9 listopada 2012

114. Sto czternasty. Karol i Sylwek.

Aż dziw bierze, że Sylwek nie urodził się oznaczony jakimś cudownym znakiem lub w okolicznościach wskazujących, że przychodzi na świat dziwne, nadzwyczajne dziecko. Hanka nie raz zastanawiała się czy oby na pewno jej berbecia nie podmienili na porodówce, ale jednak wszelkie znaki na ziemi i niebie tudzież podobieństwo fizjonomii wskazuje, że Sylwek mimo wszystko pozostaje ostatnim, szczęśliwcem rodu Robertowego rocznika 2003.
Hanka pewnego dnia, kiedy Sylwek potrafił konstruować już składne i ładne zdania w swojej dziecięcej gwarze uznała, że może on być niezłym sprawdzianem nowych potencjalnych ojczymów dla chłopców, gdyż za każdym razem kiedy przyprowadzała do domu na spotkanie z chłopcami nowego kandydata, Sylwek wypalał z nową niespodziewaną kwestią życiową ujętą w pytanie.
I tak nie zdziwi ją już u Sylwka chyba nic, biorąc pod uwagę, że jego starsi bracia to gej z pomysłami w początkach rozterek życiowych - Michał i rezolutna ciamajda spryciarz z głową w chmurach - Antek. Sylwek mógł być już jedynie filozoficzną miniaturą.
-Przedstawię Ci dziś chłopców - Hanka zwracała się do kolejnych potencjalnych ojczymów.
-Och to cudownie, uwielbiam dzieci - padała najczęściej odpowiedź.
-No no, zaczekaj - tu Hanka zwieszała głos i wołała chłopców.
Kwestie poruszane przez Sylwka zbijały z tropu delikwentów, choć nie odstraszały póki dziecko nie wymyśliło czegoś lub co na szczęście było jedynym powodem, że Hanka zrywała znajomość - kandydat znajdował sobie kochankę, coś zwyczajnie nie grało lub okazywało się, że Hanka jest odskocznią.

"Czy dłubie pan w nosie? 
Śmierdzą panu nogi. 
Ten pan ma brudne gacie! 
Co pan myśli o jedzeniu kotów? 
Ile gwiazd jest w naszej galaktyce? 
Czy gdyby miał pan do wyboru patologiczną rodzinę bez ojca lub rodzinę z gejem wśród rodzeństwa to którą by pan wybrał? 
Czy uważa pan, że Kopciuszek istniała naprawdę?"

Sylwek i jego zagrywki póki nie pojawił się Karol.
-Mamo czy ten pan też ma siusiaka między nogami?
-Kochanie to chyba niestosowne pytanie - zdębiała Hanka.
-Nie, nie czekaj - Karol uspokoił ją i zwrócił się do Sylwka - oczywiście, że mam, każdy facet ma, ty też.
-A skąd pan wie, może jestem kobietą - Sylwek nie dawał za wygraną.
-Możemy to sprawdzić... - zawiesił głos Karol.
-Mamo, ten pan jest spoko. Cześć jestem Sylwek, mów mi Sylwek a do mamy mów ładniej, bo ją kocham.
No i w ten oto sposób Hanka już wiedziała, że będzie cacy.



6 września 2012

113. Sto trzynasty. Hanka 5.

-Mamo! Co robisz? - Antek stał w drzwiach patrząc na Hankę leżącą na sofie. Wgapiała się w jakieś kolorowe czasopismo.
-Czytam dziecko, nie widać?
-Ale trzymasz gazetę do góry nogami.
-Może uczę się być nietoperzem, na to nie wpadłeś.
-A nie powinnaś się w takim razie zwiesić głową w dół?
-A skąd Ty wiesz jak czytają nietoperze?
-Mamo, nie wiem czy wiesz, ale nietoperze nie czytają, to zwierzęta.
-Tak, tak, ssaki takie jak Ty, ale ty jakoś czytasz.
-No bo umiem.
-Może one też umieją...

Zadzwonił telefon.
-Halo? - Hanka zdyszanym głosem odebrała.
-Hanka, cześć kochanie ty moje - zaświergotałem w słuchawkę - co robisz?
-Właściwie to nie wiem od czego mam zacząć - wyjaśniła dysząc do słuchawki.
-Może od początku?
-Na początku był Chaos...
-Może przewiń do ostatnich kilkunastu godzin - wystopowałem Hankę w chęci opowiadania dziejów świata.
-Okna lśnią, podłogi lśnią, kuchnia błyszczy jak nowa, w łazience można pić wodę z kibla i zobaczyć jak połyskuje armatura, na której można by podawać obiad. U chłopaków w pokojach panuje ład i porządek jakbym dzieci nie miała, ale mam, bo czuję, że powietrze w domu drga od ich ruchów, no i słyszę jak mówią. Poza tym właśnie skończyłam prasować ostatnią koszulę Karola, zostały mi tylko ręczniki i spodnie.
-Hanka czy spodziewasz się teściowej?
-Nie, to chyba coś z herbatą nie tak, czuję jakiś dziwny przypływ energii - wyjaśniła niejasno.
-A co piłaś?
-Nie wiem dokładnie, ale mam wrażenie, że Michał skitrał w puszce z ziołową herbatą zioło, bo jakoś mi tak ta herbata pachniała.
-Mamo! Czy ty może piłaś tą herbatę z czerwonej puszki? - usłyszałem nagle głos Michała dobywający się z głębi mieszkania.
-Tak, a co?
-A nie widzisz może zielonych słoni?
-Jeszcze nie, ale znając życie gnoju wpakowałeś tam zielsko?
-Chciałem sprawdzić czy zaparzone też działa.
-Działa.
-Super! Dziękuję, ze sprawdziłaś.
-Słyszałeś gnoja? - zwróciła się do mnie.
-Słyszałem.
-Wpadnij to zrobię obiad i zjaramy se gram herbaty.


18 sierpnia 2012

112. Sto dwunasty. Śniadanie.

-Będę u was za niespełna dwie godziny - głos Hanki w telefonie zaordynował i ucichł.

-Ubieraj się - rozkazałem - Hanka będzie za dwie godziny.
Dawid podniósł z poduszki głowę patrząc na mnie jakbym mówił do niego w innym języku.
-No nie patrz tak postanowiła, że wpadnie do nas na śniadanie. Dobrze, dobrze, niech wpada, może Ci trochę w głowie namiesza i przestaniesz sapać do mnie - sarkastycznym tonem wycedziłem słowa i założyłem na siebie szlafrok.
Zegar wskazywał dokładnie 7:18. Była sobota, dzień lenistwa, dzień robienia porządków, zakupów, dzieci i wyjazdów do znajomych. Letnia woda spowodowała na moim ciele wysyp gęsiej skórki budząc mnie już całkowicie. Strużki spływały delikatnie od mojej głowy przez plecy i rozbryzgiwały się na pośladkach. Zamknąłem oczy podnosząc głowę twarzą do płynącej z deszczownicy wody. Było przyjemnie chłodno.
Nagle poczułem na swoim brzuchu rękę. Ciepłą, szorstką męską dłoń, która bez pozwolenia penetrowała moje ciało powodując minimalne skurcze skóry i delikatny dreszcz. Przesuwała się powoli i ledwie wyczuwalnie wzdłuż mojego prawego boku. Z lewej strony poczułem drugą dłoń która chwyciła mnie za szyję i lekko napierała bym odchylił głowę do tyłu.
-Czyli mamy całe dwie godziny dla siebie - przyciskając swój włochaty tors do moich mokrych pleców Dawid wyszeptał mi do prawego ucha. Brzmiało to jak trzepot motylich skrzydeł tuż przy głowie. Przez myśl przeszło mi tysiąc pomysłów i powodów dla których nie mieliśmy czasu dla siebie wcześniej, ale to było wtedy nieważne.
Chwilę później jego ciepły, mokry język delikatnie pieścił moje ucho po czym szorstkie wargi dossały się lekko do mojej skóry na szyi. Całował i muskał moją szyję i barki delikatnie i z namaszczeniem jakby bał się, że można je zepsuć. Dreszcz obleciał całe moje ciało, które stymulowane dodatkowo Dawida dłońmi popadało coraz bardziej w zapomnienie. Rzeczywistość oddalała się z prędkością światła.
Czułem na swoich pośladkach pęczniejącego kutasa. Dawid obejmując mnie od tyłu wodził swoimi włochatymi rękami po moim brzuchu, udach i szyi przyciskając mnie do siebie mocno. Włochaty tors lekko i rytmicznie pocierał moje plecy a między pośladki co chwila wślizgiwał się napęczniały już dobrze kutas. Wypiąłem lekko pupę w jego stronę pozwalając by główka dotykała zwieraczy. Chwyciłem Dawida za pośladki przyciskając jego biodra mocniej do moich.
-Kocham Cię - szept wyrwał mnie z dreszczowej pajęczyny - i przepraszam, że jestem czasem takim skurwielem.
Odwróciłem się do niego twarzą i popatrzyłem mu prosto w oczy stykając się z nim nosem.
-Ja Ciebie też kocham Mężu i lubię, kiedy jesteś skurwielem - popatrzyłem na niego z uśmiechem - ale nie za często, bo wtedy staje się to denerwujące.
-Wiem - wyszeptał i skleił się ze mną wargami jak ślimak który trafił właśnie na drugiego ślimaka.
Kochaliśmy się delikatnie i namiętnie w strugach chłodnej wody póki z korytarza nie dobiegł nas dzwonek do drzwi.
-To Hanka - wyszeptał Dawid - czy ona musi przyłazić zawsze wcześniej niż się umawia?
-Kochanie popatrz na zegarek - skinąłem głową w stronę modernistycznego przybytku, który odmierzał czas na naszej łazienkowej ścianie. Była dokładnie 9:00 - jest bardziej punktualna niż Ci się wydaje - stwierdziłem i chwyciłem za szlafrok.
-Jak to jest, że czas spędzony z Tobą zawsze wydaje się płynąć szybciej niż normalnie - Dawid wyraźnie zmartwiony klepnął mnie w pośladek.
-Wiesz, zaginam czasoprzestrzeń - roześmiałem się.
-To zagnij ją tak, żeby biegła wolniej a nie szybciej.
-Kocham Cię Ryju ty mój - wystawiłem do pocałunku usta w kształcie dzioba.
-Ja Ciebie też Ryjówko - pocałował mnie i wrócił do kąpieli pozwalając mi pójść otworzyć Hance.

Doszedłem do drzwi człapiąc mokrymi stopami po marmurowych płytkach. Chwila tylko dzieliła mnie od tego by nie wywinąć w powietrzu najpiękniejszego piruetu w dziejach tego mieszkania. Spojrzałem przez judasza - nic. Otworzyłem drzwi, w których stała postać.
Na pierwszy rzut oka - człowiek, ale na drugi - Hanka.
-Dłużej się nie dało? - zapytała na dzień dobry - Na co się tak gapisz pedale? - syknęła wydmuchując z ust włosy, które rozmierzwione we wszystkie strony świata wyglądały jakby zdetonowano w nich właśnie jakiś ładunek jądrowy. Nad lewym uchem spoczywały w nich jakieś resztki trawnika tudzież drzewa lub krzaków, zaplatane w różowo-białą zwiewną chustę.
Hanka wyglądała jak siedem nieszczęść.
-Co się stało? - Dawid, który właśnie doszedł do nas zapytał zdezorientowany patrząc na postać w drzwiach. Hanka stała tam wyglądając jakby własnie wróciła z obozu harcerskiego pokonując drogę powrotną przez ścieżkę zdrowia połączona z czołganiem się i łażeniem po drzewach. Umorusana, nieuczesana z zaciśniętymi na głowie okularami przeciwsłonecznymi z jednym butem pod pachą.
-Będziecie tak stać w samych ręcznikach i podziwiać mnie jak eksponat z galerii nuklearnej czy wpuścicie mnie do domu? - trzymając w prawej dłoni złamaną bagietkę i materiałową torbę z zakupami, z której kapał na korytarz jogurt, Hanka ruszyła na nas próbując wejść do mieszkania.
-Yyy no wejdź wejdź. Ale co się stało? - zapytałem nieco zdezorientowany patrząc na klatkę schodową w poszukiwaniu ciekawskich sąsiadów. Jedyne co zauważyłem to skrzywiony rower  z oberwanym dzwonkiem, oparty o ścianę tuż pod naszymi drzwiami. Hanka
-Byłam na zakupach, nie widać?
-No widać, widać - Dawid owinięty w sam ręcznik chwycił od Hanki torbę z zakupami zaglądając do niej w poszukiwaniu źródła przecieku - postanowiłaś odwiedzić sklep spożywczy w kraju gdzie trwa obecnie wojna, czy może w trudzie i znoju czołgałaś się po sklepie w poszukiwaniu najlepszych produktów? - zażartował Dawid.
-Jedziesz sobie kurwa rowerem kurwa w piękny sobotni poranek do przyjaciół na śniadanie, kurwa, robisz zakupy wybierając najświeższe produkty, kurwa i co? I jedziesz sobie kurwa skrótem przez park po wydeptanej ścieżce. W głowie szał i radość. Patrzysz kałuża a to se kurwa przejadę jak dziecko z nogami do góry i okrzykiem Jupiii. No ale kurwa jak człowiek stary to i głupi. Więc se jadę w tę kałuże a tu jeb - zaczęła opowiadać odgarniając włosy w twarzy i zdrapując błoto z kolana - jak nie przypierdolę w glebę. Koło mi się wzięło skrzywiło, bo oczywiście ja stara pipa nie pomyślałam, że ta kałuża to może jakiś większy dołek z wodą a nie plama na trawniku. Lądowanie miałam w miarę miękkie, bo na krzaku zaraz obok, ale zakupy zbierałam w trawnika w promieniu dziesięciu metrów. Swoją drogą sorka za jogurt. Bagietka złamała się w torbie więc nie jest brudna - uśmiechnęła się podając mi złamaną bułę.
-Kurcze, ale nic Ci się nie stało? - Dawid zmartwił się.
-Ręka mnie trochę boli ale ogólnie jest OK. A wy co znów seks na pogodzenie? Stoję i stoję pod tymi drzwiami jak ta kukła a Wy nic.
-Mówiłeś jej? - Dawid spojrzał na mnie pytająco.
-Nic mi nie mówił - stanęła od razu w mojej obronie - może i jestem zwariowana ale nie głupia, przecież to widać było, że skrzy między Wami od kilku dni.
-Nieee, wszystko jest w porządku - wycedziłem z uśmiechem całując pokazowo męża w policzek - masz tu szlafrok i idź się kochana ogarnij, a my zrobimy śniadanie.

17 sierpnia 2012

111. Sto jedenasty. My.

Dawid wpada czasem do domu po pracy z chmurą gradową nad głową i nic go nie interesuje.
Siedzę w fotelu wlepiony w ekran telewizora zabijając nudę kolejnym reality show. Wrzeszczy wtedy na mnie, że wszystko na jego głowie, że on ma pod górkę wiecznie i że nie wyrabia się z niczym, a ja mu w tym nie pomagam.
W myślach wybucha mi zawsze wtedy kolejna Etna i Wezuwiusz zalewając mnie czerwoną gorączką a dym z uszu mi bucha, aż nie wrzasnę ja.
Obrazki takie zdarzają się z częstotliwością wznoszenia się sinusoidy, toteż niespecjalnie przejmuję się jego histeriami, że mnie zostawi, że on ma wszystkiego dość, że to tak być nie może, że musimy coś zmienić. Ale kiedy pada pytanie: Co? lub Dlaczego? odpowiedź nie pada już żadna chyba, że sapnięcie w stylu: Nie wiem kurwa, mam dość.
No to jak masz dość to zmień coś - myślę wtedy - mnie jest wygodnie tak jak jest.
Trzaska drzwiami, oknami, lodówką, szafkami, rzuca mydłem, chlapie wodą po całej łazience i ma krótko mówiąc wyjebane.

Przytulił mnie na dobranoc. Ja leżący twarzą do ściany, rozmyślający o powstawaniu czarnych dziur w kosmosie czuję nagle jego włochaty tors na swoich plecach i dłonie ciepłe jak bochenki świeżo wyjęte z pieca na swoim torsie.
-Przepraszam - szept burzy moje wyobrażenie o zasysającej materię wszelaką, dziurze.
-Co?
-Oj już kurwa nic - odprzytula się z fochem wielkości dziury ozonowej i odwraca do mnie tyłkiem.
Se kurwa myślę, no żyję z księżną jakąś, bo zapytać nic nie można, tak jakbym czytał w myślach i wiedział wszystko co ma zamiar zrobić i powiedzieć mój jakby nie patrzyć, mąż. Ale nie wiem i nie zamierzam się domyślać. Powtarzam to tryliardowy raz, ale on jak kurwa debil nie przyjmuje tego lub nie słyszy.
-Za co mnie w ogóle kochasz? - pada pytanie z głębi pokoju jakby obraz ze ściany postanowił nagle do nas przemówić. Wiem, że to Dawid dopytuje się o sens istnienia naszego uczucia.
-Za co? Co to zapytanie? Za całokształt - próbuje ominąć trudną rozmowę, która czai się za rogiem.
-Polityczna odpowiedź - stwierdza.
-A czego się spodziewasz o drugiej w nocy? Ze jebnę Ci epopeję o uczuciach jakie do Ciebie żywię? - parskam lakonicznie i nieco sarkastycznie.
-Nie no jasne, najlepiej ominąć temat.
-Chciałem jedynie zauważyć, że to ja nie dostaję jakoś specjalnie wielkich znaków ani sygnałów świadczących o Twoich uczuciach.
-A przytulenie Cię?
-No a za chwilę foch, fajnie.

Rano budzi mnie jego ręka, która rytmicznie masuje mojego twardego kutasa. Aha seks na pogodzenie - myślę zaspany. Nie oponuję, podoba mi się to.
Otwieram oczy i na ten gest jego ręka przestaje już się ruszać.
-Dlaczego przestałeś?
-Chcesz kawę?
-O nie, nie. Teraz to ja cię przelecę.
-Nie mam ochoty. Idę robić kawę.
Nosz kurwa jego mać. Jeszcze chwilę temu próbował doprowadzić mnie do wrzenia orgazmem a teraz nie ma ochoty? - myślę zdezorientowany.
-Ej ej, chwila, co jest?
-Nic. Straciłem ochotę.
Mam czasem ochotę wziąć najostrzejszy nóż w naszej kuchni i zajebać męża kiedy śpi, właśnie za takie zachowania.
-Ale dlaczego?
-Obudziłeś się, a miało być na śpiocha. No nieważne. Chcesz tą kawę?
-Nie, straciłem ochotę. Słuchaj czy ty mnie zdradzasz?
-Weź kurwa przestań - rzuca na odczepne i wychodzi z łóżka.

Cisza w domu panuje już czwarty dzień.

10 sierpnia 2012

110. Sto dziesiąty. Porankiem czyli Sucha Ciotka 2.

Nasze życie o poranku wygląda jak dobrze zmontowany zegar, który odmierza czas dziwnymi rzeczami do momentu zwleczenia naszych ospałych ciał z łóżka i zmuszeniu ich do normalnej egzystencji.
Budzików mamy pięć z czego trzy ustawione w moim telefonie doprowadzają nas obu codziennie do pełnego pierdolca, a mimo to od wielu miesięcy ani ja ani mój mąż nie wpadliśmy na to by ustawić w telefonie jeden konkretny budzik. My zwyczajnie wiemy, że jeden to za mało i tej dewizy trzymamy się dość często.
Chwilę po moich  trzech budzikach dzwoni mosiężny potwór - budzik okrągły, tradycyjny ale obudowę ma z mosiądzu i stali. Podarowała nam go na naszą ostatnią rocznicę znajoma z Hiszpanii twierdząc, że takiego budzika się nie da wyrzucić bo jest zwyczajnie za ciężki.
No kurwa jest - stoi na szafce od pięciu miesięcy i już wrył się swoimi mosiężnymi stópkami w blat zostawiając na nim trzy dziury.
W międzyczasie i międzymiejscu słychać jak ekspres do kawy w kuchni rozpoczyna mielenie porannej czarnej, którą za około dwadzieścia minut wtłoczymy sobie w żołądki gapiąc się w poranną prasę, która z impetem uderza w drzwi naszego mieszkania codziennie o 5:03. Czasem zastanawiam się dlaczego ten jebany gnojek od prasy musi nią tak ciskać. Czy nie może położyć jej pod drzwi jak człowiek... Prawdopodobnie gdybyśmy mieszkali w wieżowcu nie chciałoby się gnojowi na dziesiąte piętro lecieć, ale że mieszkamy w trzypiętrowcu - obskakuje wszystkie dziewięć mieszkań w naszym pionie.
Dokładnie o 6:00 włącza się radio ustawione na kanał ukochany przed Dawida, gdzie już o 6:00 dostajemy porcję najświeższych wiadomości ze świata i kraju oraz przegląd prasy, którą właśnie czytamy oraz prognozę pogody, która sprawdza się tak samo jak moje przewidywanie o deszczu lub słońcu na podstawie tego jak spadnie mi kromka z masłem.

Tego dnia było jednak nieco inaczej.
Dawid chrapał niemiłosiernie przez pół nocy a próby uduszenia go poduszką nie skutkowały na dłużej niż chwilę. Kręciłem się po łóżku jak smród po gaciach próbując znaleźć sobie miejsce w swoim własnym łóżku z dala od wiercącego mózgownicę grrrrr i wrrrr. Gdyby to było mrrrr to może jeszcze bym przeżył, ale grrr nie ścierpię. Jasne, mąż miał wyjebane czy się wyśpię czy nie, czy wstanę czy nie. On i jego królestwo spania było najważniejsze. Wkurw narastał, mimo że mój foch z dnia poprzedniego już poszedł w niepamięć. Wkurw narastał mimo to.
Zerknąłem na zegarek - 3:41. Japierdolę, no zasnę i zaraz będę musiał wstać - syknąłem pod nosem i wysunąłem szufladkę nocnej szafki poszukując w niej stoperów, które chwilę później zagłuszały mi rzeczywistość pomagając w zaśnięciu.

Kiedy Dawid wyszedł z łóżka - nie wiem. Zbudził mnie za to krzyk i szarpanie za moje niewyspane ramię.
-Wtowwoooj! Myźiek wtoowooj - głos Dawida przez stopery brzmiał jak w zwolnionym tempie. Łypnąłem na niego okiem sklejonym niewyspaniem.
-Czego chcesz ode mnie o tak wczesnej porze Misiaczku? - z ironicznym uśmiechem wysyczałem Dawidowi w twarz. Wyciągnąłem stoper z lewego ucha.
-Ciotka.
-Co ciotka?
-Ona chyba nie żyje - patrzył na mnie blady jak ściana - leży w łazience w zimnej wodzie w wannie i jest sina.
-Oj chyba coś Ci się śniło, na pewno nic jej nie jest.
-Nie żartuj sobie. Ona jest sina i leży w zimnej wodzie, to na pewno umarła.
-Ty no weź, jeszcze mi trupa w domu potrzeba - zażartowałem i podniosłem się z łóżka - chodź, zobaczymy co i jak.
Poszliśmy najpierw do pokoju, w którym ulokowaliśmy wujostwo by sprawdzić czy przypadkiem jakaś fatamorgana memu mężu się w łazience nie przydarzyła w postaci ciotki umarłej lub zjawy nieoczekiwanej.
Ale w łóżku leżał tylko nagi, oddychający wujek wypięty w naszą stronę swoja bladą w porównaniu z resztą ciała - dupą. Opalanie w slipach to jest to.
Wszedłem do łazienki, Dawid postanowił zostać za drzwiami. Jasne, kiedy się wali i pali kobiety zostają w bezpiecznej odległości i miejscu a mężczyźni idą na starcie z żywiołem. Kurwa.
W wannie pełnej wody i piany leżała Hilda. Białe, mokre włosy zwinięte miała w minikok i spięte drewnianą klamrą, twarz sina jak beton nie dawała znaku życia. W uszach miała watę.
Aha! - pomyślałem - woda się kurde rusza więc żyje - ciotka oczywiście a nie woda.
-Hallo! Żyje? Czy umarła?* - zadałem pytanie jakbym spodziewał się, że nawet jeśli opcja z gwiazdką okaże się tą drugą mimo wszystko uzyskam odpowiedź. Nie uzyskałem.
Chwyciłem leżącą na umywalce szczotkę i dźgnąłem ciotkę w obojczyk.
Ryknąłem jak poparzony. Szczotka wyleciała w powietrze, woda się prawie rozstąpiła pod naporem potwora - zombie, który wychylił się z wanny wprost na mnie. Dawid za drzwiami przywarł do ściany jakby chciał zlać się z nią i nie być zauważonym jako kolejna ofiara do pożarcia przez zombie. Zawał serca, sraczka ze strachu i jeżozwierz na głowie z gęsią skórką nawet na jajach.
-Co to kurwa ma znaczyć?! - ryknęło do mnie Hildowe zombie.
-To ty jednak żyjesz?
-No chyba logiczne, czemu miała bym umrzeć? - zdziwiona Hilda wyciągała z uszu watę.
Dawid siedział na podłodze chowając twarz w rękach.
-Dlaczego jesteś taka sina i dlaczego leżysz o tak wczesnej porze w lodowatej wręcz wodzie? - zdziwiony próbowałem uzyskać odpowiedzi na pytania wydawałoby się logiczne.
-Maseczki nie widziałeś? - Hilda chwyciła leżącą za jej głową tubę z napisem "Maseczka z alg morskich do cery normalnej i popierdolonej..."
-Maseczka?! - parsknąłem śmiechem - masz twarz jak zombie, jakbyś była trupem - wrzeszczałem na ciotkę wciąż jeszcze przerażony.
-Oj nie sraj żarem kochanieńki - chwyciła za ręcznik by osłonić swoje spalone solarą ciało i wygramolić się z wody.
-No a zimna woda? - Dawid już przytomny dopytywał dalej.
-Ja nie wiem, dwa pedzie i nie wiedzą, że leżanka w zimnej słonej wodzie spowalnia procesy starzenia... - zamyśliła się Hilda - żadne tam kremy ani sremy, zimna woda i sól konserwują najlepiej - na te słowa odezwał się dzwoneczek zamontowany w ekspresie do kawy, który co dzień oznajmiał, że kawa gotowa. Zupełnie jakby myśl o zimnej solance była tą najbłyskotliwszą.
-O piątej rano?
-Co z was za geje - pochylała się mentalnie nad nami ciotka - przecież z samego rana rośnie najwięcej nowych komórek skóry, jeśli się je w tym czasie potraktuje nieco konserwantem to nie stracą swojej żywotności tak szybko, to wie każda szanująca się dama.
-Sorry kochana ale damy z nas takie jak z koziej dupy trąba - stwierdziwszy to wyciągnąłem korek z wanny - chodź poczwaro, zakonserwujesz się teraz kawą.
Cała nasza trójka skierowała się do kuchni w której przywitał na suchy, spalony słońcem Heniek golusieńki od stóp do głów z bladą jak już wcześniej zauważyliśmy dupą. Tym razem stał frontem do nas popijając kawę z filiżanki.
-Dzień dobry - uśmiechnął się - słyszałem, że przeżyliście atak zombie podobnie jak ja na początku.
-Załóż gacie - stwierdziłem i przytuliłem męża na uspokojenie - ty to masz rodzinę Słonko.
-Ano.