10 sierpnia 2012

110. Sto dziesiąty. Porankiem czyli Sucha Ciotka 2.

Nasze życie o poranku wygląda jak dobrze zmontowany zegar, który odmierza czas dziwnymi rzeczami do momentu zwleczenia naszych ospałych ciał z łóżka i zmuszeniu ich do normalnej egzystencji.
Budzików mamy pięć z czego trzy ustawione w moim telefonie doprowadzają nas obu codziennie do pełnego pierdolca, a mimo to od wielu miesięcy ani ja ani mój mąż nie wpadliśmy na to by ustawić w telefonie jeden konkretny budzik. My zwyczajnie wiemy, że jeden to za mało i tej dewizy trzymamy się dość często.
Chwilę po moich  trzech budzikach dzwoni mosiężny potwór - budzik okrągły, tradycyjny ale obudowę ma z mosiądzu i stali. Podarowała nam go na naszą ostatnią rocznicę znajoma z Hiszpanii twierdząc, że takiego budzika się nie da wyrzucić bo jest zwyczajnie za ciężki.
No kurwa jest - stoi na szafce od pięciu miesięcy i już wrył się swoimi mosiężnymi stópkami w blat zostawiając na nim trzy dziury.
W międzyczasie i międzymiejscu słychać jak ekspres do kawy w kuchni rozpoczyna mielenie porannej czarnej, którą za około dwadzieścia minut wtłoczymy sobie w żołądki gapiąc się w poranną prasę, która z impetem uderza w drzwi naszego mieszkania codziennie o 5:03. Czasem zastanawiam się dlaczego ten jebany gnojek od prasy musi nią tak ciskać. Czy nie może położyć jej pod drzwi jak człowiek... Prawdopodobnie gdybyśmy mieszkali w wieżowcu nie chciałoby się gnojowi na dziesiąte piętro lecieć, ale że mieszkamy w trzypiętrowcu - obskakuje wszystkie dziewięć mieszkań w naszym pionie.
Dokładnie o 6:00 włącza się radio ustawione na kanał ukochany przed Dawida, gdzie już o 6:00 dostajemy porcję najświeższych wiadomości ze świata i kraju oraz przegląd prasy, którą właśnie czytamy oraz prognozę pogody, która sprawdza się tak samo jak moje przewidywanie o deszczu lub słońcu na podstawie tego jak spadnie mi kromka z masłem.

Tego dnia było jednak nieco inaczej.
Dawid chrapał niemiłosiernie przez pół nocy a próby uduszenia go poduszką nie skutkowały na dłużej niż chwilę. Kręciłem się po łóżku jak smród po gaciach próbując znaleźć sobie miejsce w swoim własnym łóżku z dala od wiercącego mózgownicę grrrrr i wrrrr. Gdyby to było mrrrr to może jeszcze bym przeżył, ale grrr nie ścierpię. Jasne, mąż miał wyjebane czy się wyśpię czy nie, czy wstanę czy nie. On i jego królestwo spania było najważniejsze. Wkurw narastał, mimo że mój foch z dnia poprzedniego już poszedł w niepamięć. Wkurw narastał mimo to.
Zerknąłem na zegarek - 3:41. Japierdolę, no zasnę i zaraz będę musiał wstać - syknąłem pod nosem i wysunąłem szufladkę nocnej szafki poszukując w niej stoperów, które chwilę później zagłuszały mi rzeczywistość pomagając w zaśnięciu.

Kiedy Dawid wyszedł z łóżka - nie wiem. Zbudził mnie za to krzyk i szarpanie za moje niewyspane ramię.
-Wtowwoooj! Myźiek wtoowooj - głos Dawida przez stopery brzmiał jak w zwolnionym tempie. Łypnąłem na niego okiem sklejonym niewyspaniem.
-Czego chcesz ode mnie o tak wczesnej porze Misiaczku? - z ironicznym uśmiechem wysyczałem Dawidowi w twarz. Wyciągnąłem stoper z lewego ucha.
-Ciotka.
-Co ciotka?
-Ona chyba nie żyje - patrzył na mnie blady jak ściana - leży w łazience w zimnej wodzie w wannie i jest sina.
-Oj chyba coś Ci się śniło, na pewno nic jej nie jest.
-Nie żartuj sobie. Ona jest sina i leży w zimnej wodzie, to na pewno umarła.
-Ty no weź, jeszcze mi trupa w domu potrzeba - zażartowałem i podniosłem się z łóżka - chodź, zobaczymy co i jak.
Poszliśmy najpierw do pokoju, w którym ulokowaliśmy wujostwo by sprawdzić czy przypadkiem jakaś fatamorgana memu mężu się w łazience nie przydarzyła w postaci ciotki umarłej lub zjawy nieoczekiwanej.
Ale w łóżku leżał tylko nagi, oddychający wujek wypięty w naszą stronę swoja bladą w porównaniu z resztą ciała - dupą. Opalanie w slipach to jest to.
Wszedłem do łazienki, Dawid postanowił zostać za drzwiami. Jasne, kiedy się wali i pali kobiety zostają w bezpiecznej odległości i miejscu a mężczyźni idą na starcie z żywiołem. Kurwa.
W wannie pełnej wody i piany leżała Hilda. Białe, mokre włosy zwinięte miała w minikok i spięte drewnianą klamrą, twarz sina jak beton nie dawała znaku życia. W uszach miała watę.
Aha! - pomyślałem - woda się kurde rusza więc żyje - ciotka oczywiście a nie woda.
-Hallo! Żyje? Czy umarła?* - zadałem pytanie jakbym spodziewał się, że nawet jeśli opcja z gwiazdką okaże się tą drugą mimo wszystko uzyskam odpowiedź. Nie uzyskałem.
Chwyciłem leżącą na umywalce szczotkę i dźgnąłem ciotkę w obojczyk.
Ryknąłem jak poparzony. Szczotka wyleciała w powietrze, woda się prawie rozstąpiła pod naporem potwora - zombie, który wychylił się z wanny wprost na mnie. Dawid za drzwiami przywarł do ściany jakby chciał zlać się z nią i nie być zauważonym jako kolejna ofiara do pożarcia przez zombie. Zawał serca, sraczka ze strachu i jeżozwierz na głowie z gęsią skórką nawet na jajach.
-Co to kurwa ma znaczyć?! - ryknęło do mnie Hildowe zombie.
-To ty jednak żyjesz?
-No chyba logiczne, czemu miała bym umrzeć? - zdziwiona Hilda wyciągała z uszu watę.
Dawid siedział na podłodze chowając twarz w rękach.
-Dlaczego jesteś taka sina i dlaczego leżysz o tak wczesnej porze w lodowatej wręcz wodzie? - zdziwiony próbowałem uzyskać odpowiedzi na pytania wydawałoby się logiczne.
-Maseczki nie widziałeś? - Hilda chwyciła leżącą za jej głową tubę z napisem "Maseczka z alg morskich do cery normalnej i popierdolonej..."
-Maseczka?! - parsknąłem śmiechem - masz twarz jak zombie, jakbyś była trupem - wrzeszczałem na ciotkę wciąż jeszcze przerażony.
-Oj nie sraj żarem kochanieńki - chwyciła za ręcznik by osłonić swoje spalone solarą ciało i wygramolić się z wody.
-No a zimna woda? - Dawid już przytomny dopytywał dalej.
-Ja nie wiem, dwa pedzie i nie wiedzą, że leżanka w zimnej słonej wodzie spowalnia procesy starzenia... - zamyśliła się Hilda - żadne tam kremy ani sremy, zimna woda i sól konserwują najlepiej - na te słowa odezwał się dzwoneczek zamontowany w ekspresie do kawy, który co dzień oznajmiał, że kawa gotowa. Zupełnie jakby myśl o zimnej solance była tą najbłyskotliwszą.
-O piątej rano?
-Co z was za geje - pochylała się mentalnie nad nami ciotka - przecież z samego rana rośnie najwięcej nowych komórek skóry, jeśli się je w tym czasie potraktuje nieco konserwantem to nie stracą swojej żywotności tak szybko, to wie każda szanująca się dama.
-Sorry kochana ale damy z nas takie jak z koziej dupy trąba - stwierdziwszy to wyciągnąłem korek z wanny - chodź poczwaro, zakonserwujesz się teraz kawą.
Cała nasza trójka skierowała się do kuchni w której przywitał na suchy, spalony słońcem Heniek golusieńki od stóp do głów z bladą jak już wcześniej zauważyliśmy dupą. Tym razem stał frontem do nas popijając kawę z filiżanki.
-Dzień dobry - uśmiechnął się - słyszałem, że przeżyliście atak zombie podobnie jak ja na początku.
-Załóż gacie - stwierdziłem i przytuliłem męża na uspokojenie - ty to masz rodzinę Słonko.
-Ano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz