18 sierpnia 2012

112. Sto dwunasty. Śniadanie.

-Będę u was za niespełna dwie godziny - głos Hanki w telefonie zaordynował i ucichł.

-Ubieraj się - rozkazałem - Hanka będzie za dwie godziny.
Dawid podniósł z poduszki głowę patrząc na mnie jakbym mówił do niego w innym języku.
-No nie patrz tak postanowiła, że wpadnie do nas na śniadanie. Dobrze, dobrze, niech wpada, może Ci trochę w głowie namiesza i przestaniesz sapać do mnie - sarkastycznym tonem wycedziłem słowa i założyłem na siebie szlafrok.
Zegar wskazywał dokładnie 7:18. Była sobota, dzień lenistwa, dzień robienia porządków, zakupów, dzieci i wyjazdów do znajomych. Letnia woda spowodowała na moim ciele wysyp gęsiej skórki budząc mnie już całkowicie. Strużki spływały delikatnie od mojej głowy przez plecy i rozbryzgiwały się na pośladkach. Zamknąłem oczy podnosząc głowę twarzą do płynącej z deszczownicy wody. Było przyjemnie chłodno.
Nagle poczułem na swoim brzuchu rękę. Ciepłą, szorstką męską dłoń, która bez pozwolenia penetrowała moje ciało powodując minimalne skurcze skóry i delikatny dreszcz. Przesuwała się powoli i ledwie wyczuwalnie wzdłuż mojego prawego boku. Z lewej strony poczułem drugą dłoń która chwyciła mnie za szyję i lekko napierała bym odchylił głowę do tyłu.
-Czyli mamy całe dwie godziny dla siebie - przyciskając swój włochaty tors do moich mokrych pleców Dawid wyszeptał mi do prawego ucha. Brzmiało to jak trzepot motylich skrzydeł tuż przy głowie. Przez myśl przeszło mi tysiąc pomysłów i powodów dla których nie mieliśmy czasu dla siebie wcześniej, ale to było wtedy nieważne.
Chwilę później jego ciepły, mokry język delikatnie pieścił moje ucho po czym szorstkie wargi dossały się lekko do mojej skóry na szyi. Całował i muskał moją szyję i barki delikatnie i z namaszczeniem jakby bał się, że można je zepsuć. Dreszcz obleciał całe moje ciało, które stymulowane dodatkowo Dawida dłońmi popadało coraz bardziej w zapomnienie. Rzeczywistość oddalała się z prędkością światła.
Czułem na swoich pośladkach pęczniejącego kutasa. Dawid obejmując mnie od tyłu wodził swoimi włochatymi rękami po moim brzuchu, udach i szyi przyciskając mnie do siebie mocno. Włochaty tors lekko i rytmicznie pocierał moje plecy a między pośladki co chwila wślizgiwał się napęczniały już dobrze kutas. Wypiąłem lekko pupę w jego stronę pozwalając by główka dotykała zwieraczy. Chwyciłem Dawida za pośladki przyciskając jego biodra mocniej do moich.
-Kocham Cię - szept wyrwał mnie z dreszczowej pajęczyny - i przepraszam, że jestem czasem takim skurwielem.
Odwróciłem się do niego twarzą i popatrzyłem mu prosto w oczy stykając się z nim nosem.
-Ja Ciebie też kocham Mężu i lubię, kiedy jesteś skurwielem - popatrzyłem na niego z uśmiechem - ale nie za często, bo wtedy staje się to denerwujące.
-Wiem - wyszeptał i skleił się ze mną wargami jak ślimak który trafił właśnie na drugiego ślimaka.
Kochaliśmy się delikatnie i namiętnie w strugach chłodnej wody póki z korytarza nie dobiegł nas dzwonek do drzwi.
-To Hanka - wyszeptał Dawid - czy ona musi przyłazić zawsze wcześniej niż się umawia?
-Kochanie popatrz na zegarek - skinąłem głową w stronę modernistycznego przybytku, który odmierzał czas na naszej łazienkowej ścianie. Była dokładnie 9:00 - jest bardziej punktualna niż Ci się wydaje - stwierdziłem i chwyciłem za szlafrok.
-Jak to jest, że czas spędzony z Tobą zawsze wydaje się płynąć szybciej niż normalnie - Dawid wyraźnie zmartwiony klepnął mnie w pośladek.
-Wiesz, zaginam czasoprzestrzeń - roześmiałem się.
-To zagnij ją tak, żeby biegła wolniej a nie szybciej.
-Kocham Cię Ryju ty mój - wystawiłem do pocałunku usta w kształcie dzioba.
-Ja Ciebie też Ryjówko - pocałował mnie i wrócił do kąpieli pozwalając mi pójść otworzyć Hance.

Doszedłem do drzwi człapiąc mokrymi stopami po marmurowych płytkach. Chwila tylko dzieliła mnie od tego by nie wywinąć w powietrzu najpiękniejszego piruetu w dziejach tego mieszkania. Spojrzałem przez judasza - nic. Otworzyłem drzwi, w których stała postać.
Na pierwszy rzut oka - człowiek, ale na drugi - Hanka.
-Dłużej się nie dało? - zapytała na dzień dobry - Na co się tak gapisz pedale? - syknęła wydmuchując z ust włosy, które rozmierzwione we wszystkie strony świata wyglądały jakby zdetonowano w nich właśnie jakiś ładunek jądrowy. Nad lewym uchem spoczywały w nich jakieś resztki trawnika tudzież drzewa lub krzaków, zaplatane w różowo-białą zwiewną chustę.
Hanka wyglądała jak siedem nieszczęść.
-Co się stało? - Dawid, który właśnie doszedł do nas zapytał zdezorientowany patrząc na postać w drzwiach. Hanka stała tam wyglądając jakby własnie wróciła z obozu harcerskiego pokonując drogę powrotną przez ścieżkę zdrowia połączona z czołganiem się i łażeniem po drzewach. Umorusana, nieuczesana z zaciśniętymi na głowie okularami przeciwsłonecznymi z jednym butem pod pachą.
-Będziecie tak stać w samych ręcznikach i podziwiać mnie jak eksponat z galerii nuklearnej czy wpuścicie mnie do domu? - trzymając w prawej dłoni złamaną bagietkę i materiałową torbę z zakupami, z której kapał na korytarz jogurt, Hanka ruszyła na nas próbując wejść do mieszkania.
-Yyy no wejdź wejdź. Ale co się stało? - zapytałem nieco zdezorientowany patrząc na klatkę schodową w poszukiwaniu ciekawskich sąsiadów. Jedyne co zauważyłem to skrzywiony rower  z oberwanym dzwonkiem, oparty o ścianę tuż pod naszymi drzwiami. Hanka
-Byłam na zakupach, nie widać?
-No widać, widać - Dawid owinięty w sam ręcznik chwycił od Hanki torbę z zakupami zaglądając do niej w poszukiwaniu źródła przecieku - postanowiłaś odwiedzić sklep spożywczy w kraju gdzie trwa obecnie wojna, czy może w trudzie i znoju czołgałaś się po sklepie w poszukiwaniu najlepszych produktów? - zażartował Dawid.
-Jedziesz sobie kurwa rowerem kurwa w piękny sobotni poranek do przyjaciół na śniadanie, kurwa, robisz zakupy wybierając najświeższe produkty, kurwa i co? I jedziesz sobie kurwa skrótem przez park po wydeptanej ścieżce. W głowie szał i radość. Patrzysz kałuża a to se kurwa przejadę jak dziecko z nogami do góry i okrzykiem Jupiii. No ale kurwa jak człowiek stary to i głupi. Więc se jadę w tę kałuże a tu jeb - zaczęła opowiadać odgarniając włosy w twarzy i zdrapując błoto z kolana - jak nie przypierdolę w glebę. Koło mi się wzięło skrzywiło, bo oczywiście ja stara pipa nie pomyślałam, że ta kałuża to może jakiś większy dołek z wodą a nie plama na trawniku. Lądowanie miałam w miarę miękkie, bo na krzaku zaraz obok, ale zakupy zbierałam w trawnika w promieniu dziesięciu metrów. Swoją drogą sorka za jogurt. Bagietka złamała się w torbie więc nie jest brudna - uśmiechnęła się podając mi złamaną bułę.
-Kurcze, ale nic Ci się nie stało? - Dawid zmartwił się.
-Ręka mnie trochę boli ale ogólnie jest OK. A wy co znów seks na pogodzenie? Stoję i stoję pod tymi drzwiami jak ta kukła a Wy nic.
-Mówiłeś jej? - Dawid spojrzał na mnie pytająco.
-Nic mi nie mówił - stanęła od razu w mojej obronie - może i jestem zwariowana ale nie głupia, przecież to widać było, że skrzy między Wami od kilku dni.
-Nieee, wszystko jest w porządku - wycedziłem z uśmiechem całując pokazowo męża w policzek - masz tu szlafrok i idź się kochana ogarnij, a my zrobimy śniadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz