku dziwny był. Klepał dzieci po głowie. Zawsze musiał mi swoje grube paluchy położyć na świeżo umytych włosach, które matka pieczołowicie w pocie czoła niedzielnym porankiem, grzebieniem mi czesała wyrywając kołtuny straszliwe. Miałam kurwa taki hełmofon na czaszce, że na wojnę mogłam bez hełmu iść albo się z bykami na rogi brać. Kurwa, brylantyna była w modzie. No a teraz modne są te jak im tam, no iwenty i dżamprezy. Boże ja taka nie na czasie jestem przez to siedzenie w biurze całymi dniami. Jeszcze teraz taka pora, że wstaję rano i kurwa noc, wracam z pracy i znów kurwa noc, no normalnie nie wiem kiedy słońce zdąża przelecieć ten nieboskłon. Nawet nie mam ochoty, żeby mnie Karol przelatywał, bo taka styrana jestem wieczorem, że jak już wpadnę do domu i wyściskam się z Sylwkiem i pogonię Antka do lekcji to już mi sił nie starcza na wyganianie Konrada do domu, nie mówiąc o figlach z Karolem. No i później rano mijam się w korytarzu z Konradem jak wychodzi z łazienki z porannym, młodzieńczym wzwodem i biegnie do łóżka Michała, a ten chrapie jak jego ojciec. Ja nie wiem jak Konrad to wytrzymuje, ale ja bym mu gębę zakneblowała skarpetami. No, ale co ja mogę. No i jak już legnę taka zjebana po całym dniu koło Karola w łóżku, to on już wie, że ja zmęczona jestem i właściwie fajnie było by się pobzykać, ale leżała bym jak gumowa lalka z rozdziawioną gębą do laski, rękami zgiętymi w pół z zaciśniętymi na niewidzialnym kutasie rękami i nogami rozłożonymi na za dziesięć druga jak ręce na kierownicy na nauce jazdy. No jaki pożytek z takiej lali. A ja to lubię się porządnie zabawić i czerpać z tego przyjemność po maksie. No właśnie kurde a przyjemnie mi się tak leży też koło Karola i jak wącham jego lekko spocone pachy wtulona w jego ramię. Kurde zawsze mam wtedy mokro, no taki samiec to na mnie działa. I czasem się zastanawiam, że on w ogóle chce być ze mną, że ja ostatnio taka nijaka i niedostępna jestem jak abonentka poza zasięgiem. Kurcze a w dodatku Marta, no pipa dzwoni do mnie ostatnio z propozycją, żebym poszła na jakiś zen. A ja w ogóle nie czaję o co jej chodzi. Pomyślałam, że to może jakiś nowy sport albo coś, a ona do mnie, że to sztuka relaksacji i takie tam pierdy, że mi się przyda, że się rozluźnię - nie wiem jak można bardziej, jak i tak po porodzie trzech kloców wagi cztery sto cud, że moja cipka się jeszcze zaciska - no to jak można być luźniejszą? Chyba, że mówiła o odprężeniu, to ja nie wiem, jakoś się chyba skupić bym nie mogła. No ale ona, że tam mantra jest, masaże, jakaś muzyka, malowanie i takie tam pierdy. Zadzwoniła do mnie, że przyjdzie i przyniesie mi jakiś kupon na darmową trzy godzinną sesję i żebym sobie zarezerwowała sobotę, to pójdziemy razem. No to zarezerwowałam i poszłyśmy. Ja jebię, laska od wejścia do mnie z tacą ciastek wyskoczyła, no to ja bach dwa i jeszcze dwa do torebki, a ta się tylko uśmiechnęła. Ja to ciastko jedno do pyska ładuję a tam kurde papier w środku. No ja rozumiem, ale kurde nie sądziłam, że w Japonii jedzą ciasto z papierem. Dopiero później mi moja oświecona siostra powiedziała, że tam była wróżba. No se myślę - spryciarze z tych kitajców - oszczędzają na wróżkach. Przynajmniej nie siedzi Ci taka przed twarzą i nie smędzi głupot, że coś jej się tam w kuli ukazało, a później że to tylko fragment jej szminki, którą niechcący wypluła w czasie mowy soczystej wprost na szklaną kulę. No ale poszłyśmy. Ja to w ogóle nie tutejsza jestem jeśli chodzi o kulturę inszą, niż europejska, bo w Azji nigdy nie byłam a i nie interesowało mnie zbytnio co tam się dzieje. No ale laska w szlafroku zapiętym po kokardkę zaprowadziła nas do oddzielnych pokoi obok siebie i kazała się rozebrać i przebrać w podobne szlafroki co ona. Jeeeezusiu kochany, nigdy nie sądziłam, że zawinięcie prześcieradła wokół siebie będzie graniczyło dla mnie ze sztuką cyrkową. Ile ja się kurwa nawywijałam i namachałam łapami, żeby w ten materiał zawinąć. No ale się udało. Stałam jak ta pinda i czekałam. Laska w szlafroku jak mnie zobaczyła to zaczęła chichrać, że źle, że potrzebuję rąk do grabienia i malowania, a poza tym, nie mam jak usiąść, bo mnie materiał ogranicza. No kurde, owinęłam się jak larwa i stałam w tym kokonie czekając na rozkazy a tu masz ci los no. Ale pomogła mi się wykutać z tego zawiniątka i w końcu klapnęłam o własnych siłach na poduszce położonej na samym środku maluteńkiego pokoiku. Serio, człowiek z klaustrofobią to by se tam włosy w dredy przerobił z przerażenia albo pozbawił się wziął oczu, żeby nie widzieć. No, ale laska coś tam poklikała i nagle rozległa się muzyczka. A właściwie szum, jakby ktoś trawę szlauchem podlewał - tak mi się od razu skojarzyło, no i niechybnie mój sąsiad od razu mi przed oczami stanął jak podlewa swój zielony trawniczek, na który jego pies oddaje tony bobków. No a ten, żeby choć przystojny był, a to kurde takie sadło spasione, wylezie to to na tą zieleninę w samych szortach z lat pięćdziesiątych i świeci golizną i swoimi chudymi nogami, które ledwo utrzymują jego wielki brzuch. Kurde postrach ulicy normalnie, a do tego granatowe skarpetki podciągnięte pod kolana i klapki Kubota. No bajka dla chcących pozbyć się chcicy na seks. No ale muzyczka, to znaczy ten szum niesie się a ja zamykam oczy i odpływa, a lachon do mnie, że nie nie, nie zasypiamy i wręcza mi drewniane kurde grabie. Se myślę - kurwa co jest? Mam się pobawić w ogrodniczkę? No a ona, że tu jest piasek i żebym wsłuchując się w dźwięki, rytmicznie rysowała grabkami wzory na piasku, a na każdym zakręcie jaki zrobię, żebym kładła czarny lub biały kamień. No to patrzę, a obok sterta kamieni - przygotowana na wypadek chęci ukamienowania mnie w razie, gdybym nie wykonała polecenia i zasnęła od tego szumu. Myślę - no dobra laska, zrobię jak zechcesz. Że to niby odpręża i uspokaja. Siedziałam jak ten jełop i szurałam grabiami po piachu, a myśli same mi się do łba cisnęły jak oszalałe. Że zaraz zasnę, więc musiałam się skupić na "niezaśnięciu", jak już się skupiłam na samym grabieniu, to nagle mi w brzuchu z głodu zaczęło burczeć, bo śniadania oczywiście mi moja kochana siostra nie pozwoliła zjeść, bo na ZEeeeN trzeba być oczyszczonym. Sraty taty, kloca bym postawiła i po sprawie. No ale żołądek się odezwał to mnie rozpraszał swoim buczeniem. No ale chwilę później zgrał się w jedno z tym szumem z głośników, więc było luzacko. Jebnęłam biały kamień na rogu w zakolu wzorku na piasku i grabiłam dalej, ale oczywiście nie, nie mogłam siedzieć spokojnie, bo mi ten kamień nagle niesymetrycznie wyglądał i się nie komponował, no więc nie wiedziałam, czy mogę go usunąć. A jak przyjdzie ten Lachon i mnie zaciuka innym kamieniem ze sterty za to, że odważyłam się zabrać kamień z piasku po tym jak go tam cisnęłam? No i rozkminka nad tym jak by to wyglądało gdyby mi łeb albo twarz przemodelowała otoczakiem. Ale ostatecznie doszłam do wniosku, że dla świętego spokoju lachona, zostawię ten przybytek natury w miejscu, gdzie legł za moją sprawczą mocą. Nagle szum zmienił się w pluskanie, no to mi do głowy wakacje z Dawidem i Martą się przypomniały, to zaczęłam się chichrać jak powalona. Na co kurde nagle łomot w ścianę - Ciszej tam! - no to się kurwa odprężę jak mi tu nawet na śmiech nie pozwalają. Patrzę na tą ścianę a ona z drewna i papieru. Jeszcze chwila i sąsiad zza ściany zrobiłby dziurę no i po intymności wspomnienie. A pluskanie coraz silniejsze w głośnikach, jakby deszcz albo wodospad. Siedzę, drobię ten piach, rzucam kamieniami, szum mi szumi w uszach a w nerkach rewolucja. Jak bym się nie skontrolowała, to zlałabym się pod siebie albo do tego piachu jak Pusia w multimedialny żwirek, ale nie siedziałam twardo. Trwało to może kilka minut, ale nie wytrzymałam - Kurwa! Zaraz się zleje przez ten szum wody, jak można się przy tym skupić - wywrzeszczałam i opuściłam pokój. Lachon popatrzyła na mnie. Zrobiłam się purpurowa ze złości i nawrzeszczałam na siostrę, że mi jakieś chińskie terapie wciska, kiedy ja potrzebuję spokoju ducha. No i właśnie tak wylądowałam u pana, panie doktorze. A miało być tak cudownie.
-Pani Hanno czy chciałaby pani dodać do tej opowieści coś jeszcze? - szpakowaty doktor w wieku około pięćdziesiątki popatrzył na Hankę znad okularów pytająco.
-Nie. Chyba nie.
-Tak więc zaczniemy od tego, że ma pani okresowy zespół napięcia emocjonalnego wywołany stresem w pracy - wypalił wstępną diagnozą.
-A po ludzku? - niecierpliwiła się Hanka, patrząc na psychologa jak na zjawisko pogodowe.
-Brakuje pani urlopu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz