11 marca 2012

97. Dziewięćdziesiąty siódmy. Sanki Hanki i popielnica.

Budzik obudził mnie całkiem przypadkiem. Gdyby nie on, najprawdopodobniej chrapałbym smacznie kolejne długie godziny w wygodnym łóżku pod ciepłą kołdrą.
Hanki łóżko gościnne mogłoby spokojnie stać się stałym elementem wystroju mojego i Dawida mieszkania. Było tak wygodne, że grzechem byłoby powiedzenie z rana, że się w nim człowiek nie wyspał.

Łypnąłem okiem na sufit pogrążony jeszcze w szarości wczesnego poranka, chwilę później mój wzrok skierował się w pozycję poziomą wprost na szafę stojącą nieopodal łóżka, na którą padały delikatne promienie wschodzącego słońca.
-Boże jaka siła każe mi wstawać o tej porze w niedzielę - jęknąłem pod nosem znając doskonale odpowiedź na swoje pytanie - fizjologia dziadu, fizjologia.
Faktycznie, pęcherz miałem wypełniony po brzegi możliwości i tylko cudem unikałem katastrofy zalania anielskiego łoża żółtym płynem. W głowie telepała mi się myśl o spaniu i... rodziło się zastanawianie: Gdzie do diabła jest mój mąż?!

Całkiem odruchowo podniosłem się z łóżka patrząc na sąsiednią poduszkę, na której brakowało zdecydowanie dobrze znanej mi głowy. Niestety wszelkie próby jej znalezienia w łóżku czy pod łóżkiem przyniosły marny rezultat. Dawida w tym pokoju i łóżku tej nocy nie było choć powinien już być.
-Zabalowali tak czy co? - pomyślałem przez chwilę zmuszając zaspane neurony do przypomnienia sobie, gdzie właściwie jest mąż - Myślałem, że firmowe imprezy kończą się o rozsądnych godzinach - mruknąłem pod nosem - Powinien był chyba do mnie zadzwonić, że będą później - chwyciłem szybko telefon do ręki - A no dzwonili i on i Hanka, ale się nie dodzwonili - zmartwiłem się trochę przekornie.

Zerknąłem na godzinę ewentualnych prób dobicia się do mnie i szybko zorientowałem się, że od tamtego czasu minęły raptem dwie godziny. Zwlokłem się z łóżka i podreptałem zaspany do łazienki.
Drzwi pokoju skrzypnęły delikatnie i w tej samej chwili usłyszałem szelest dochodzący z korytarza. Odskoczyłem od drzwi.
-Kurcze, przecież chłopaki są u babci, czyżby szanowni imprezowicze wrócili - wychyliłem głowę za drzwi. -Kurwa - syknąłem - co to ma być?
Dawid w najlepsze z twarzą wciśnięta pomiędzy drewniane szczebelki spał rozciągnięty na sankach trzymając kurczowo w dłoni drążek ze sznurkiem kończącym się tuż przy płozach drewnianego wehikułu śnieżnego.
-What a fuck - podrapałem się po głowie patrząc na niecodzienne zjawisko. Uśmiech na mojej twarzy malował się coraz wyraźniej. Schyliłem się - Miś! - syknąłem - Misiu, dlaczego Ty śpisz na... - zamyśliłem się - na sankach?
-Taaah, swonią swonhi phhh.... - wysapał z siebie Dawid - co, co? - ocknął się.
-Kochanie, śpisz na sankach. W ogóle skąd masz sanki? - zainteresowałem się - chodźcie moje zwłoki do łóżka - pociągnąłem męża do góry wtaszczając go stanowczo do łóżka. Legł jak kłoda zostawiając za sobą tylko smugę rodem z gorzelni.

W korytarzu od sanek niewiadomego pochodzenia do sypialni Hanki, ciągnął się łańcuszek garderobianych rzeczy, które najprawdopodobniej rzucane były na oślep przez pijaną jak szpadel Hankę zmierzającą po ścianie do łóżka. Czerwona prawa szpilka, połyskująca czarna kopertówka, rękawiczka w kolorze burgund, szalik, rękawiczka, szpilka czerwona lewa, rajstopy, bluzka, bolerko, stanik i na końcu stopa Hanki zwisająca z łóżka, a dalej już tylko poimprezowe chuchro.
Leżała jak foka, którą morze niechcący wypchnęło na plażę o świcie. Rozdziabiała twarz udając pisuar, z którego cienką strużką po poliku spływała ślina. Chrapała jak mops.
Pomijając fakt, że spała w spódnicy okryta rąbkiem kołdry zasłaniającej jej klatkę piersiową i część pupy było w tym obrazku coś zaskakującego.
-Boszsz, czy ktoś wam dosypał jakichś prochów do drinków? - zamyśliłem się podchodząc do łóżka. Chciałem przykryć te zwłoki, żeby kompletnie nie zmarzły, kiedy Hanka łypnęła nagle na mnie okiem.
-Ratuj, bo umieram - wyjęczała.
-Cześć piękna. Nieźleście się urządzili wczoraj.
-Jesu, człowieku nic nie mów. Dawid zaciągnął nas jeszcze na sanki.
-Na sanki? To dlatego spał w korytarzu na sankach - zrozumiałem, choć nie zupełnie o co chodzi.
-Spał na sankach? Jesu... to sanki sąsiadki z dołu.
-Dobra idź się przespać - zaordynowałem - Dawida już wrzuciłem do łóżka. Opowiecie mi wszystko później.
-No dobra, ściągnę tylko spódnicę - Hanka podniosła się pokazując się w całej okazałości nago - tylko do cholery nie pamiętam skąd wzięłam tą popielnicę - wyciągnęła spod rogu poduszki wielką czerwoną popielnicę o dziwo czystą, bez petów i prochu. Podsunęła mi ją pod oczy - Może Ty wiesz? - zapytała zdziwiona.
-Nie, nie mam pojęcia, ale widzę, że tęgo było. Obyście następnym razem nie przynieśli do domu zastawy stołowej lub dmuchanej palmy - zaśmiałem się i zabrałem Hance spódnicę z ręki zostawiając ją w objęciach Morfeusza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz