"Niniejszym ogłaszam Was mężem i żoną..." - w głowie Hanki zabrzmiał głos odległych wspomnień, kiedy wraz z Robertem stali na ślubnym kobiercu przyrzekając sobie dozgonną miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że się nie puszczą aż do śmierci.... że się nie podpuszczą aż do śmierci.... że sobie nie odpuszczą aż do śmierci...
-Kurwa! - syknęła pod nosem - Że się nie... co? Cholera co za brednie - jęknęła.
-Hanka? Wszystko w porządku? - Marta zaniepokoiła się zachowaniem siostry.
-Tam jest jak? Że się nie podpuszczą czy nie puszczą aż do śmierci? - patrzyła na Martę pytającym wzrokiem jakby jej siostra była co najmniej wyrocznią Delficką. Ale chyba bez odpowiedzi, a przynajmniej sensownej, takiej jakiej Hanka właśnie oczekiwała.
-Hanka, sędzia ogłasza za chwilę orzeczenie. Skup się kobieto na rozprawie - próbowała postawić siostrę do pionu - o czym ty myślisz?
-Oj na wspominki mnie wzięło. Patrz no, cholera przyrzekał mi podpuchę - uśmiechnęła się Hanka, kiedy na salę ponownie wszedł orszak sędziowski.
-Niniejszym ogłaszam - zagrzmiał głos starego, kurduplowatego sędziego z kozią bródką, która wyglądała jak przyklejony do brody kawałek lisiego futra - że uznaję Państwa - za męża i żonę - w głowie Hanki ponownie zagrzmiały fanfary a w niebo wzleciały białe gołębie i oklaski poniosły się po kaplicy, welon powiewał nad śnieżnobiałym trenem sukni ślubnej, w której ledwie dysząca od uścisku gorsetu Hanka, przemierzała zimne wnętrze kaplicy, by wydostać się na zewnątrz, by dostać w twarz pociskiem z ryżu i mozolnie zbierać z brukowanego chodnika przed kaplicą, złote monety o nominale od 1 do 5 groszy, szła by chłonąć chwilę nowego życia u boku swojego, własnego męża, póki jej młotek sędziowski nie zbudził - rozprawę uznaję za zakończoną. Dziękuję, można się rozejść - ostatnie słowa karła z brodą brzmiały jak podziękowanie za wspólne sranie.
-No to jesteś ustawiona na całe życie kochana - Marta pocieszała siostrę, która myślami dalej błądziła po nawach katedry - Hanka? Jesteś tam czy porwali Cię kosmici? - upewniała się, że nie mówi do pustej czaszki.
-Yyy.... co? Jestem, jestem. A jaki jest wyrok? - zapytała bezwiednie, choć w jej mózgu telepały się rozważania nad sensem rzucania monet młodej parze - przecież się człowiek namęczy, żeby to pozbierać, a uzbiera ledwie dychę - myślała.
-Co ty? Nieprzytomna jesteś?
-Ślub mi się przypomniał. Adekwatny do wyroku tylko nie w tę stronę - wyjaśniła półszeptem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz