17 czerwca 2012

103. Sto trzeci. Dzień święty święcić. Czyli Sylwek i jego filozofia.

Śniadanie z babcią to zawsze dla chłopaków była niezła przygoda. Każdy z nich począwszy od Michała po Sylwka cieszył się, że będzie to inne śniadanie niż zwykle.
Babcia potrafiła chłopaków rozluźnić i rozweselić jak mało kto, a że w rodzinie Hanki wspólne posiłki nie wiązały się praktycznie nigdy z patetyczną i wzniosłą atmosferą, po śniadaniu można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Była w końcu niedziela. Dzień leniwy w każdym zakamarku mieszkania Hanki do tego stopnia, że nawet kurz z nudów osiadł dzień wcześniej by w niedzielę nie osiadać.
Hanka jako nowoczesna matka od dawna wzorem szwedzkich mam postanowiła już jakiś czas temu wprowadzić pewne zasady żywienia obowiązujące wszystkich jednakowo przez cały tydzień. I tak konsekwentnie wdrażała swój plan, że ostatecznie niedziela stała się dniem słodkości.

-Chłopaki do kuchni marsz! - zaordynowała babcia wkraczając punkt dziewiąta do pokoju Antka i Sylwka.
Zastała ich w totalnym rozgardiaszu ledwo znajdując kolejne części ich ciał pod stertami majtek, skarpetek, koców, poduszek, zabawek, gier i tego wszystkiego co w ogólnie pojętym męskim pokoju znaleźć się zdaniem kobiet nie powinno.
-Antek widzę Twoją nogę. Wstawaj nogo i chodź sama, skoro Antonii nie chce z nami iść - zagilgotała wystającą spod kołdry szkitkę. Antek roześmiał się i wyskoczył szybko spod pieleszy.
-Już idę. Cześć babcia. A mama co? Jeszcze śpi? - zainteresował się.
-Nieee, no gdzie. Matka już od rana o Was dba. Poszła do sklepu po pączki - wyjaśniła bardzo wyraźnie po czym skierowała się do sąsiedniego pokoju wiedząc, że znajduje się w nim największy ich amator, który wklejony twarzą w poduszkę odgniatał sobie jej fałdy na poliku, na którym trzydniowy lub pięciodniowy zarost - nie potrafiła ocenić tego na pierwszy rzut oka - zaznaczał wyraźnie, że młody zaczyna już dorastać pełną parą.
-Pąąąąączki - wyjęczał Michał podnosząc głowę z poduszki.
-Tak, specjalnie dla Ciebie młodzieńcze. Matka pomyślała dziś wyjątkowo o Tobie, a dlaczego, dowiesz się przy śniadaniu - wyjaśniła i wyszła z pokoju kierując się do kuchni by nastawić w ekspresie kawę.

Siedzieli przy stole, na którym w centralnej jego części piętrzyły się na talerzu pączki kolorowe jak tęcza.
-Kupowałaś znowu u Adriana? - zapytał Michał.
-Tak. Kazał przekazać Ci pozdrowienia. To po pierwsze, po drugie pączki są z nowej kolekcji: "Tęczowe życie pączka w maśle", która podobno zadedykowana jest Tobie. Chciałbyś mi coś powiedzieć? - zaintrygowana spojrzała na Michała pytająco.
-Oj no podwala się do mnie od kilku tygodni i jest nienaturalnie miły - wyjaśnił niedbale Michał chcąc wyraźnie zakończyć temat.
-Aha, no ja mam nadzieję, że Konrada nie zostawisz.
-Mamo błagam. Jestem z Konradem i tu się nic nie zmieniło od kilku miesięcy, a Adrian niech się wali - zakończył temat po czym skierował twarz do Sylwka - młody nie zeżryj wszystkiego! Podzieliłbyś się ze starszym bratem - roześmiał się próbując wyrwać Sylwkowi pączka niebieskiego jak szafir z ręki.
-Chyba sobie żartujesz - parsknął Sylwek - dziś się nie dzieli.
-Kochanie, podziel się z bratem - Hanka troskliwie zwróciła się do Sylwka.
-Mamo dziś jest dzień nie dzielenia się przecież.
-Jak to?
-Niedziela. Czyli dzień w którym się niedzieli, przecież sama nazwa na to wskazuje - wyjaśnił rezolutnie Sylwek i zatopił zęby w niebieskim pączku.
Popatrzyli po sobie wzajemnie nie wiedząc co powiedzieć.

Około piętnastej Hankę, która ucinała sobie właśnie popołudniową leniuchówkę na kanapie czytając książkę, wyrwało coś ze skupienia. Nadstawiła ucho. Jakby chlapanie.
-Boże co te dzieciaki znowu wymyśliły - zajęczała zdezorientowana nieco wiedząc, że oto musi podnieść swoją szanowną dupę i sprawdzić co się dzieje, bo być może właśnie któryś z nich - a miała tu na uwadze Sylwka i Antka - właśnie radośnie zatapia im chatę bawiąc się w statki w wannie pełnej ponad menisk lub wykonuje fizyczne eksperymenty na odkręconej na całego wodzie w kuchni nie przejmując się rachunkami.
Kiedy wychyliła głowę z salonu zobaczyła zjawisko wręcz prawie nadprzyrodzone w jej bezbożnym domu. Oto przed nią stał Sylwek okutany w prześcieradło wyjęte najprawdopodobniej z kosza na bieliznę, o czym świadczyły pożółkłe plamy pokrywające część materiału - zapewne pochodziły z naturalnych zasobów ludzkich organizmów jakie dorastały w pokojach obok salonu, w którym czytała. Sylwek sunął jak zjawa po korytarzu trzymając w ręce pędzel malarski i wiaderko pełne wody.
Co chwila maczał pędzel w wodzie i rozchlapywał ją po podłodze.
-Dziecko... - wyjęczała do Sylwka Hanka - Haaalloo Huston! Sylwek ocknij się.
-Mamo nie przeszkadzaj - całkiem poważnie zwrócił się do matki.
-Co ty robisz? - zdziwiona zapytała.
-Wypełniam przykazania.
-Jakie przykazania?
-Mamo! No trzecie z dziesięciu. święcę dzień święty - popatrzył na Hankę z uśmiechem na twarzy i nie przejmując się niczym więcej sunął dalej w stronę kuchni chlapiąc wodą po podłodze.
-Ach rozumiem. Uczysz się do komunii. Dobrze, ale kochanieńki idźże święcić i świętować na balkon albo na podwórko, bo będziemy mieć tu zaraz krajobraz bliski ojcu, czyli morze, kochane morze od tego Twojego chlapania.
Popatrzył na nią.
-Dobra pójdę na podwórko, ale czy mogę Cię poświęcić? - zapytał.
-Czasem mam wrażenie, że Was wszystkich podmienili mi na porodówce - wysapała Hanka i pozwoliła schlapać się obficie wodą po głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz