-Halo, dzień dobry. Pani Hanna? - głos w słuchawce wyraźnie zrezygnowany próbował nawiązać sensowna konwersację.
-Tak,
dzień dobry. Jak mniemam wychowawczyni Antka? - Hanka zniecierpliwiona
wiedziała doskonale kto dzwoni. Na wszelki wypadek zapisała sobie ten
numer już dawno temu, bo ilość telefonów ze szkoły jakie dostawała w
ciągu roku szkolnego, generowała najprawdopodobniej większość sumy
rachunku za telefon jaki płaciła szkoła. - Czy coś się stało? - Hanka
już podekscytowana samym telefonem wysapała do słuchawki.
-Właściwie
to nic. Hmmmm mam czasem jednak wrażenie, że za mało uwagi poświęca
pani synowi - nastąpiła pytająca cisza w czasie której Hankę oblał zimny
pot a źrenice przesłoniły jej prawie całe gałki powodując, że wyglądała
w tej chwili jak zjawisko nadprzyrodzone rodem z sąsiedniej planety.
-Yyy. Jak to za mało czasu? - zdziwiła się.
-Kiedy
ostatnio sprawdzała pani choćby to, czy syn spakował książki do plecaka
na odpowiedni dzień tygodnia i odpowiednie lekcje? - nauczycielka
wysyczała w słuchawkę jakby chciała wbić Hance szpilę w plecy.
-No wie pani? Sprawdzam to właściwie prawie każdego dnia - oburzyła się.
-No właśnie, prawie - nauczycielka westchnęła tylko w słuchawkę.
-Proszę
pani, to dziecko ma dwanaście lat, trudno abym traktowała go wciąż jak
gnojka, który nie potrafi nic sam zrobić. Jego obowiązkiem jest
chodzenie do szkoły i wynoszenie śmieci. Nie mogę nieustannie za nim
chodzić i sprawdzać czy spakował zeszyt czy nie - Hanka zdenerwowana
zarzutami nauczycielki uciekła się do podniesienia głosu. W końcu
belferka nie mogła jej nic zrobić przez telefon.
-Proszę się nie
denerwować. Może trochę za ostro potraktowałam temat. Chodzi o to, że
Antek przyszedł dziś do szkoły kompletnie wyjęty z rzeczywistości -
zawiesiła głos.
-Jak to wyjęty z rzeczywistości?
Budzik
zadzwonił w pokoju chłopaków punkt 6:11. Zawsze ustawiali go na dziwnie
krzywą godzinę, bo ani Antek ani Michał nie lubili wstawania o
kwadratowych godzinach w stylu 6:30, 7:15 itd.
-Co za różnica czy
wstanę o pełnej godzinie czy trzy minuty po niej - zwykł przekomarzać
się Michał z Hanką, która zresztą najczęściej przyznawała mu rację w tej
kwestii i sama miała swój budzik nastawiony na 5:38.
Za oknem
panowała kompletna ciemność poranna. Szara, wręcz ponura atmosfera
zaspanego mieszkania i tego co działo się za oknem powodowała, że
otworzenie oczu sprawiało większy problem Antkowi niż rozwiązanie
zadania z matematyki.
Michał przewrócił się na drugi bok i ani myślał wstawać. Jęknął tylko coś pod nosem.
-Dzień
dobry dzieciaki. Może byście już się zwlekli z wyr. Wypada pójść do
szkoły - Hanka rozczochrana jakby w nią piorun w nocy regularnie
znajdował miejsce rozładowań stała w drzwiach i cedziła słowa przez
szczękościsk poranny.
-Mam dziś na popołudnie - wyjęczał spod kołdry Michał.
-Słoneczko
moje, gejusku, masz dziś na 9:10, dziś jest czwartek a nie środa -
oświeconym tonem Hanka zaordynowała porządek dnia i jednym ruchem
ściągnęła z Michała całą kołdrę.
-Ej! Nie lubię jak tak robisz! Nie idę na pierwszą lekcję.
-Nie jęcz dziecko, bo śniadania nie będzie. Wstawaj. A ty Antuś co taki jakiś? Nie wyspałeś się - zwróciła się do Antka.
-Miałem koszmara. Przepuść mnie idę siku.
Poszedł.
-Chłopaki
zostawiam was dziś na pastwę komunikacji miejskiej niestety, bo sama
muszę pojechać do sąsiedniego biura zarządu po dokumenty, a to droga w
drugą stronę niż wasza szkoła, tak więc...
-Dobra luz. daj na bułkę - przerwał jej Michał i wystawił w jej stronę śnieżnobiałe zęby w sztucznym uśmiechu.
-Nie
pyskuj geju bo poszczuję Cię wujkiem Dawidem - zaśmiała się i ucałowała
chłopaków na pożegnanie - a i pamiętajcie, że mogę was zgarnąć ze
szkoły dziś.
-Kobieto idźże już bo jęczysz - Michał wypchnął Hankę z kuchni w stronę drzwi.
Antek wszedł do szkoły. Usiadł na ławce w szatni i przywitał się z kolegą.
-Cześć, zrobiłeś zadanie z matematyki to ze strony 34? - zapytał Hubert.
-Cześć, zrobiłem. Ono było łatwe, ale nie mogłem sobie poradzić z tym z 35 strony. Zostawiłem je. Idziemy? - zapytał Huberta.
-A ty się nie rozbierasz?
-A
no tak - Antek szybko ściągnął kurtkę i przebrał buty po czym jednym
ruchem chciał zdjąć z głowy swoją czapkę czołgistkę. Pluszowy garnek z
nausznikami w kolorze zdechłego kreta z paseczkami i zapięciem na
zatrzaski i skuwkę. Szarpnął raz - nie puściła, szarpnął drugi raz -
zacisnęła się jeszcze mocniej. Zrezygnował z próby oswobodzenia swojej
głowy z czapki i postanowił pójść do klasy w czapce. Ważne żeby się nie
spóźnić na lekcję do pani Cieśli, bo będzie się piłować.
-Antku
a Ty nie zamierzasz przepraszam zdjąć swojego nakrycia głowy? - pani
Cieśla syknęła ostro do Antka - co to za maniery, żeby na lekcję
przychodzić w czapce?!
-Przepraszam - skruszył się Antek - ale nie mogę zdjąć czapki.
Klasa parsknęła śmiechem, ale on całkiem poważnym tonem kontynuował.
-Chodzi o to, że mi się zatrzasnęła na głowie - klasa chichotała jeszcze bardziej.
-Cisza! - wrzasnęła nauczycielka - Jak to zatrzasnęła? Ściągaj ją i to już!
-Ale
niech pani sama zobaczy, że nie mogę - Antek podniósł się z krzesła i
wystawił twarz do nauczycielki, która żwawym krokiem podeszła do
chłopca.
-Coś ty zrobił?
-Nie wiem, szedłem do szkoły i coś
mnie uwierało w brodę to poprawiłem sobie i nagle się w szatni okazało,
że nie mogę zdjąć czapki.
-To może nożyczkami spróbujemy - wpadła na pomysł Cieśla - czy ktoś z was ma nożyczki? - zwróciła się do klasy, ale bez odzewu.
-Mama mnie zabije jak zniszczę czapkę, którą kupiła mi w zeszłym tygodniu - wygłosił swoje obawy Antek.
-Dziecko
drogie, spadłeś chyba z innej planety. Gdzie w ogóle masz zeszyt i
książkę? - zapytała Cieśla patrząc na pustą ławkę Antka i jego kolegi.
-O kurcze! - westchnął Antek - Zapomniałem plecaka.
-A
o czym w ogóle pamiętasz dziś? - z nie dowierzaniem zapytała
nauczycielka - widzę, że głowy nie zapomniałeś, bo utknęła w Twojej
uszatej czapce, ale chyba zapomniałeś wziąć ze sobą rozum.
Antek zachichotał.
-Przepraszam proszę pani.
-Nie przepraszaj mnie. Chodź idziemy do wychowawcy, może coś poradzi.
-Oj nie... znów będzie dzwonić do mamy - zmartwił się Antek.
-Pani
Hanno przyzna pani, że to niecodzienna sytuacja - wychowawczyni Antka
patrząc na Hankę nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Przyznaję - Hanka parsknęła śmiechem patrząc na syna. Nauczycielka nie wytrzymała i obie chichrały jak dzieci patrząc na Antka.
-Anti
- Hanka zwróciła się do syna - Ty i te Twoje pomysły, obiecaj mi przy
pani nauczycielce, że nadrobisz cały dzisiejszy materiał ze szkoły,
jasne?
-Obiecuję.
-Czy mogę go zabrać wcześniej ze szkoły? - Hanka zapytała wychowawczynię.
-Tak. W tym stanie nic dziś nie zrobi. Niech się może wyśpi i oprzytomnieje trochę.
-Do widzenia!
-Do widzenia Antku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz